Zdania na temat Norwega, startującego od kilku lat pod polską flagą są podzielone. - Miałem niejedną okazję, aby rozmawiać z Holtą po jego odejściu z Torunia. Rune dalej pozostaje dobrym zawodnikiem, jeden sezon niczego nie przekreśla, aczkolwiek jemu bliżej już do sportowej emerytury, niż do sportowych szczytów - powiedział na łamach SportoweFakty.pl Wojciech Stępniewski, prezes Unibaksu Toruń. To słowa wypowiedziane były na podstawie analizy postawy Holty w poprzednim sezonie, który dla "Ryśka" był jednym z najsłabszych nie tylko w polskiej lidze, ale także w Grand Prix.
Po znakomitym sezonie 2010, kiedy to Holta został czwartym żużlowcem globu, teraz chyba definitywnie wypadł z walki o najwyższe światowe laury, przynajmniej jeśli chodzi o zawody indywidualne. Niewykluczone, że jeśli Norweg z polskim paszportem wróci do dyspozycji sprzed dwóch lat, jeszcze znajdzie miejsce w reprezentacji Polski na Drużynowy Puchar Świata. Póki co, mało na to wskazuje, choć ten, który zatrudnił Holtę na sezon 2012 wierzy w jego odrodzenie.
Robert Dowhan w zupełnie innym tonie niż Wojciech Stępniewski wypowiada się o Holcie. - Rune zapewnia, że wszystko jest w najlepszym porządku. Jednak tak naprawdę to wszystko zweryfikuje życie i dzisiaj żadne zapewnienia nie zrobią tego, co on zrobi na torze. Mam nadzieję, że jako zawodnik, który chce się rozwijać, zdobywać punkty pokaże się z dobrej strony po słabym sezonie. Wierzę w tego zawodnika tak samo jak kiedyś zaufałem Andreasowi Jonssonowi. Liczę na to, że tym razem się również nie pomyliłem - mówił niedawno na łamach SportoweFakty.pl szef Falubazu.
Tak naprawdę wersje zarówno jednego, jak i drugiego prezesa są równie realne. Rune Holta to przecież zawodnik o uznanej renomie i jest w stanie odbudować formę. Poprzedni rok miał kiepski, jak twierdzi, głównie z uwagi na kontuzje nadgarstków. Niektórzy uważają, że Holta miał także spore problemy z nowymi tłumikami. Nadgarstki można wyleczyć. Z tłumikami teoretycznie można się także "dogadać". Zatem wiara Roberta Dowhana ma jak najbardziej podstawy.
Z drugiej strony, Rune Holta w sierpniu tego roku skończy 39 lat. Jeszcze kilka sezonów żużlowiec z takim stażem pewnie wybierałby się na sportową emeryturę, albo już by dawno na niej był. Ostatnio jednak to się zmieniło, a tytuły mistrza świata dla Tomasza Golloba w wieku 39 lat oraz 41-letniego Grega Hancocka, aktualnego czempiona, zupełnie zmieniły postrzeganie "wieku emerytalnego" wśród żużlowców. Z całą pewnością Rune Holcie bliżej do sportowej emerytury, ale nie oznacza to, że nie może on jeszcze wrócić na sportowy szczyt, przynajmniej jeśli chodzi o Speedway Ekstraligę.
Kibice Falubazu wierzą, że Holta w jakimś sensie wypełni lukę po Gregu Hancocku, który na skutek, takich a nie innych przepisów, musiał opuścić Zieloną Górę. Analizując ostatnie występy Holty na torze przy W-69, trudno cokolwiek sensownego przewidzieć. W poprzednim sezonie w meczu Unibaksu w Zielonej Górze Holty akurat zabrakło. W sezonie 2010, który był najlepszym w karierze Norwega, akurat w Zielonej Górze pojechał przeciętnie, zdobywając 8 punktów w sześciu startach. W 2009 roku w barwach Caelum Stali Gorzów w derbowych pojedynkach w Zielonej Górze Holta jechał średnio. Znakomicie spisał się za to w 2007 roku, kiedy to w barwach Tarnowa w Zielonej Górze wykręcił 15+1 w sześciu startach. Nie zapominajmy jednak, że od tego czasu zmieniła się geometria toru przy ulicy Wrocławskiej 69. Tak naprawdę Holta musi więc sporo potrenować na swoim nowym, domowym torze.
Norweg jednak potrafi dopasować się do swoich obiektów. W większości klubów, w których startował w Polsce właśnie na domowych torach, spisywał się bardzo dobrze. Tak było chociażby w Tarnowie w 2007 roku, a także rok wcześniej w Rzeszowie, gdzie brylował na tamtejszym obiekcie, słabiej spisując się w meczach wyjazdowych. Holta najdłużej związany był z Włókniarzem Częstochowa, w którym spędził sześć sezonów z rzędu, a także wrócił pod Jasną Górę w swoim najlepszym sezonie 2010, kiedy to notował rewelacyjne występy i był jednym z tych, którzy uchronili Włókniarz przed spadkiem z najwyższej klasy rozgrywkowej.
Analizując zmiany barw Rune Holty trudno doszukać się jakiejś prawidłowości, co do pierwszego sezonu w nowym klubie. W przypadku niektórych żużlowców debiutancki sezon w nowym środowisku nie zawsze jest udany. Akurat Holty to nie dotyczy. Trzykrotny zdobywca Drużynowego Pucharu Świata w polskiej lidze pojawił się w 1993 roku w barwach nomen omen Morawskiego Zielona Góra, w którym jednak ani razu nie wystartował. Holta wraca więc do Winnego Grodu po prawie 20 latach przerwy. Czy zakończy przygodę z polską ligą w klubie, w którym po raz pierwszy podpisał kontrakt w kraju nad Wisłą? Być może.
Holta nie należy do żużlowców, którzy zmieniają kluby jak rękawiczki. Na przestrzeni prawie 20 lat zaliczył on raptem sześć polskich miast. Do niektórych - jak Częstochowa, Tarnów czy teraz Zielona Góra - wracał. Najdłużej związany był z Włókniarzem (w sumie 7 sezonów) oraz Tarnowem (3 lata). Miejsca nie zagrzał długo w Grudziądzu, Rzeszowie i Toruniu, gdzie spędził tylko po jednym sezonie. Można także zaobserwować, że w ostatnich pięciu sezonach Holta - nie licząc dwóch lat w Gorzowie - co roku zmienia barwy klubowe. Czy to oznacza, że Norweg z polskim paszportem nie spełnia już oczekiwań swoich pracodawców? Nie do końca.
Czasami wymuszają to zmienne przepisy, obowiązujące w polskim sporcie żużlowym, a niekiedy po udanym sezonie (2010 w Częstochowie), aktualny pracodawca nie jest w stanie utrzymać swojego lidera. Tak naprawdę tylko od samego Rune Holty zależeć będzie czy na dłużej zadomowi się w Zielonej Górze i spełni wiarę Roberta Dowhana czy też będzie musiał szukać w przyszłym sezonie kolejnego klubu, niekoniecznie już ekstraligowego, by w spokoju doczekać sportowej emerytury...