Z respektem dla rywali, ale bez obaw - rozmowa z Kacprem Gomólskim, nowym zawodnikiem Tauronu Azoty Tarnów

W piątek sfinalizowano przenosiny Kacpra Gomólskiego z Gniezna do Tarnowa. - Podchodzę do występów w elicie z respektem dla rywali, ale bez obaw - deklaruje osiemnastolatek, który zmienił klub na zasadzie wypożyczenia.

Mateusz Klejborowski: Zanim zapytam ciebie o przenosiny do Tarnowa, to wcześniej chciałbym, żebyś dokonał podsumowania minionego sezonu. Jak będziesz go wspominał?

- Pozostał wielki niedosyt, bo ekstraliga była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wiem, że brak awansu, to także moja wina, bo przez cały sezon prezentowałem nierówną dyspozycję. Dobre mecze, przeplatałem słabszymi. Nie chciałbym zrzucać całej winy na sprzęt, bo były mecze, gdzie to ja byłem słaby, a nie motocykle. Poza tym w trakcie rozgrywek przyplątała mi się niepotrzebna kontuzja, która dodatkowo wybiła mnie z rytmu. Przez wszystkie te rzeczy sezon będę wspominał z ogromnym niedosytem.

Jednak nie da się ukryć, że w tym sezonie twoje motocykle nie spisywały się tak, jakbyś sobie tego życzył.

- Faktycznie, miałem dość duże problemy. Silniki zacierały się nawet po kilku biegach. Od połowy sezonu korzystałem tylko z jednego mojego silnika, a ponadto podpierałem się silnikami użyczanymi mi przez Adriana. Jednak tak, jak powiedziałem wcześniej, winy słabszych występów nie należy upatrywać tylko w sprzęcie, bo były mecze, w których to ja zawiodłem, a motocykle spisywały się bez zarzutu.

Czy nowe tłumiki miały wpływ na twoją dyspozycję?

- Nie. Pierwszy mecz na nowych tłumikach jechałem w Poznaniu, i spisałem się tam bardzo dobrze. Muszę powiedzieć, że nie miało dla mnie znaczenia, czy korzystałem ze starych, czy nowych tłumików. Rok temu miałem okazję na nich startować, więc wiedziałem czego mogę się po nich spodziewać.

Co przesądziło o tym, że ostatecznie Start nie awansował do Speedway Ekstraligi?

- Porażka z Wybrzeżem Gdańsk w Gnieźnie. To wtedy zaprzepaściliśmy szansę na awans. Sporo osób jako winnego niepowodzenia wskazywało Krzysztofa (Jabłońskiego), ale prawda jest taka, że każdy z nas mógł zdobyć jeden punkt więcej i dziś nie byłoby tego tematu. Sam mam do siebie ogromny żal, bo gdybym wywalczył wówczas np. 5 punktów, to dziś Start przygotowywałby się do sezonu w ekstralidze, a ja dalej byłbym zawodnikiem swojego macierzystego klubu. Jestem zdania, że wygrywa i przegrywa cały zespół, więc odpowiedzialność za wynik nie powinna dotyczyć tylko jednego zawodnika.

Rok temu podpisałeś ze Startem 2-letni kontrakt, ale podobno między prezesem klubu, a tobą była dżentelmeńska umowa, że w przypadku braku awansu, ty będziesz miał wolną rękę w poszukiwaniu klubu.

- Dokładnie. Rok temu umówiliśmy się z prezesem Rusieckim, że jeśli Start nie awansuje, to ja będę mógł zmienić klub. Dlatego pomimo wciąż ważnego kontraktu zdecydowałem się na przenosiny do ekstraligi, bo chcę dalej podnosić swoje umiejętności. Z klubem rozstaję się w bardzo dobrych relacjach, ale żałuję, że to nie w barwach Startu będę się ścigał w elicie.

Z tego co wiem, to twoją osobą interesowało się kilka innych klubów m.in. Unibax Toruń i Lotos Wybrzeże Gdańsk. Co zadecydowało o tym, że wybrałeś ofertę Tauronu Azoty Tarnów?

- Od początku deklarowałem, że chcę dalej podnosić swoje umiejętności, więc wybiorę klub, który zapewni mi najlepsze warunki do rozwoju. Oferta klubu z Tarnowa była najlepsza i nie miałem ani chwili zwątpienia, że tam będę kontynuował swoją karierę. Nie bez znaczenia jest, że będę występował w jednym zespole z Gregiem Hancokiem, Januszem Kołodziejem i Maciejem Janowskim. Będę miał od kogo się uczyć.

Z jakimi nadziejami przenosisz się do Tarnowa?

- Przede wszystkim chcę podnosić swoje umiejętności. W Tarnowie będę mógł się uczyć od najlepszych zawodników na świecie, bo w naszym zespole jest dwóch aktualnych mistrzów świata - Greg Hancock i Maciej Janowski. Wierzę, że dzięki rywalizacji z najlepszymi, stanę się lepszym zawodnikiem. Moim celem jest być równorzędnym partnerem dla Maćka, abyśmy wspólnie byli najlepszą parą juniorów w Polsce.

Czy w związku z debiutem w Speedway Ekstralidze towarzyszą ci jakieś obawy?

- Nie mam czego się obawiać. Po to w tym roku jeździłem w Anglii, żeby oswoić się z rywalizacją z klasowymi zawodnikami, żeby teraz to doświadczenie przenieść na polskie tory. Jestem pełen optymizmu. Podchodzę do występów w elicie z respektem dla rywali, ale bez obaw.

Stawiasz przed sobą jakieś konkretne cele?

- Być coraz lepszym. Indywidualne cele zostawiam dla siebie.

Rozpocząłeś już przygotowania do nowego sezonu?

- Jeśli chodzi o sprzęt, to wspólnie z tatą (Jacek Gomólski - przyp. red.) przygotowujemy listę zakupów. Plan jest taki, żebym miał do dyspozycji 3 kompletne motocykle i 2 lub 3 silniki rezerwowe. Natomiast jeśli chodzi o przygotowania kondycyjne, to do końca grudnia trenują na większym luzie. Bieganie, siłownia. Od stycznia mam zaplanowane treningi podzielone na trzy etapy. Mogę zdradzić, że współpracuję z osobistym trenerem, dzięki czemu do sezonu będę przygotowany perfekcyjnie.

Jak oceniasz ruchy transferowe Startu, który w ubiegły piątek sfinalizował rozmowy z Bjarne Pedersenem, Antonio Lindbaeckiem, Magnusem Zeterrstroemem i Adamem Skórnickim?

- To tylko pokazuje jaką marką i zaufaniem cieszy się nasz klub. Jestem przekonany, że ten skład pozwoli Startowi w cuglach wygrać I ligę i za rok rywalizować z najlepszymi. Ze swojej strony mogę obiecać, że będę ściskał za nich kciuki!

Twoje miejsce ma zająć Oskar Fajfer.

- I uważam, że sobie poradzi. "Oski" już w tym roku udowodnił, że drzemią w nim bardzo duże możliwości, dlatego powinien być mocnym ogniwem Startu. Życzę mu powodzenia.

Źródło artykułu: