Na całym zamieszaniu nie cierpią tylko mieszkańcy miasta. Również lokalni politycy, którzy muszą współpracować z oboma panami są zmęczeni tą sytuacją. - Ta sytuacja na pewno nie służy Zielonej Górze. Kubicki i Dowhan zachowują się zupełnie niepoważnie. Te ciągłe szantażowanie się doprowadza później do takich sytuacji jak podczas Festiwalu Piosenki Rosyjskiej. I jak później wyglądamy w oczach innych? Nie ukrywam, że jestem za tym, aby prezydent dał pieniądze na klub, ale żeby dojść do jakiegoś porozumienia, to trzeba usiąść i porozmawiać - przekonuje na łamach Gazety Lubuskiej Jerzy Materna, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Zdaniem Bogusława Wontora, posła SLD i prezesa Lubuskiej Federacji Sportu, poprzez walkę Dowhana i Kubickiego w mediach, zanika sam problem braku porozumienia miasta ze środowiskiem sportowym. - Istnieje pewna cienka granica, którą bardzo łatwo przekroczyć. Chodzi o włączanie sportu do politycznej rozgrywki, a to najgorsze, co może być. Bo jak mam się odnieść do tego, że kibice chcą zrobić referendum w sprawie odwołania prezydenta? Wystarczyłoby usiąść przy stole i poukładać te klocki trochę inaczej. To jest klucz. Inaczej się nie da, a środowisko żużlowe wyraźnie przesadza. I żeby nie było - wyobraźmy sobie sytuację, gdy jesteśmy w filharmonii, a przychodzi grupa zbieraczy znaczków. Siada gdzieś w ostatnich rzędach, je popcorn i głośno rozmawia. Czy tak się robi? Albo że na stadion żużlowy przybywają artyści z filharmonii i zaczynają grać swoją muzykę, uniemożliwiając spokojne oglądanie zawodów. Takimi zagraniami niczego nie da się załatwić - twierdzi Wontor.
Źródło: Gazeta Lubuska
Czy Robert Dowhan i Janusz Kubicki (po lewej) znajdą w końcu wspólny język?