Dla kariery poświęcają całe życie

Żużel od lat jest tylko i wyłącznie domeną europejską. Rycerzy czarnego toru można co prawda spotkać jeszcze w Australii, USA, Nowej Zelandii, Argentynie i RPA, jednak mają oni dużo trudniej, gdyż aby zrobić karierę, muszą rzucić wszystko i zamieszkać tysiące kilometrów od domu.

Pierwsze kroki żużlowcy spoza Europy w większości przypadków kierują do Anglii, gdzie przede wszystkim Australijczyków jeździ bardzo wielu. Niektórzy jednak od samego początku mają ogromne problemy za granicą. Jednym z przykładów jest Troy Batchelor, aktualnie zawodnik Unii Leszno. - Jeśli o mnie chodzi, to miałem bardzo trudne chwile podczas pierwszego sezonu w Wielkiej Brytanii. Doznałem wtedy paskudnego złamania ręki. Byłem kontuzjowany przez trzy miesiące i nie miałem pieniędzy. Z tego względu wróciłem na tor zbyt wcześnie, gdy nie byłem na to gotowy i nie miałem doleczonej kontuzji. Na domiar złego w tym samym sezonie, a konkretnie w sierpniu złamałem rękę jeszcze raz. Miałem bardzo ciężki początek kariery w Europie - wspomniał Australijczyk. - Miałem 17 lat i byłem sam w szpitalu. Ten cały trud bardzo mnie wzmocnił i teraz myślę, że czerpię z tego korzyści - dodał Batchelor w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Troy Batchelor musiał poświęcić wiele, aby rozwinąć swoją karierę
Troy Batchelor musiał poświęcić wiele, aby rozwinąć swoją karierę

W Australii wielu zawodników ma talent, jednak niekoniecznie decyduje się na poświęcenie całego życia żużlowi. - Musimy sporo podróżować i być z dala od domu. Nie można jednak zrobić kariery występując tylko w Australii. Nie można tam zarobić wielu pieniędzy, jest za to dobra zabawa. Od marca do października, wtedy gdy większość naszych zawodników jest w Anglii, ci którzy zostaną w Australii przede wszystkim relaksują się i poświęcają rodzinom, czekając na resztę - opowiedział młody australijski żużlowiec, Tyson Nelson w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. Same mecze na Antypodach to zupełnie co innego, niż rozgrywki na serio w Europie. - Wszyscy chłopacy jeżdżą naprawdę dobrze i występują za granicą, a gdy przyjeżdżają tutaj, spotykają się z rodzinami i przy okazji jeżdżą dla zabawy. Tory u nas bywają trudne, często są w nie najlepszym stanie i dzięki temu na innych obiektach wszyscy chłopacy wiedzą co mają robić - zauważył Nelson.

Świadomość tego, że bez wyjazdu do Europy nie ma mowy o zrobieniu kariery mają też zawodnicy z innych, oddalonych tysiące kilometrów od naszego kontynentu państw. - Z moich obserwacji mogę powiedzieć, że w Argentynie jest naprawdę wysoki poziom zawodników, jednak równocześnie mamy dużo problemów. Największym z nich jest to, że z Argentyny jest bardzo daleko do serca speedwaya, czyli do Europy. To naprawdę nam przeszkadza, gdyż nie jesteśmy w stanie kupić nowych motocykli, czy silników i przez to mamy trudniej. Nie mamy takich możliwości rozwoju, aby walczyć z zawodnikami z Europy. Mimo wszystko, w ostatnich latach widać bardzo dużą zmianę - powiedział pierwszy Argentyńczyk w polskiej lidze, Nicolas Covatti . W podobnym tonie wypowiada się Ricky Wells , jeden z najlepszych żużlowców młodego pokolenia rodem z USA. - Od kiedy rozpocząłem przygodę z żużlem wiedziałem, że jeśli chcę rozwinąć swoją karierę muszę przenieść się do Europy - stwierdził Amerykanin.

Greg Hancock większość czasu spędza tysiące kilometrów od domu
Greg Hancock większość czasu spędza tysiące kilometrów od domu

W przypadku żużlowców z południowej półkuli, kolejną kwestią jest to, że zawodnicy jeżdżą w zawodach przez cały rok - od marca do października w Europie, a od listopada do marca uczestniczą w zawodach u siebie. Nie ma więc u nich efektu "głodu żużla", jaki odczuwają ci, którzy miesiące zimowe poświęcają tylko na przygotowania kondycyjne. - Każdy zawodnik ma inny styl życia, przez co inne czynniki pracują na jego formę. W moim przypadku to dobrze, jak mam trochę jazdy po sezonie w Europie, jednak bywa też czas, w którym po prostu potrzebujesz relaksu, żeby nabrać trochę świeżości - stwierdził Troy Batchelor, który mimo że ma dostęp do torów przez cały rok, również wykonuje typowe ćwiczenia na poprawę kondycji. - My również mamy przygotowania kondycyjne, jednak także jest to sprawa indywidualna. Jeśli o mnie chodzi, to chodzę na siłownię, kickboxing oraz uprawiam motocross. Myślę, że to na mnie działa pozytywnie - dodał Australijczyk.

Z tego co można zaobserwować w ostatnich latach, wielu żużlowców z Australii decyduje się zostawić rodzinę, bliskich i jedzie do Anglii na podbój Europy. Wielu z nich się to udało i teraz są silniejsi psychicznie, dzięki czemu spisują się znakomicie na torze. Niestety zawodników z USA, Argentyny, Nowej Zelandii, nie mówiąc już o RPA w Europie jest aktualnie bardzo mało. Ciężko, żeby sport żużlowy tam się mógł rozwijać bez stałego dostępu młodych zawodników do bardziej doświadczonych kolegów z kraju i zagranicy, którzy mogliby ich po prostu czegoś nauczyć. Trzeba więc patrzeć pozytywnie na działania włodarzy światowego żużla, którzy chcą zrobić z czarnego sportu dyscyplinę mniej zaściankową, wychodzącą też poza Europę. Wielu zawodnikom się to nie podoba ze względów logistycznych, ale ci zapaleńcy z Nowej Zelandii, czy z Argentyny którzy będą mogli wreszcie zobaczyć najlepszych żużlowców (seniorów i juniorów) na własne oczy zasłużyli na to. Wszystko dzięki wierności dyscyplinie, na którą przychodzą nieraz w liczbie kilku tysięcy osób, a poziom rozgrywek jest często niższy od poziomu jednej z rund Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski. Żużlu na świecie, rozwijaj się!

Źródło artykułu: