W żużlu chodzi głównie o start – rozmowa z Henrykiem Jaskiem, trenerem Kolejarza Rawicz

Henryk Jasek w ubiegłym roku odniósł spory sukces. Wprowadził do I ligi Kolejarza Rawicz, który dysponował wówczas najniższym budżetem z wszystkich klubów żużlowych w Polsce. Po zimowej przerwie jednak wrocławski trener zadowolony być nie może, gdyż jego podopieczni przegrali wszystkie dziesięć dotychczas rozegranych spotkań w ramach rozgrywek o DM I ligi. Dlaczego tak się dzieje?

Jarosław Handke: Panie trenerze, rawiccy kibice często zastanawiają się dlaczego na treningach zawodnicy ścigają się najczęściej na długości dwóch okrążeń?

Henryk Jasek: To znaczy odpowiem na to w ten sposób: w żużlu chodzi głównie o start. Jest to kluczowy moment dla tego, jak w dalszej części bieg się układa. A nasz rawicki tor jest torem, na którym o końcowym sukcesie decyduje w głównej mierze właśnie moment startowy. I właśnie to staramy się trenować.

Zgadzam się z tym, że start ma kluczowe znaczenie na rawickim torze, jednak w ostatnich meczach przed własną publicznością Kolejarze gubili sporo punktów pod koniec trzeciego i w trakcie czwartego okrążenia. Czy nie brak jednak elementu jazdy na cztery kółka podczas treningów?

- Nie zgodzę się do końca. Przecież jeżdżą u nas zawodnicy, którzy startują także w klubach zagranicznych. Tam mają okazję do tego, aby jeździć normalnie w biegach na długości czterech kółek. Weźmy na przykład takiego Marcela Kajzera. Ma on dużo okazji do jazdy, często startuje w zawodach młodzieżowych, gdzie jeździ się oczywiście na cztery okrążenia. Myślę więc, że to, iż nasi zawodnicy tracą punktowane pozycje w meczach nie wynika z tego, że na treningu nie jeździ się na cztery okrążenia.

W niedzielę przed wami arcytrudny mecz w Poznaniu. Na zwycięstwo nie może pan liczyć. Jakie nastawienie przed tym spotkaniem?

- Mimo tego, że nam w tej lidze idzie nam kiepsko, to wcale nie odpuszczamy meczu w Poznaniu. Będziemy chcieli podjąć walkę. Nie chcę już mówić o konkretnych celach i tak dalej na te kilka meczów, które nam pozostały, bo już nieraz w tym sezonie było tak, że spodziewaliśmy się zwycięstwa, a niestety tak się nie działo. Chłopacy nie mogli zaskoczyć i widać w tej chwili tego efekt.

Jak wygląda sytuacja z Grzegorzem Knappem, który coraz rzadziej pojawia się na treningach w Rawiczu?

- Grzesiek do mnie dzwonił i doszliśmy do wniosku, że nie jest konieczne, aby trenował w Rawiczu. Mamy w tej chwili przed sobą mecz wyjazdowy, tak więc uzgodniliśmy z Grzegorzem, że będzie trenował w Toruniu oraz w Gnieźnie. Tak też się stało i wydaje mi się nawet, że fakt, iż trenował na obcych torach będzie korzystniejszy w kontekście meczu w Poznaniu.

Myśli pan już powoli o tym czy pozostać w Kolejarzu na kolejny sezon?

- Nie zależy to ode mnie. Jeżeli pojawiłaby się taka możliwość, że mogę pozostać w klubie, to nie widzę żadnych przeszkód ku temu. Natomiast, jeżeli nie będzie takiej możliwości, to również rozpaczać nie będę, mam swoją pracę i to też pochłania mi trochę czasu. Prowadzę zakład ślusarski, ostatnio mam dużo roboty, robię klucze dla Volvo.

W kolejnym sezonie kogo z obecnej kadry Kolejarza widziałby pan w składzie? Wydaje się, że na pewno Marcela Kajzera?

- Marcel jako młodzieżowiec jest mocnym punktem drużyny, zresztą w wielu meczach zdobywa więcej punktów niż bardziej doświadczeni zawodnicy. Cały czas się rozwija, ma troszeczkę problemów związanych z techniką jazdy. Preferuje on styl jazdy przy krawężniku, zdecydowanie słabiej idzie mu jazda po szerokiej. Zmiana stylu jazdy jest ciężka do wytrenowania, ale można sobie z tym poradzić. Co do pytania, kogo bym widział na kolejny sezon w zespole, to nie chcę na razie o tym mówić. Gdybym teraz, w trakcie sezonu wymienił takie, a nie inne nazwiska, to mogłoby to wprowadzić trochę złej atmosfery do drużyny. Na chwilę obecną kiepsko radzi sobie większość zawodników, co widać po wynikach Kolejarza.

Prezes Dariusz Cieślak twierdzi, że gdyby nie kontuzja Jerneja Kolenko, to dziś rawiczanie biliby się o górną czwórkę. Podziela pan to zdanie?

- Ta kontuzja bardzo mocno nam pokrzyżowała szyki. To było widać praktycznie od początku, że Jernej wszystko postawił na żużel. Bardzo dużo pieniędzy zainwestował w sprzęt i działał zgodnie z zasadą "albo wyjdzie, albo nie". Niestety, przytrafiła mu się przykra kontuzja. Daj Bóg, żeby w przyszłym roku powrócił w dobrej formie do żużla. Nie wiem dokładnie jak w tej chwili wygląda jego zdrowie, ale zdaję sobie sprawę, że odniósł poważną kontuzję. W przypadku, gdy ucierpi głowa, mogą się zdarzać na przykład zaburzenia świadomości, co jest w żużlu niebezpieczne. Przypomnę, że w meczu inauguracyjnym w Ostrowie jako jedyny pokazał, że umie nawiązać walkę z rywalami. W tamtym spotkaniu tylko on pojechał na niezłym poziomie. W kolejnych meczach brakowało nam właśnie zawodnika, który wyjechałby spod taśmy i robił pewne punkty. Krajowi zawodnicy jeździli "w kratkę", jeśli komuś wyszedł jeden mecz, to w następnym musiał już "nawalić". Nie mieliśmy w drużynie takiego "pewniaka".

Niedawno Andrzej Zieja przyznał, że będzie chciał powrócić do wysokiej formy, ale najpierw musi pozbyć się metalu z kości. Jak pan zapatruje się na sytuację podopiecznego mieszkającego, podobnie jak pan, we Wrocławiu?

- Moim zdaniem Andrzej popełnił trochę błędów. Myślał, że wsiądzie normalnie na motocykl i wszystko będzie wychodzić. Tej zimy jednak nie przepracował tak, jak powinien. A zawodnik po tak ciężkiej kontuzji musi w zimie pracować dwa razy ciężej niż normalnie. Zdaję sobie sprawę, że było to trudne zadanie, ale można było podejść do tego w inny sposób, na przykład mniej biegać (jest sporym obciążeniem kondycyjnym) a na przykład więcej jeździć na rowerze. Są tysiące ćwiczeń o różnym działaniu na organizm. Andrzej podszedł do sprawy w taki sposób: "a jakoś to będzie, będzie ok". Wsiadł na motor i okazało się, że niestety dobrze nie będzie.

Dlaczego dla Jasona Doyle’a zabrakło miejsca w awizowanym składzie na mecz z Poznaniem?

- Jason podszedł trochę niepoważnie do ostatniego meczu. Przyjechał na występ ligowy praktycznie z jednym motocyklem. A jaki zawodnik w polskiej lidze przystępuje do meczu z takim zapleczem sprzętowym?

Bardzo kiepsko poczyna sobie w Rosji Semen Własow. Co się z nim stało?

- Nie wiem do końca dlaczego jeździ teraz tak słabo. Myślę, że jeżeli będę musiał decydować się na któregoś z nich w kontekście przyszłych meczów, to prędzej wybiorę Doyle’a niż Semena. Własow nie poradził sobie po prostu w meczach. Na treningach prezentował się bardzo dobrze, szczególnie na samym początku sezonu, ale kiedy przyszło już do rozpoczęcia ligi, to mocno zawodził.

Źródło artykułu: