- Ciężko nawet komentować obecną sytuację. Każdy doskonale widzi, co się dzieje w polskim żużlu. Jeżeli to będzie szło w tym kierunku, to na pewno nic dobrego dla tej dyscypliny nie zrobimy. Wszyscy są jak zwykle uśmiechnięci, każdy machnie ręką, a zawodnicy, którzy inwestowali pieniądze z własnych kieszeni, zostali oszukani. Cały sezon można spisać na straty - mówi o sytuacji w Rybniku Daniel Pytel.
Sprawa dotyczy przyznania licencji na starty w drugiej lidze spółce. W ten sposób zawodnikom, którzy startowali w stowarzyszeniu, trudniej będzie odzyskać pieniądze. - Rzecz w tym, że klub, który zalega nam pieniądze, nie otrzymał licencji na starty w pierwszej lidze. Teraz nie ma jak zorganizować budżetu na przyszły rok. Nie ma żadnej karty przetargowej. W ten sposób powstaje błędne koło. Na dłuższą metę nie ma sensu, żeby stowarzyszenie istniało i panowie pewnie doprowadzą niedługo do upadku tego klubu, żeby umyć ręce od zobowiązań finansowych. Zaczną jeździć od drugiej ligi. Pewnie klubem będą kierować podobni ludzie, tylko mniej oficjalnie. Szkielet pozostanie pewnie jednak ten sam. Zmieni się tylko nazwa. Panowie korzystają z tego, co mogą, bo GKSŻ nie robi nic, żeby uniemożliwić lub utrudnić klubom takie praktyki. Dla mnie to niezrozumiałe. Nie trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, że spółka powstała w celu uniknięcia zobowiązań i swojej działalności. Tak być nie powinno - tłumaczy.
Pytel uważa, że sytuację można było rozwiązać inaczej. - Ewentualnie spółka mogła dostać licencję, przejmując przywilej jazdy w pierwszej lidze, ale także zobowiązania stowarzyszenia. To byłoby zdecydowanie najrozsądniejsze rozwiązanie ze wszystkich, jakie do tej pory analizowałem. Stało się inaczej i w rezultacie jest jak jest - wyjaśnia.
Zawodnik podkreśla, że działacze wykorzystali naiwność zawodników. - Próbujemy odzyskać pieniądze, które nam się należą. Tak samo jak człowiekowi, który pracuje w firmie albo prowadzi własną działalność. My również liczyliśmy na zarobki i byliśmy przez cały czas zwodzeni. Każdy żył nadzieją i w pewnym sensie zaufał działaczom. Jeździliśmy momentami za darmo i z dużym minusem na koncie. Teraz możemy mieć pretensje do samych siebie. Panowie z Rybnika nauczyli nas, że powinno być zero ufności do kogokolwiek. Po prostu wykorzystali naszą naiwność i chęć poświęcenia się w pewnym momencie. Każdy miał taki moment, że powiedział trudno, niech działacze się starają i organizują budżet, a my zaciśniemy pasa i damy z siebie wszystko, poczekamy na pieniądze dłużej. Okazało się, że nie było warto. Panowie skrzętnie wykorzystali naszą dobrą wolę. Dojechali sezon, położyli klub, choć jeszcze nie do końca, powołali z uśmiechem na twarzy spółkę i co? Mówią, że trudno, nie można nic zrobić i pozostaje jazda w drugiej lidze - kończy.