Pesel robi swoje - komentarze po VIII Opolskiej gali żużla na lodzie

Sławomir Drabik potwierdził swoją dominację w wyścigach na lodowej fafli i w cuglach zwyciężył w VIII edycji Gali Lodowej, która odbyła się w sobotę na opolskim Toropolu. Zawodnik częstochowskiego Włókniarza w biegu finałowym w pokonanym polu pozostawił Artura Czaję, Szymona Kiełbasę oraz Mateusza Kowalczyka. Opolska impreza, jak co roku przyciągnęła na trybuny rzeszę żużlowych kibiców.

Szymon Kiełbasa (III miejsce): Nie mogę jeszcze powiedzieć, że czuje się rewelacyjnie na lodzie. W piątek przyjechałem na trening i do prawdy nie mogłem przejechać jednego okrążenia. Wywracałem się, co chwilę. Pomalutku z biegiem czasu rozkręcałem się i również przy pomocy bardziej doświadczonych zawodników złapałem odpowiedni rytm. Myślę, że nie było najgorzej, choć żałuję wyścigu finałowego. Na lodzie liczy się, by powoli puścić sprzęgło. Każdy się napalił, zbyt gwałtownie puściłem manetkę i zostałem w miejscu. Na szczęście udało mi się dojechać na trzeciej pozycji. Emocje na lodzie są zawsze, ale trzeba uważać, by nikomu nie zrobić krzywdy. Tutaj naprawdę łatwo o wypadek, a bandy są też twarde.

Mirosław Kowalik (VII miejsce ): Widać, że pesel robi swoje, choć Sławek Drabik jest tu wyjątkiem od reguły. Było słabo. Generalnie walczyłem z motocyklem. Muszę przyznać, że byłem nieprzygotowany, ale na turniej w Częstochowie i w Toruniu postaram się trochę popracować nad sprzętem. Traktuję takie imprezy, jako dobrą zabawę i możliwość spotkania z kolegami. Nawet takie turnieje wzbudzają emocje i u
sportowca nie da się tego czynnika wyeliminować. Gdy wsiadam na motor, to oczywiście myślę o tym, by pojechać, jak najlepiej, choć liczy się przede wszystkim dobra zabawa.

Marcin Jędrzejewski (IX miejsce): To były fajne zawody, choć wynik już tak fajny nie był. Potrzebuję treningu na lodzie, bo w tym roku nie miałem okazji, by sprawdzić się w takich warunkach ze względu na brak śniegu. Miałem możliwość przyjechać w piątek na trening, ale myślałem, że z marszu sobie poradzę. Imprezę na pewno można zaliczyć do udanych. Kibice dopisali i to najważniejsze.

Piotr Żyto (organizator): Oczywiście, że jestem zadowolony. Nie zawiodła publiczność. Trybuny wypełniły się prawie po brzegi, co jest dla nas wymierną oceną i mobilizacją do pracy. Gdyby przyszło 50 czy 100 kibiców, to zastanowilibyśmy się nad sensem organizacji gali. A tak wiemy, że w Opolu jest na nią zapotrzebowanie. Wpisała się na stałe w kalendarz miejscowych imprez. Myślę, że cena 30 złotych za bilety nie była wygórowana. Te pieniądze nie trafią do naszych kieszeni, a zostaną
przeznaczone na szczytny cel. Zawodnicy za udział nie pobierają wynagrodzenia. Otrzymują jedynie kilka złotych za dojazd, ale jest to naprawdę śmieszna kwota, nieadekwatna do rzeczywistych wydatków. W poprzednich latach dochód wynosił ok. 30-40 tysięcy złotych i wydaje mi się, że w tym roku będzie oscylował w tych granicach. Myślimy już o organizacji kolejnych edycji, ponieważ skoro kibice dopisują, to nasze starania mają sens. Zdajemy sobie sprawę z niedociągnięć. Każdą uwagę
traktujemy serio i wyciągniemy wnioski.

Artur Czaja (II miejsce): Na początku jeździłem trochę pechowo, między innymi pękła opona w moim motocyklu. Cieszę się oczywiście ze swojego wyniku. W tamtym roku byłem trzeci, a Mateusz Kowalczyk drugi. Dziś można powiedzieć, że zamieniliśmy się miejscami. Sławek zwyciężył zasłużenie i udowodnił, że na lodzie jest królem. Nie wiem, jaka jest recepta na dobrą jazdę na lodzie. Po prostu puszczam sprzęgło i jadę.

Adrian Miedziński (V miejsce): Chodziło o dobrą zabawę, a nie rywalizację, dlatego nie zwracano uwagi choćby na wywrócone pachołki. Jechałem na luzie, bez żadnej napinki. Na silniku normalnie nieużywanym, wyciągniętym ze stojącego u sponsora motocykla. Nie przygotowuję go specjalnie na wyścigi na lodzie. Poziom podwyższa się. Każdy uczy się na własnych błędach i stara się jechać coraz lepiej. Za około dwa miesiącechciałbym wznowić treningi na klasycznym torze.

Wypowiedzi zebrali Adrian Heluszka i Oliwer Kubus

Komentarze (0)