Nie potrafię zdobywać punktów w Bydgoszczy - rozmowa z Dawidem Stachyrą, żużlowcem Lotosu Wybrzeże Gdańsk

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Drużyna Lotosu Wybrzeże Gdańsk porażką w Bydgoszczy nieco skomplikowała sobie drogę po awans do Speedway Ekstraligi. Gdańszczanie ulegli w grodzie nad Brdą miejscowej Polonii 33:57. Dawid Stachyra, żużlowiec Lotosu, w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl tłumaczy przyczyny porażki gości.

Michał Kowalski: Przegraliście z Polonią aż 33:57. Deklarowaliście, że jedziecie do Bydgoszczy po zwycięstwo, więc chyba nie na taki wynik liczyliście?

Dawid Stachyra: Najwidoczniej po prostu ciężko się nam wszystkim jeździ w Bydgoszczy. Wiadomo, rywal był wymagający i prezentował wielką klasę. Nawiązanie walki z nimi na dystansie było bardzo trudne. Dostaliśmy sromotne lanie, ale to jeszcze nie koniec świata, bo mamy jeszcze mecz w Gdańsku i tam na pewno będzie lepiej. Trzeba walczyć do samego końca.

Jak ocenisz swoją postawę w tym meczu?

- Niestety nadal nie rozszyfrowałem toru w Bydgoszczy, bardzo mało tu jeździłem. Odjechałem tu pięć biegów i po prostu nie wiem, jakie ustawienia stosować. Myślałem, że po czerwcowym meczu będę trochę mądrzejszy, ale wciąż jest ciężko. W zasadzie cała nasza drużyna spisała się poniżej oczekiwań.

Do pewnego momentu w tym sezonie jeździłeś bardzo słabo. Nagle twoja forma znacząco wzrosła. Co jest tego powodem?

- Wyszliśmy z pewnych kłopotów sprzętowych, które dopadły nas na początku rozgrywek. To pozwoliło nam pokonać pewnie problemy i przeciwności. Zaczęła się lepsza jazda i mogę być z siebie zadowolony. Mecz w Bydgoszczy był po prostu wpadką i tyle. Nie biorę tego jakoś bardzo do siebie, chociaż nadal Bydgoszcz jest dla mnie nieodczarowana. Najzwyczajniej nie umiem tutaj zdobywać punktów.

Jak mógłbyś podsumować sezon 2011 w twoim wykonaniu?

- Dzięki tej drugiej jego części mogę powiedzieć, że był średni. Choć nie tak oczywiście miało to wszystko wyglądać. Czasu jednak się już cofnąć nie da. Jedziemy dalej, taki jest właśnie sport - raz lepiej, a raz gorzej. Chciałem lepiej, wyszło gorzej. Mamy jeszcze dwa mecze, w których postaramy się pokazać, na co nas stać.

Będziesz za rok startował w barwach gdańskiej drużyny?

- Za wcześnie jeszcze na takie deklaracje. Poczekamy, jak to się wszystko potoczy i wtedy dopiero będziemy myśleć. Ja ze swojej strony chciałbym zostać, bo jeżdżę tu już dwa lata i osiągnąłem pewną stabilizację. Dobrze współpracuje mi się z ludźmi i jeśli będą mnie dalej chcieli, to myślę, że szybko znajdziemy wspólny język.

Masz jakieś cele na nowy sezon? Może stabilizacja formy?

- Na razie nie chcę mówić o żadnych celach. Dopiero zimą będzie można o tym myśleć.

W czerwcu zarówno Grudziądz, jak i Gniezno zaczęły jeździć bardzo dobrze. Był taki moment, że zwątpiliście już w ten awans?

- Przyznam szczerze, że nie. Chociaż na pewno sytuacja po rundzie zasadniczej nie była dla nas ciekawa. Wygraliśmy jednak dwumecz z Gnieznem i to tak naprawdę dużo nam dało. W Bydgoszczy cały czas nam się nie wiodło, także próżno było tam szukać punktów. Mamy jeszcze dwa spotkania, najpierw u siebie właśnie z Bydgoszczą. Tą potyczkę powinniśmy wygrać. Potem wyjazd do Grudziądza, gdzie możemy z pewnością pokusić się o zwycięstwo. W tej chwili myślimy tylko o tych dwóch pojedynkach.

Wielokrotnie gdy wysoko przegrywacie, potraficie w sobie tylko znany sposób odwrócić losy meczu i wrócić do gry. Z czego to wynika?

- W Gnieźnie akurat mecz w drugiej części się dobrze ułożył głównie dlatego, że trener mądrze wykorzystywał Darcy’ego Warda, który jechał bardzo dobre zawody. Ja dorzucałem cenne punkty, Mikael, Magnus, więc co bieg to jakieś cenne oczka. W meczu z Polonią nie było szansy na odrobienia strat, gdyż brakowało u nas zawodników, którzy mogliby pociągnąć ten wynik.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)