Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Ostał nam się ino Hampel?

Jak to było u wieszcza? Miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór, ostał ci się ino sznur… Nam, zdaje się, z żużlowej potęgi ostał się ino Hampel, no i w juniorach Janowski z Piotrkiem Pawlickim. A że zdobyliśmy DPŚ? Być może to takie nasze ostatnie podrygi starego dziadygi.

Na półfinał DMEJ na Ukrainę nie wybraliśmy się, bowiem ktoś złośliwie przełożył go na termin naszej ligi, która dla nas jest najważniejsza. Na finał DMŚJ nie pojedziemy, gdyż odpadliśmy w eliminacjach. Nawet teraz, kiedy nikt w nim nie chce wystartować, bo to daleka Rosja i dają nam tam "dziką kartę”, to nie skorzystamy, bo ponoć zaproszenie przyszło zbyt późno. Tak - zdaje się - twierdzi PZM i być może ma rację, a może tam są jakieś ambicjonalne przepychanki z FIM? Acz nie sądzę, znając "niezależność” prezesa Witkowskiego od światowej motocyklowej centrali.

Tak od czerwca, od Cardiff zaczął się nasz upadek w GP (zwłaszcza Tomka Golloba) i od tego czasu w grze pozostaje tylko - znajdujący się w życiowej, fenomenalnej formie - Jarek "Mały” Hampel. Do jednego z moich artykułów powiedział mi, że jest już gotowy do tego, by zostać indywidualnym mistrzem świata. Wczoraj na wrednym (zwłaszcza dla nowych tłumików) i nieprzewidywalnym torze w "Malilli-Godzilli” to udowodnił. Po dynamicznym objechaniu Jonssona wygrał turniej, po drodze pobił rekord obiektu i wreszcie potrafił wyciągnąć wnioski ze swoich wcześniejszych błędów. Kwestia inteligencji. On w Lesznie trenuje na przyczepnym, więc w Malilli wszystko mu przypasowało. Stara zasada mówi bowiem, że kto dobrze jedzie na kopie, to poradzi sobie i na betonie, a odwrotnie nie zawsze, najczęściej zaś nie. Wielu fachowców twierdzi, że Jaro na chwilę obecną jest już najlepszym żużlowcem na tej planecie, lepszym od Hancocka, Crumpa, czy dołującego ostatnio Golloba. Hampel jest teraz drugi w generalce GP (i szkoda, że tyle traci do Grega), ale indywidualnie przewodzi dwóm najsilniejszym ligom świata: Ekstralidze i Elitserien!

Tak czy siak, gdyby został championem, to byłby świetnym ambasadorem speedwaya: grzeczny, kulturalny, skromny, przystępny, otwarty, znakomicie radzi sobie z angielskim… Jeżeli mistrzem ponownie zostanie Hancock, a na to się zanussi (lecz jeszcze nie dzielmy skóry na niedźwiedziu), to tyż bydzie piknie. Jankes jest jeszcze bardziej uśmiechnięty od Hampelka. Jedynym antymistrzem był Nicki Pedersen bo już rudego Crumpa (uwielbiam jego jazdę), choć straszny mruk z niego, dało się jakoś przełknąć.

Tomcio Gollob jako champ również bardzo dobrze wywiązuje się z roli ambasadora speedwaya, a poza tym od pewnego czasu stał się świetnym, koleżeńskim, uśmiechniętym facetem. Trzeba dużo złej woli, żeby tego nie dostrzec. I mimo jego kryzysu formy, to nadal nikt tak nie powozi motorem żużlowym jak właśnie nasz "Gallopik”. Należy mu się szacunek, a teraz potrzeba mu także naszego życzliwego wsparcia, a nie zjadliwej krytyki. W końcu, "trochę” mu polski żużel zawdzięcza, prawda? Piszę to zwłaszcza do pyskatej dzieciarni z Zielonki i Leszna.

Ja sam nie wiem, skąd taki straszny dołek w GP u Tomka. Kontuzje? Ostatnio w ligach co mecz to miał jakiś dzwon. Niedługo więc chyba, zamiast "Chudy” lub bardziej złośliwie "Bidon”, będzie miał ksywę "dzwonnik z Gorzowa”. Mówi, że wszystko z nim jest okey, bo to twardziel, lecz myślę, że jest bardzo obolały. A to nie ułatwia jazdy. Przemęczenie? Nietrafiony sprzęt? Kto wie, czy Tomek np. nie uznał, że w tym roku już zbyt wiele wydał na motory i może przyszedł czas na oszczędzanie? To tylko takie domysły, gdybanie. Może jest jeszcze jakieś drugie dno? Fakt, że od kilku lat Gollob, kiedyś specjalista od jak najgorszych nawierzchni, już tak na kopce nie błyszczy. Ale żeby było aż tak źle jak w Malilli? To do mistrza świata niepodobne.

Czy więc niebawem na GP w pięknym Toruniu znowu zobaczymy szalejącego i wygrywającego "De Tomaso Panterę Golloba”? Oby! Trzymamy kciuki! To wciąż nasz champion!

Nowe tłumiki, osłabiające motory, wytrąciły Tomkowi z rąk jego najgroźniejszą broń, czyli szaleńcze ataki po orbicie, tuż pod płotem. Z tego powodu taki cienki teraz jest też (a nie tylko przez bolesne kontuzje nadgarstków) wielki wojownik i orbitowiec Norweg Holta. Mój kumpel, a szef Unibaksu, Wojtek Stępniewski nie tak dawno ubawił mnie, bo zdradził mi na ucho, że Rune od pewnego czasu bardzo narzeka… na nowe, trefne tłumiki.

No i co z tym Kołodziejem? Czyżby z ubiegłorocznego fightera stał się specjalistą od jazdy figurowej na motorze żużlowym i kręceniu na nim piruetów, zakończonych upadkiem i to po wygranym starcie? Vide bieg 19. w Malilli. Janusz weź się w garść! Za Ciebie również ściskamy kciuki.

Tylko Holder w tej gimnastyce na żużlowym motorze jest od niego lepszy, co udowodnił na meczu ligi brytyjskiej, który oglądałem na Polsacie. Co bieg, to piruecik z wyjścia. A poza tym, jak zauważyłem, ten ogromnie uzdolniony Kangur często nie trzyma ciśnienia w decydujących momentach, a w łuku wygina się i składa na sześć razy, przez co wyhamowuje swój motor i czasem właśnie przez to powoduje też jego obrót wokół własnej osi. Zwłaszcza, gdy trafi tylnym kołem na śliskie miejsce na torze.

Co jeszcze o wczorajszej "Malilli -Godzili”? Wielce utalentowany Sajfutdinow wraca do swojej normy i znów jedzie na urrra! Za cara i rodinu! Nawet w kryzysowych momentach, kiedy wchodzi pod zawodnika kiepsko trzymającego się na motocyklu, to w ogóle nie zamyka gazu! No to postraszony od małej przez Holdera, Emil wyniósł się na zewnętrzną i staranował tam Lindbaecka, który próbował się na nim położyć. Wcześniej krewki Rosjanin załatwił Jonassona, który - szczerze mówiąc - też jest nerwowym rocznikiem. Z Sajfutdinowa rośnie nam chyba drugi "Dziki Nicki” Pedersen. Czy jednak zostanie mistrzem świata zanim na torze zabije siebie, albo któregoś z rywali? Crumpie wraca do światowej formy i choć w Malilli zawalił półfinał, to jednak będzie groźny. Zawsze myślałem, że to kwestia czasu, kiedy "Adrenalina” Jonsson zostanie IMŚ. Teraz adrenaliny jakby mniej, za to więcej myślenia i technicznej jazdy na torze… A więc? Kocham jawę, lecz jestem ciekaw, jakie bebechy wkłada do niej Bjerre, że tak zasuwa. Inna sprawa, iż czeski motor zawsze był lepszy na kopkę niż na beton.

Redaktor Olkowicz z Canal+ chyba czyta moje teksty i wasze wpisy na necie, bo okazał nam wszystkim szacunek, wziął pod uwagę nasze krytyczne opinie i w relacji z Malilli ani razu już nie użył ksywy zawodnika i komentował w sposób bardzo rzeczowy, z dużą samodyscypliną, bez przegięć, a w finale był wręcz wspaniały. Czyli już po kryzysie. Brawo! "Olo” to naprawdę fachman. Znakomicie wypadł elokwentny Dobrucki, Daria jak zwykle profi, tylko legendarny rajder Zenio Plech do tego niestety się nie nadaje. Marudzi jak jakiś stuletni dziadzio i zrobił się nawet kłótliwy. Zabawne były te jego mikrofonowe przekomarzanki z Olkowiczem.

Niezbadana jest dusza frajera

Skoro prezes PZM Witkowski przehandlował z FIM i BSI Miedzińskiego za Kołodzieja, w związku z czym mamy Warda z "dzikusem" na turnieju GP w Toruniu, to czy nie dałoby się np. przehandlować pana Witkowskiego za stałą dziką kartę na GP 2012 dla Kołodzieja, Protasiewicza, Janowskiego lub któregoś z braci Pawlickich? I niech sobie wtedy FIM weźmie Witkowskiego, a my w ramach promocji dorzucimy jeszcze Szymańskiego z GKSŻ. Dobry pomysł?

Taki wpisik zrobiłem sobie na fejsbuku w internecie i natychmiast pojawiła się lawina komentarzy. Na ogół, że wpadłem na dobry pomysł. Niektórzy internauci do Witkowskiego i Szymańskiego chcieli nawet dołożyć FIM-owi pół litry polskiej gorzały lub sto złotych, żeby sobie tylko obu ich wziął. Taki handel wymienny.

- Po ubiegłorocznym GP Challenge w Vojens, w którym Janusz Kołodziej pechowo zajął czwarte miejsce, powiedziałem kolegom z FIM, że nie wyobrażam sobie, by zabrakło go w tegorocznym cyklu Grand Prix. Oni odparli, że jest trzech Polaków w gronie stałych uczestników, a Kołodzieja możemy zgłaszać do turniejów u nas w kraju. Po konsultacji uznałem, że lepiej mieć jedną stałą kartę niż trzy pojedyncze, bo jest w interesie polskiego żużla, by zdolny Kołodziej się rozwijał. Miedzińskiego mi szkoda, dlatego powalczymy, by pojechał z dziką kartą w Gorzowie. Poza tym musimy myśleć o tym, by w innych częściach świata żużel nie zniknął. Dając kartę Wardowi, pomagamy Australii - rzekł na łamach "Przeglądu Sportowego” Andrzej Witkowski, prezes Polskiego Związku Motorowego, z naciskiem na słowo "polski”.

Ktoś może powie, że to logiczna kalkulacja: stała dzika karta dla "Koldiego”, a jednorazówkami niech się rządzą FIM i BSI, zwłaszcza, że w Lesznie przyznali ją miejscowemu Balińskiemu. Tylko co wspólnego z czystym sportem ma taki handelek? To przecież nie bazar.

Dziś wychodzi na jaw, że na GP w Lesznie dziką kartę dano miejscowemu idolowi "Balonowi” tylko dlatego, że źle się sprzedawały bilety na tę imprezę i trzeba było jakoś nagonić tubylców na stadion im. Smoczyka.

Wiemy już, że Witkowski swego tajemnego handlu z FIM i BSI w sprawie "dzikusów” nie konsultował z organizatorami polskich turniejów GP, m.innymi z Toruniem. A to przecież organizator ponosi ryzyko finansowe, gdyby bilety się nie sprzedały! Ani FIM, ani BSI, PZM czy prezes "Witja” ze swojej kieszeni tych ewentualnych strat nie wyrównają!

BSI i FIM są bezczelne. Jeżeli już, to Janusz Kołodziej w ubiegłym roku miał wspaniały sezon. Trzecie miejsce w GP w Bydgoszczy i czwarte w GP w Lesznie (w obu tych turniejach jechał z jednorazową dziką kartą dla gospodarza), z GP Challenge nie awansował tylko przez defekt i jedno zawahanie na torze. Wszyscy myśleli więc, że wniesie on do tego zmurszałego cyklu IMŚ takie ożywienie, jakie wniósł Sajfutdinow. I dlatego na sezon GP’ 2011 obu tym zawodnikom stałe "dzikusy” należały się jak psu zupa! I nikt im łaski nie robił!

Nie znam osobiście Janusza Kołodzieja, ale od wielu zacnych osób wiem, że to szlachetny, charakterny i honorowy człowiek. I dlatego domyślam się, jak musi mu być przykro, gdy Witkowski ujawnia dziś, iż dziką kartę "Koldi” dostał na ten rok - nie za swoją wspaniałą jazdę w sezonie ‘2010 - a jedynie w wyniku pokątnego handlu owego prezesa PZM z BSI i FIM. I jak Januszowi musi być teraz przykro wobec Adriana Miedzińskiego.

Że mamy w cyklu GP aż trzech naszych żużlowców plus Holtę? To teraz trzeba nas ukarać tylko za to, że okazaliśmy się (przynajmniej w ostatnich latach) zbyt dobrzy w te klocki? Tak samo w DPŚ nie ma rezerwowego, bo FIM i BSI twierdzą, że Polacy - w przeciwieństwie do rywali - mogliby wystawić kolejnego silnego jeźdźca. A konkurenci już takich nie mają. Chora argumentacja. Być może więc nowe, trefne tłumiki też wprowadzono głównie dlatego, że na starych byliśmy za silni i próbowano nam odebrać ten atut? Ja już przeżyłem czasy, gdy zachodni tunerzy złośliwie i z premedytacją za dużą kasę sprzedawali polskim zawodnikom silniki z "górnej półki”, czyli te najbardziej zakurzone i najgorsze. Przeżyłem już czasy, gdy w IMŚ zachodni rajderzy ławą jechali przeciw naszemu Tomkowi Gollobowi. Historia lubi się powtarzać. Tym razem w wykonaniu FIM i BSI. To wcale nie jest spiskowa teoria dziejów, to są fakty!

Inna sprawa, iż kolejny raz wychodzi na jaw, jak podszywający się dla kasy pod czwartego w GP Polaka, Norweg Rune Holta szkodzi prawdziwie biało-czerwonym żużlowcom. Po prostu, w razie takich dyskusji, odbiera im jedno miejsce w GP! Argumentacja FIM i BSI: bo przecież naszych w tym cyklu jest aż "czterech”. To po co jeszcze piąty z dziką kartą dla gospodarza?

Że trzeba pomagać Australii? A młode Kangury to gdzie się szkolą jak nie w polskich ligach? A gdzie Australijczycy zarabiają największe pieniądze? Czyż nie u nas? Mało pomagamy? A kto pomaga nam?

Cwaniaki z BSI sprytnie to sobie wykombinowały: uczestnikom GP płacą głodowe stawki: wicemistrz świata Jarek Hampel twierdzi, że gdyby nie jego sponsorzy, to nie stać by go było na pokrycie nawet 20% kosztów udziału w tym cyklu (cyrku). Ale za to owi Angole pobierają ogromny haracz od polskich miast i klubów za przyznanie turniejów GP. Do tego BSI wie, iż to polscy prezesi klubowi i sponsorzy wysokimi kontraktami zabulą za udział swoich żużlowców (także tych zagranicznych) w GP. Bo to właśnie u nas wszyscy ściganci zarabiają na wyścig zbrojeń na GP! Taaa, utrzymujemy cały ten cyrk - i jak widać - nie mamy w nim nic do gadania. Jak ostatni frajerzy dajemy się doić i golić do zera. No cóż, niezbadana jest dusza frajera!

A miejsce Witkowskiego i Szymańskiego na pewno jest bardziej w FIM niż w polskim żużlu!

He, he, jeszcze co do tego handlu dzikimi kartami, to myślałem, że bardziej jest to w stylu przewodniczącego GKSŻ Szymańskiego (Co się z nim teraz dzieje? Co o nim tak cicho ostatnio? Zaszył się gdzieś?), który kiedyś mi wyznał, że onegdaj prowadził w Poznaniu handel turecką konfekcją. Czyli zawodowy kupiec z niego. I zaraz z głupia frant przypomniała mi się taka piosenka zespołu "Big Cyc”:

Berlin Zachodni, Berlin Zachodni

Tu stoi Polak co drugi chodnik

Za każdym rogiem czai się Turek

Sprzedasz mu wszystko tylko nie skórę.

A tak poza tym, to rozumiem jeszcze ewentualnie dziką kartę dla zawodnika gospodarzy, żeby organizatorzy dzięki jego występowi nie zbankrutowali i sprzedali bilety. Ale cztery stałe "dzikusy” na cały cykl GP to nonsens, niemający nic wspólnego ze sportową rywalizacją. Bo miejsce w mistrzostwach świata powinno się wywalczyć na torze, a nie przy zielonym stoliku!

Który lubi dodatkowe dziury?

Nowe, trefne tłumiki zostały wprowadzone bez przygotowania i w takim pośpiechu, że nikt nawet nie pomyślał o ich kontrolowaniu, czy nie są przerabiane wbrew przepisom. A żużlowcy, przynajmniej niektórzy, nie zamierzali się męczyć z tymi ustrojstwami, tylko je właśnie przerabiali, wiercąc w nich m.innymi więcej dziurek. Był więc jakiś dodatkowy przelot i wzrost mocy. Nowe tłumiki to świństwo, lecz niedozwolone przerabianie ich to świństwo podwójne i oszustwo wobec kolegów z toru, którzy godzinami i za duże pieniądze - zgodnie z regulaminem - legalnie starają jak najlepiej dopasować owe nieudane urządzenia do swoich silników.

Ale sprawa się rypła. Najpierw w Anglii wpadł Edward Kennett, który w ligowym meczu walnął maks punktów, po czym pożyczył sprzęt wynalazkowi pt. Morris i on na tym też wygrał wyścig! Tłumik w owym motorze okazał się nielegalnie przerobiony. Zaraz potem w Szwecji ukarano naszego Krzyśka Kasprzaka za… posiadanie (ale nieużywanie) tłumików z niedozwolonymi przeróbkami. Posiadał, lecz nie używał! Jedzie mi tu czołg? Po prostu ktoś go spłoszył i tyle.

Jeszcze śmieszniejszy jest list, jaki szef klubu Poole ponoć wystosował do swoich australijskich zawodników Holdera i Warda. Że niby ufa im bezgranicznie, lecz zarazem… ostrzega, żeby nie kombinowali z tłumikami. Tak z niczego napisał ten list? I akurat tylko do tych dwóch Kangurów? Ciekawostka przyrodnicza, czy coś po prostu zaczynało śmierdzieć?

Ciekawe, jaka była skala tego zjawiska, a raczej oszustwa. Ilu jeźdźców wspomagało się i jak długo nieregulaminowymi tłumikami? Teraz, jeśli któryś z zawodników będzie miał zamontowany w motocyklu nowiutki tłumik prosto ze sklepu, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że wcześniej mógł korzystać z niedozwolonych urządzeń, a obecnie wystraszył się szumu, jaki zapanował wokół tego i po prostu je wymienił na legalne. Warto więc przyglądać się zdobyczom punktowym poszczególnych żużlowców i porównywać je z tym co pokazywali dotychczas.

Dlaczego babcia z Torunia ma takie duże oczy?

W cieniu tych wszystkich zawirowań w speedwayu, powoli jakby z cicha pęk zaczynają się poprzekładane play offy. W ubiegłym tygodniu przed meczem Sparta Betard - Unibax byłem w parku maszyn i zdziwiłem się, jak bardzo goście byli przestraszeni konfrontacją z wrocławianami. A przecież sympatyczne i jakże silne "Anioły” idą na mistrza zaś Sparta zrobiła sensację, że w tym dziurawym składzie, skazywana na pożarcie (też nie wierzyłem w nią), w ogóle znalazła się w czołowej szóstce Ekstraligi! Coś straszna napinka u tych "Krzyżaków” Cali są w stresie.

A w Sparcie wręcz odwrotnie. Ona nic już nie musi, więc jest luz, uśmiech i wzajemna przyjaźń. Dzięki Piotrkowi Baronowi, który w tym sezonie stworzył świetną atmosferę w swojej drużynie i wokół niej oraz natchchnął ją bojowym duchem (wiadomo, na luzie zawsze lepiej się jedzie), Wrocław naprawdę może być dumny ze swej walecznej Sparty Betard. Do tego Heniek Jasek i Tomek Skrzypek, Paweł Kondratowicz, Alek Krzywdziński, pan Artur Dziechciński, wreszcie (od niej powinienem w ogóle zacząć) uśmiechnięta pani prezes Kloc i… szafa gra. W ambitną drużynę WTS-u bardzo chce się skomponować Dennis Andersson. Stara się. Problem w tym, że jest przemęczony zbyt częstymi startami, no i jako juniorowi ciężko mu punktować z pozycji seniora. Wrocław wreszcie ma swoich młodzieżowców (poprzedni, zresztą znakomity, coach Marek Cieślak uważał, że jest stworzony do wyższych celów niż szkółka), coraz pewniejszego i szybkiego na starcie Malitowskiego (rośnie on na kawał żużlowca), walecznego Kociembę (ten zaczynał w Ostrowie) oraz Gradkę. To godziny ciężkiej pracy na torze pod okiem Barona i Jaska oraz w klubowym warsztacie u Krzywdzińskiego. A w szkółce WTS-u ślizgiem zasuwają kolejne młodziaki, a nawet szkraby. Jeden utalentowany dwunastolatek (tak!) już niebawem mógłby się ubiegać o licencję!

Jak wiecie, wspomniany wrocławski mecz z miłym mi Toruniem z powodu deszczu został przeniesiony z ubiegłej niedzieli na dziś. Może Sparta, mimo że Janowski jest poobijany, pokusi się o niespodziankę na własnym, niełatwym torze? Na zdrowy rozum jest to raczej niemożliwe (potencjalna siła Unibaksu jest znacznie większa), tylko co żużel ma wspólnego ze zdrowym rozumem?

Nie widzę więc przeszkód, by Stal Gorzów wygrała dziś w Lesznie. A kto jej zabroni, skoro ambitna królowa Unia wciąż jest porozbijana i bardzo osłabiona? Wiem, że Staleczka kiepsko sobie radzi na przyczepnym i dziurawym torze, a generalnie na wyjazdach, lecz czas wreszcie się przełamać. Zielonka u siebie zaś przydepcze "pierwszoligowy Rzeszów z doklejonym Crumpem”. Chłopaki w ul. Wrocławskiej, zmieńcie swego gniazdowego (a co z tym poprzednim?) i opanujcie się, bo z meczu na mecz tracicie dobrą opinię! Opinię, że jesteście najlepszymi kibicami żużlowymi. A to nie to samo co najwięksi zadymiarze! Nie dawajcie do ręki argumentów prezydentowi Zielonki, który zdaje się wokół żużla prowadzi jakąś polityczną gierkę z prezesem Dowhanem. To jakieś podchody i wzajemne animozje. Prezes Dowhan z kolei rewanżuje się prezydentowi winnego miasta wytykaniem mu spartaczenia nowej trybuny na stadionie. No cóż, obaj zresztą to w zasadzie politycy, a ja politykom nie wierzę.

W żużlowej Ekstralidze dwa kluby zakończą sezon ligowy już w sierpniu. A np. na pierwszym froncie niektórzy mieli z głowy ligowe starty już w lipcu! W środku lata! To chore! A co z kibicami, którzy dopiero przyjadą z wakacji? Trzeba więc bezwzględnie zmienić ten bezsensowny terminarz i regulamin owych rozgrywek.

Nie jestem jakiś specjalnym przeciwnikiem KSM-ów, lecz nie rozumiem, dlaczego np. Sparta (a dotyczy to także innych klubów), gdy wypadnie z jej składu choćby taki Lasse Bjerre, względnie Andersson, nie może w jego miejsce wystawić swego juniora, tylko żeby sklecić obowiązkowy dolny KSM, musi ściągać niepunktujące wynalazki typu Łobzenko lub inny Nielsen (zobaczymy co on dziś pokaże przeciw "Aniołom”, a czarno to widzę) i bulić im za przyjazd niezłą kasę. Bo oni nie wiadomo dlaczego mają u nas z urzędu wysoki KSM 6.50.

Ale do tych problemów i żużlowych dziwactw jeszcze niebawem wrócę! Do zobaczenia więc za kilka godzin na stadionie!

Bartłomiej Czekański

PS Myślę, że obecnie najlepszym żużlowym analitykiem i typerem wyników jest w Polandii były menago "Krzyżaków” i diler części żużlowych Jacek Gajewski. Np. przewidział, że Hampel ogoli Malillę!

Komentarze (0)