W wyścigu 9. doszło do niegroźnego wypadku Mariusza Fierleja na pierwszym łuku. Sędzia spotkania winnym upadku zawodnika lubelskiego klubu uznał Rafała Trojanowskiego. - Trzeba to ocenić. Myślę, że sędzia za bardzo wczuł się w swoją rolę. Nie sądzę, że ten atak był na wykluczenie. Byłem z przodu, a wszystko stało się w pierwszym łuku i trudno powiedzieć dlaczego mnie wykluczył. Mówił, że byłem winny upadku kolegi, więc trudno dyskutować - powiedział wychowanek Stali Rzeszów.
"Trojan" w kończącym sezon w Rzeszowie turnieju zajął dopiero dziewiąte miejsce. - Dla mnie zawody jak zawody. Ja to traktuję jako trening, bo praktycznie dwa miesiące nie ścigałem się z kolegami. Nie czułem się dzisiaj dobrze na torze - tłumaczy.
Wśród zawodników, którzy wzięli udział w Memoriale im. Eugeniusza Nazimka słychać było głosy, iż musieli oni dołożyć z własnej kieszeni do imprezy. - Co tu dużo mówić. Bodajże za piąte, czy szóste miejsce w turnieju kwota wynosi 300 złotych. Koszt przygotowania do takich zawodów to jest około 700 złotych, licząc jedną oponę mniej, bo jechaliśmy cztery biegi. Nie każdy sobie zdaje z tego sprawę. By normalnie przyjechać na zawody, to jest około 1000 złotych. Tyle kosztuje sam udział w zawodach, a co dopiero mówić, że zarabiamy. Na pewno połowa zawodników musiała dołożyć do dzisiejszych zawodów. Jednak nie o to tutaj chodziło, bowiem każdy przyjechał do Rzeszowa ze względu na tradycję i przywiązanie do klubu.
Przed zawodami na rzeszowskim torze kółka kręcili zawodnicy, którzy zakończyli już kariery. - Na pewno taki widok cieszył. Nie spodziewałem się, że będzie ich tak wielu. Naprawdę pokazali się z dobrej strony. Mimo upływu lat, niektórzy byli w dobrej formie. Nie zapomnieli jak się wchodzi w łuk - kontynuował 35-letni żużlowiec.
Przed rozpoczęciem rozgrywek ligowych w sezonie 2011 Rafał Trojanowski zdecydował się na przenosiny do Orła Łódź. Początek sezonu dla "Trojana" nie był dobry, końcówka była już dużo lepsza, jednak sam zawodnik nie może uznać tegorocznych startów za udane. - Spodziewałem się, że sezon 2011 będzie dużo lepszy. Początek, czyli same sparingi na torze w Łodzi były idealne. Nie przegrałem tam ani jednego wyścigu. Myślę, że to mnie troszeczkę uśpiło, bo myślałem, że wszystko jest w porządku. Później zawody i trochę za dużo kombinacji. Chciałem być jeszcze szybszy. Jak już byłem dograny do starych tłumików, weszły nowe. Znowu chwile problemów. Później było dobrze, ale skończyło się kontuzją, upadkiem przed ostatnimi zawodami i dlatego też ta moja przerwa, dwa miesiące nie startowałem. Turniej w Rzeszowie był takim rozruszaniem kości.
Przyszłość łódzkiego klubu stoi pod znakiem zapytania, bowiem prezes Witold Skrzydlewski zapowiada odejście. Rafał Trojanowski nie mówi jednoznacznie, czy pozostanie w ekipie ze stolicy woj. łódzkiego na następny rok. - Dużo zależy od decyzji pana Skrzydlewskiego i jego rodziny. Przypuszczam, że jeżeli on odejdzie, to tam nie ma ludzi, żeby poprowadzili ten klub i utrzymali go na poziomie pierwszoligowym. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy, jaki skład będą widzieli włodarze klubu. Na to wszystko przyjdzie czas. Za tydzień mamy ostatni sparing w Łodzi, no i będę chciał pojechać dobrze, mimo że nie jestem w formie. Jednak tak długa przerwa robi swoje - mówi były stalowiec.
Co jeśli klubu z Łodzi zabraknie w przyszłorocznych rozgrywkach? - Nie myślałem o tym, zajmowałem się rehabilitacją po kontuzji i teraz ostatnio przygotowaniem do turnieju Nazimka. Zobaczymy jak to będzie. Przed nami długa zima, wszystko przez ten regulamin. Będzie czas na przemyślenia. Właściwie za tydzień kończę sezon i wtedy zacznę zastanawiać się co dalej. Chciałbym podziękować firmie Wodrol, prezesowi Zielińskiemu za to, że pomógł mi się przygotować do tego turnieju - zakończył Trojanowski.
Sezon 2011 nie był udany dla Rafała Trojanowskiego