Cały ten sezon przegraliśmy u siebie - I część rozmowy z Michałem Szczepaniakiem, zawodnikiem Startu Gniezno

Ze średnią biegową 1,830 na 23 pozycji wśród najskuteczniejszych żużlowców pierwszej ligi ukończył sezon 2011 Michał Szczepaniak. W pierwszej części rozmowy ze SportoweFakty.pl 28-letni żużlowiec podsumował sezon 2011.

Maciej Kmiecik: Skończyłeś sezon chyba z poczuciem jeśli nie dużego to przynajmniej lekkiego niedosytu? Awans był tak blisko, a jednocześnie tak daleko...

Michał Szczepaniak: Dokładnie. W Częstochowie szło wszystko dobrze, ale niestety trochę zabrakło do pełni szczęścia. Zdaję sobie sprawę, że moich punktów także zabrakło w tym meczu. Niestety, taki jest sport. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, zarówno w play-off jak i w barażach. Jednak zarówno w jednym jak i drugim przypadku trochę nam zabrakło do realizacji celu.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że awans do Ekstraligi przegraliście na własnym torze. Podzielasz tę opinię?

- Owszem. Uważam, że cały ten sezon przegraliśmy u siebie. Na wyjazdach bywało lepiej niż na własnym torze. To dziwne zjawisko, ale niestety tak było. Mecze u siebie z Gdańskiem czy Częstochową nie były takie, jak powinny. Pojechaliśmy wówczas gorzej niż na wyjazdach. Własny tor był zawsze atutem gnieźnieńskiej drużyny. W tym roku tego nie było.

Wasz tor na mecz barażowy był przygotowany inaczej niż zazwyczaj. Może to was zaskoczyło?

- Być może było to przyczyną naszych niepowodzeń na torze w Gnieźnie. Teraz jednak można tylko wyciągnąć wnioski i zastanowić się, co było nie tak. Nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem.

Dwa ostatnie sezony spędziłeś w Gnieźnie. Pierwszy rok pod względem indywidualnych zdobyczy był chyba dla Ciebie lepszy?

- Bez wątpienia, tak. Przede wszystkim był to równy i solidny sezon. Ten rok rozpoczął się od wpadki w Gdańsku. Później było nieco lepiej, a następnie znów się popsuło, kiedy weszły do użycia nowe tłumiki. Kilka meczów uciekło mi niepotrzebnie. Zaczęły się cuda ze sprzętem.

Długo szukałeś ustawień motocykla optymalnych dla nowych tłumików?

- Tak jak wspomniałem, kilka meczów było gorszych właśnie po wprowadzeniu nowych tłumików. Potrzebowałem trochę czasu, by dojść do ładu z silnikami. Trzeba było się zorientować, co się przegrzewa szybciej, które elementy trzeba wymieniać częściej niż dotąd. Praktycznie po jednym, dwóch meczach silnik czasami przestaje jechać. Trzeba więc remontować go i budować praktycznie od nowa.

O ile zwiększyły się zatem koszty utrzymania sprzętu po wprowadzeniu nowych tłumików?

- Dużo. Bardzo dużo. W zeszłym sezonie silnik wytrzymywał 4-5 meczów. Teraz dwa mecze i trzeba rozbierać ten silnik. Praktycznie odjechałem mecz i trening i trzeba było remontować, bo więcej jeździć na tym samym się nie dało. Było to zbyt duże ryzyko, by jechać kolejny mecz bez remontu. Zdarzało się, że jechało się jeden mecz więcej bez przeglądu i silnik po pierwszym biegu już nie istniał. Już teraz mniej więcej wiemy, o co chodzi z tymi nowymi tłumikami. Trzeba zimą odpowiednio się przygotować, tak by nie było już w przyszłym sezonie wpadek na skutek nowych tłumików.

Skończyłeś sezon 2011. Co dalej?

- Trudno powiedzieć. Mam kilka ofert. Nie chcę mówić, z jakich klubów. Z jednej strony chciałbym trochę ochłonąć i na spokojnie to wszystko przemyśleć. Z drugiej, telefony dzwonią dosyć często i działacze wręcz nalegają, żeby decydować się jak najszybciej.

Teoretycznie kontraktów jeszcze podpisywać nie można, a jak widać, okres transferowy w pełni...

- Wiadomo, że są to na razie luźne rozmowy. W praktyce kontrakty możemy podpisywać dopiero w grudniu. Rozumiem kluby, które chciałyby wiedzieć, na czym stoją i na kogo mogą liczyć. Ja z jednej strony chciałbym także mieć szybko za sobą wybór klubu, ale z drugiej wcale nie chcę się z tym śpieszyć. Co nagle to po diable.

W drugiej części rozmowy Michał Szczepaniak powiedział dla SportoweFakty.pl czy otrzymał propozycję startów od swojego dotychczasowego klubu oraz czy chciałby startować w ekipie beniaminka pierwszej ligi, Lubawie Litex Ostrów.

Komentarze (0)