Pierwsza część rozmowy z Piotrem Szymańskim
Od lat GKSŻ pozwala na to, aby do rozgrywek przystępowały zespoły, które mają zadłużenie względem zawodników. Wszystko w myśl źle pojętego dobra sportu żużlowego. Czy ten proceder będzie ukrócony?
- Muszę tu sprostować pojęcie, kto dopuszcza zespoły do rozgrywek ligowych. Nie robi tego GKSŻ, która nie ma takich uprawnień. Proces licencyjny odbywa się pod nadzorem Zespołu do spraw licencji PZM. Do rozgrywek nie został przyjęty żaden klub, który ma długi.
To skąd się biorą sytuacje, w której kluby otrzymują bezwarunkową licencję na starty w przyszłym sezonie, a już na początku rozgrywek pojawiają się informacje o zaległościach względem zawodników jeszcze za poprzedni sezon?
- My o takich sytuacjach nie wiemy. Czytamy o tym w mediach, ale nikt do nas nie złożył nigdy oficjalnego doniesienia w tej sprawie oprócz jednego przypadku. Stąd nie mamy podstaw do tego, żeby interweniować. Swoje decyzje podejmujemy na podstawie oświadczeń klubów, które twierdzą, że nie mają długów. Wszystkie składane przez kluby dokumenty odpowiadają przepisom, a dostarczone ugody z zawodnikami mają odpowiednią formę i są potwierdzane przez obie zainteresowane strony.
Ale skoro pojawiają się informacje na temat zadłużenia klubów, a z drugiej strony Zespół do spraw licencji PZM nie ma podstaw do interwencji w tej sprawie, to czy nie dochodzi pan do wniosku, że system kontroli klubów w zakresie finansów nie jest właściwy?
- Aby uciąć te plotki, wprowadziliśmy do Regulaminu przyznawania licencji rozwiązanie, że nie tylko klub, ale również zawodnik będzie musiał złożyć oświadczenie, że klub nie zalega mu pieniędzy. Takie oświadczenie będzie równoznaczne z tym, że oświadczenie klubu jest prawdziwe.
Podczas narady przedstawicieli klubów, jeden z prezesów stwierdził, że PZM tak naprawdę powinien zajmować się kontrolą płatności klubów względem instytucji państwowych i PZM. Sprawy zadłużeń względem zawodników nie powinny podlegać kontroli. Jako przykład podano kluby piłkarskie, gdzie zadłużenia sięgają milionów euro. Czy pan się zgadza z tym twierdzeniem?
- W pewnym momencie pomyślałem, że być może jest to właściwy tok rozumowania. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem jednak, że nie może być zgody na zadłużenie klubu względem zawodników. Jeżeli ktoś nie jest w stanie wywiązać się ze swoich obietnic względem zawodników, to znaczy, że nie powinien prowadzić klubu. W następstwie padają oskarżenia, że to właśnie PZM "zabija żużel", bo nie chce dopuścić do rozgrywek zadłużonych klubów. Jeżeli ktoś podjął się prowadzenia klubu, to musi wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje działania.
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że kluby I i II ligi chcą się spotkać, aby rozmawiać o zmianie przepisów licencyjnych, mimo że zapowiedział pan, iż nie ma możliwości ingerencji w te przepisy. Chodzi głównie o możliwość wydłużenia spłaty zaległości względem zawodników.
- Nie ma takiej opcji. Jestem po konsultacjach z Prezydium ZG PZM i z nową GKSŻ i wiem, że nie będzie zgody na takie rozwiązanie. Tylko w przypadku niektórych klubów dochodzi do problemów związanych z finansami. Kluby mają czas na podpisanie ugód z zawodnikami i później wywiązanie się z nich. Jeżeli nie potrafili spłacić zobowiązań w trakcie sezonu i po jego zakończeniu, to jest to ich problem i decyzji, które podejmowali kontraktując poszczególnych zawodników.
GKSŻ od lat postrzegana jest jako organ decyzyjny w sporcie żużlowym. Tymczasem pełni jedynie funkcję doradczą dla PZM, w którego gestii leżą wszystkie decyzje. Czy coś w tym zakresie ma się zmienić?
- Musimy rozróżnić dwie sprawy. Jedna sprawa to procedury licencyjne - to jest gestia PZM i druga sprawa to tematy regulaminowe, które leżą w gestii GKSŻ. Tutaj nikt od lat nie wchodzi sobie w kompetencje.
To dlaczego wielokrotnie, kiedy pojawiały się zarzuty względem GKSŻ, to umywali państwo ręce, że dane działania nie leżą one w gestii waszych kompetencji?
- Proszę o przykłady takich sytuacji.
Pierwszym z brzegu jest sprawa nowych tłumików.
- Federacja podjęła decyzję w sprawie nowych tłumików. Zawodnicy wiedzieli o tym od trzech lat. Afera powstała na krótko przed rozgrywkami. W tym momencie zorganizowaliśmy spotkanie z prezesami i podjęliśmy decyzję taką, jak chcieli prezesi.
Czyli po części chcąc uniknąć krytyki w tym zakresie, umyliście ręce i oddaliście decyzję w ręce prezesów?
- W związku z tym co się działo uznaliśmy, że to musi być decyzja środowiska, a nie tylko nasza.
Trudno nie odnieść wrażenia, że żużel dla PZM to zło konieczne, bo priorytetem są przede wszystkim rajdy. W jaki sposób zamierzają panowie jako nowa GKSŻ dążyć do zmiany priorytetów PZM i czy rozważacie możliwość wyodrębnienia ze struktur PZM.
- Ja nie wiem, czy żużel jest dla PZM złem koniecznym. PZM funkcjonuje jako związek, który zrzesza również inne dyscypliny. Żużel należy do najbardziej medialnych dyscyplin. Jest to jeden z zakresów działalności PZM. Ja myślę, że dyscypliny są traktowane równo. Patrząc na sukcesy ostatnich lat związane z Reprezentacją i wygenerowanie znacznych środków wspierających wszystkie polskie kadry poprzez pozyskanie sponsorów firmy Nice czy ENEA są na to najlepszym przykładem. Żadna złotówka z pozyskanych środków nie została zmarnotrawiona, a wszystkie trafiły do naszej dyscypliny.
To w takim razie proszę o konkret. Jaki procent wydatków PZM stanowią nakłady na żużel?
- Każda komisja ma budżet i wszyscy mogą liczyć na maksymalnie 20 procent.
Ile w takim razie przypada na żużel?
- Jedna komisja dostała więcej, druga mniej. Budżet w sezonie 2011 to było 315 000 zł (bez pieniędzy sponsorów itp.). Zaznaczę jednak, że PZM nie opiera się na dotacjach. Jest to holding spółek, które pracują na swój zysk.
Na trzecią część rozmowy z przewodniczącym GKSŻ zapraszamy w środę.