Paweł Zeller, Mateusz Makuch: Co sprawiło, że postanowiłeś pozostać w Częstochowie na kolejny sezon?
Daniel Nermark: Miałem świetny sezon, w Częstochowie jest dodatkowo bardzo fajna atmosfera i uważam, że przyszły rok może być jeszcze lepszy w moim wykonaniu. To są powody, dla których pozostałem w Częstochowie.
Długo zastanawiałeś się nad pozostaniem w drużynie Lwów?
- Ja sądzę, że dla mnie nie jest dobrze, kiedy co roku zmieniam klub. Żeby się rozwijać potrzebuję stabilizacji, dlatego nie lubię zbyt często zmieniać klubów. Decyzję o zostaniu we Włókniarzu podjąłem bardzo szybko, poza tym czuję się w Częstochowie wyśmienicie.
Jesteś pierwszym zawodnikiem, który uzgodnił warunki kontraktu indywidualnego z Włókniarzem przed przyszłorocznym sezonem. Wygląda więc na to, że jesteś człowiekiem, który lubi wcześnie załatwiać wszelkie sprawy i później w spokoju przygotowywać się do sezonu.
- Jestem typem człowieka, który lubi wszystko załatwić szybko, oczywiście jeśli to tylko możliwe. Później mam czas na różne przemyślenia co pozmieniać, jak się przygotować itp. Poza tym podpisując tutaj przyrzeczenie wiem, że mam do czynienia z profesjonalistami i ludźmi, którym można zaufać, dlatego o nic się nie muszę bać.
Krążyły plotki, że zainteresowana twoją osobą jest m.in. Stal Gorzów. Czy możesz to potwierdzić? Prowadziłeś jakieś rozmowy z tą drużyną?
- Faktycznie były jakieś rozmowy ze Stalą Gorzów oraz z kilkoma innymi klubami, jednak ja czuję się związany z Częstochową i myślę, że nie warto w tej chwili rozmawiać na temat zainteresowania innych klubów.
Wiele mówi się, że w Częstochowie są zaległości finansowe. Zupełnie ci to nie przeszkadzało w negocjacjach nowego kontraktu?
- Oczywiście, że mnie te kwestie interesowały i interesują nadal. Ja jednak głęboko wierzę, że sprawy związane z finansami szybko załatwimy i wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Czy podczas podpisywania przyrzeczenia startów wiedziałeś, z kim przyjdzie bronić ci barw Włókniarza? Wiesz, z kim częstochowianie prowadzą rozmowy i czy chciałbyś mieć wpływ na to, którzy zawodnicy będą tu kontraktowani?
- Jasne, interesuję się tym, z kim będę startować we Włókniarzu. Nie wiem jednak w 100 proc., którzy zawodnicy podpiszą tu kontrakty. Ufam jednak prezesowi Maślance i wierzę, że będą to dobrej klasy żużlowcy.
W zeszłym sezonie w Częstochowie startował Peter Karlsson, w kontekście przyszłorocznych rozgrywek mówi się, że być może drużynę Włókniarza wzmocni Fredrik Lindgren. Ma dla ciebie znaczenie fakt, że w obcej lidze możesz startować w jednej drużynie z rodakami?
- Obu zawodników bardzo lubię i mamy świetne relacje. Oczywiście przywiązuję wagę do tego, czy mam możliwość startować w jednej drużynie z rodakami, czy też nie. Lepiej jest jeździć z innymi Szwedami razem, można swobodnie rozmawiać w ojczystym języku i każdy się dobrze zna.
Mówi się, że Częstochowa jest najlepszym miejscem do odbudowania się czy rozwoju. Jesteś jednym z przykładów, że tak istotnie jest. Wiesz już, co dało ci przysłowiowy power w zeszłym sezonie?
- Już kilka lat temu rozmawiałem z Marianem na temat startów we Włókniarzu. Wiedziałem, że to miejsce działa dobrze na zawodników. W zeszłym sezonie miałem możliwość podpisania kontraktu z Częstochową, skorzystałem z niej i absolutnie nie żałuję. Uważam, że w przyszłym roku może być jeszcze lepiej.
Przed minionym sezonem przygotowywałeś się do startów trenując w Nowej Zelandii. Czy teraz też masz w planach taki wyjazd?
- Podczas zbliżającej się zimy będę przygotowywał się do sezonu w Szwecji. Co roku staram się coś zmienić w moich przygotowaniach, rok temu była Nowa Zelandia, teraz będzie mój rodzimy kraj.
Wiele mówiło się na temat wprowadzenia nowych tłumików w polskiej lidze. Z perspektywy czasu uważasz, że to dobra zmiana?
- Powiem szczerze, że nie jestem jakoś mocno zaangażowany w całej sprawie i nie chcę o tym mówić.
Wróćmy na chwilę do ostatniego meczu sezonu ze Startem Gniezno. Wydawać by się mogło, że wygrywając na wyjeździe jesteście pewni utrzymania, natomiast Start w Częstochowie wygrał i był bliski awansu. Co się wtedy działo, czy to tor, czy może podeszliście na zbyt dużym luzie?
- Bezpośrednio przed spotkaniem myśleliśmy, że bardzo łatwo ten mecz wygramy. Sami jednak widzieliście, że tak prosto nie było i musieliśmy się zdrowo napocić, żeby utrzymać ekstraligę. Ja przed ostatnim biegiem szczególnie się stresowałem, chciałem dobrze wypaść i dać drużynie utrzymanie. Ostatecznie się udało a po spotkaniu była wielka zabawa, radość i szczęście.
Na koniec naszej rozmowy powiedz, co dokładnie stało się w Zielonej Górze, gdzie zostałeś kontuzjowany i przez kilka spotkań jeździłeś z kontuzjowaną dłonią?
- Kamień uderzył mnie w rękę, maleńki kamyczek wpadł mi pod rękawicę i wdała się infekcja. Było to strasznie uciążliwe, ponieważ ta dłoń puchła. Trzy razy miałem ją nacinaną i czyszczoną, jednak ona i tak po niedługim czasie była spuchnięta. Tak jak wspomniałem, cała rana podeszła ropą, wdało się zakażenie i męczyłem się z tą dziwną kontuzją przez pięć tygodni