W piątek minęły cztery tygodnie od feralnego treningu, na którym doznałeś kontuzji. Ze zdrowiem już wszystko w porządku?
Adam Czechowicz: Niestety nie. Uraz wciąż daje się we znaki. Najbardziej doskwiera staw barkowy, który został wybity i mam wrażenie, że nie znajduje się we właściwym miejscu. Miałem ponadto pęknięty obojczyk oraz byłem poobijany i oddychałem z problemami. Na ciele pojawiły się tak duże siniaki, jakich w życiu nie widziałem. Z pozoru niegroźnie wyglądający upadek zakończył się dla mnie bardzo źle i jego skutki odczuwam do dzisiaj.
Jak przebiega rehabilitacja?
- Lekarze zalecili mi odpoczynek. Z dnia na dzień jest lepiej, a w rekonwalescencji widać postęp. Bark nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Ból pojawia się tylko, gdy dźwigam jakiś ciężar. Umówiłem się ze specjalistą od tego typu kontuzji i mam nadzieję, że po wizycie leczenie nabierze tempa i uda mi się szybko wrócić do sportu.
Kiedy przypuszczalnie planujesz wyjechać na tor?
- Trudno podać konkretną datę, ale chciałbym wznowić treningi już w następnym tygodniu. Oczywiście nie ścigałbym się od razu z rywalami, tylko jeździł samotnie i zobaczył, jak zachowuje się bark przy użyciu ściągaczy i opatrunków. Wiem, że sezon powoli dobiega końca, lecz zostało jeszcze pięć meczów i liczę wziąć w kilku z nich udział. Z drugiej strony nie warto powracać na siłę, pogłębić kontuzję i statystować na torze. Głód żużla jest jednak bardzo duży.
Przez brak regularnych występów zostałeś odcięty od zarobków. To sytuacja nie do pozazdroszczenia...
- Zdecydowanie. Między innymi po to, by zarobić parę groszy, chcę jak najszybciej wrócić na tor. Oprócz tego, że potrzebuję pieniędzy na życie, to muszę zapłacić mechanikom oraz pospłacać długi, który zaciągnąłem, inwestując w sprzęt. Żużel to bardzo kosztowny sport, ale gdy osiąga się dobre wyniki i nie dochodzi do defektów, to silniki na siebie pracują. Problem pojawia się w momencie równoczesnego spadku formy oraz złośliwości rzeczy martwych. Mnie to się niestety przytrafiło.
Nie omija cię pech. W zeszłym roku zmagałeś się z paskudną chorobą, w tym przyplątała się kontuzja. Ciąży nad tobą fatum?
- Ten sezon rzeczywiście jest pechowy, choć rozpocząłem go nie najgorzej. Udane występy w sparingach i pierwszych meczach ligowych nastrajały mnie optymistycznie. Początek kłopotów to spotkanie z KMŻ-em Lublin. Jeszcze rano, w dniu zawodów, na treningu motocykle spisywały się świetne. Dopiero podczas przedmeczowej rozgrzewki poczułem, że ze sprzętem dzieje się coś niedobrego. Byłem bardzo wolny, a próby walki z rywalami kończyły się upadkami. Przed kolejnymi spotkaniami kombinowałem z silnikami i zmieniałem przełożenia. Gdy wydawało się, że znalazłem optymalne ustawienia, to przez zacięcie się manetki gazu zanotowałem upadek i doznałem kontuzji.
Po kolejnych wywrotkach i niepowodzeniach nie pojawiła się u ciebie psychiczna blokada? Nie obawiasz się walki ramię w ramię?
- Wręcz przeciwnie. W tym nieszczęsnym meczu z Lublinem upadki były efektem tego, że walczyłem z całych sił i wjeżdżałem w miejsca, w które nie powinienem. Nie boję się rywalizacji. Ona jest kwintesencją żużla i mam tego świadomość.
W trudnych momentach możesz liczyć na wsparcie kibiców?
- Sporo fanów podchodzi do mnie i pyta o zdrowie. To bardzo sympatyczne i dodające otuchy. Są też osoby, które non stop krytykują, niezależnie od tego, ile punktów zdobędę. Ich opiniami przestałem się przejmować i nie nazywałbym ich kibicami. Prawdziwy kibic jest ze sportowcem na dobre i złe, krytykuje konstruktywnie oraz ocenia cię przez całokształt dokonań. Trafnie podsumował to Greg Hancock, który powiedział, że jesteś dobry, jak twoje ostatnie zawody. Tak zazwyczaj postrzegają fani, zapominając o tym, co zrobiłeś dla klubu w przeszłości.
Gdy sportowiec znajduje się w kryzysie, często myśli o końcu kariery.
- Ta myśl jeszcze mi przez głowę nie przeszła. Mam dopiero 30 lat i kilka sezonów startów przede mną. Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Staram się jednak zachowywać rozsądek. Gdy żużel przestanie sprawiać przyjemność i będzie przynosił głównie straty, to nad końcem kariery zacznę się zastanawiać. To teoretyczne rozważania. Na razie skupiam się na rehabilitacji.
Na pewno śledzisz wyniki Kolejarza. Po dwóch zwycięstwach z rzędu powróciła szansa na trzecie miejsce, premiowane udziałem w barażach o I ligę.
- Już tyle lat próbujemy uciec z najniższej klasy, że w końcu przydałoby się awansować. Kibice, zawodnicy i ciężko pracujący działacze zasługują na to. Przed drużyną jednak niełatwe zadanie. Kluczowe będzie prawdopodobnie spotkanie w Lublinie.