Mimo wszystko wolałbym zacząć karierę wtedy - rozmowa z Zenonem Plechem

Były wicemistrz świata, Zenon Plech w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl stwierdził, że nie żałuje że zawodnikiem był wtedy, a nie teraz. Zauważył też różnice pomiędzy żużlem za jego czasów a dzisiejszym, bardziej skomercjalizowanym sportem.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Gałęzewski: Gdyby miał pan do wyboru - karierę żużlową zacząć teraz, a wtedy gdy pan zaczynał. Co by pan wybrał?

Zenon Plech: Mimo wszystko wolałbym zacząć karierę wtedy. Na pewno pieniądze są nieporównywalne, ale ważne są też inne sprawy. Przede wszystkim pamiętam to dążenie do założenia plastronu z Orłem, do wyjazdów na mecze. Wspaniały był też fakt, że człowiek w takim mieście jak Gorzów mógł być rozpoznawalny i być idolem, chodzić na spotkania do szkół, opowiadać o karierze - to było piękne.

W dzisiejszych czasach żużel to bardziej sport, czy komercja?

- Chyba komercja, podobnie jak każdy sport w dzisiejszych czasach. Proszę spojrzeć choćby na pieniądze wykładane na olimpijczyków, aby zrobili wynik… Co to jest jak nie komercja?

Czy są jakieś różnice w jeździe na żużlu?

- Zmieniły się parametry motocykli, położenie silnika. Zębatki są te same, pojemność ta sama. Rekordy są bite, bo motocykle są udoskonalane. Gardziel gaźnika i przepustowość się jednak nie zmieniła. Teraz ograniczone zostały decybele. Zaczęto myśleć o kwestiach bezpieczeństwa, ale obojętnie czego byśmy nie zrobili, wypadki w żużlu były, są i będą. Był moment, że bandy dmuchane były wokół całego toru. Pamiętam sytuację, która miała miejsce podczas barażu DPŚ w 2001 roku we Wrocławiu, Sam Ermolenko zahaczył o dmuchaną bandę i skończyło się to kontuzją. Wtedy podjęta została decyzja, żeby na prostych je zdjąć. Niektóre tory mają bloki betonowe za bandami i tez to nie jest bezpieczne. Bandy mają metalowe elementy. Znalazłbym inne rozwiązania, ale czy ktoś chce ze mną o tym rozmawiać?

Czy są chwile z pańskiej kariery, które by pan zmienił, poszedł w inną stronę?

- Nie, ponieważ uważam że to wszystko co przeżyłem, co dostarczyłem kibicom to było po prostu coś, na co było mnie po prostu stać. Może mogło być lepiej, ale możemy teraz tylko gdybać. Dlatego książka "W cieniu złota pokazuje ", że było blisko jednak nie na tyle, aby zdobyć Indywidualne Mistrzostwo Świata.

Zenon Plech ciągle jest przy żużlu
Zenon Plech ciągle jest przy żużlu

Co pan sądzi o atmosferach, które są na trybunach. Brakowało kiedyś barwnych opraw meczowych i całego kolorytu wokół żużla?

- Kiedyś czarny sport był naprawdę czarnym sportem. Nawierzchnia żużlowa, na której się jeździło poza wyjątkami była czarna, kombinezony były czarne, nie było reklam i sponsorów, którymi były kluby. Była komuna i inaczej to wyglądało. Wtedy były jednak przyjaźnie, koleżeństwo, a nie zawsze jest to dzisiaj.

W żużlu chyba brakuje tego, że zawodnicy ze sobą przebywają cały tydzień, razem pracują w warsztacie, są drużyną z prawdziwego zdarzenia…

- Nie ma tego. Zawodnicy startują w Polsce, Szwecji, Danii i Anglii, więc nie ma czasu na integrację z miejscowymi chłopakami. Żużlowiec non stop podróżuje. Wysiada na bieg ze swojego busa i po meczu już go nie ma, bo jedzie dalej. Kiedyś było więcej czasu. Nawet w Anglii po zawodach żużlowiec szedł do kibiców, spotykał się z nimi, rozdawał autografy, wypijał piwo albo colę, wsiadał w samochód, jechał do domu, mył motocykl i dzień później też były zawody.

Teraz żużlowcy poruszają się w hermetycznym środowisku. Kiedyś mecze pomiędzy zespołami z różnych państw - czy klubami, czy reprezentacjami - były traktowane jako otwarcie na coś nowego?

- To było coś fajnego. Pamiętam jak byłem trenerem w Wybrzeżu, to nagraliśmy spotkanie z zespołem Rudej Hvezdy Praga. Zawodnicy ze sobą trenowali, a ja pojechałem z Czechami do fabryki opon i załatwiło się komplety na kilkanaście meczy. Tak to się wtedy odbywało. Zawody międzynarodowe ściągały wielu kibiców, bo w naszym kraju nie można było tak często widywać zawodników z innych państw. Teraz jednak i tak można byłoby coś organizować.

Jak by to miało wyglądać?

- Mogłaby to być tak jakby Liga Światowa. Kiedyś nawet rozpisałem taki program, ale gdzieś to utkwiło.

Obecnie cykl Grand Prix nie jest już tak prestiżowy, jak kiedyś. Wielu zawodników rezygnuje z jazdy tam, bo priorytetem jest dla nich liga polska, w tym sezonie mieliśmy nawet do czynienia ze swego rodzaju łapanką… Co należy zrobić, aby to zmienić i aby walka o najważniejszy tytuł żużlowy na świecie była znów atrakcyjna?

- Może trzeba zmienić formułę? Na pewno Grand Prix jest narzędziem, które daje tytuł i każdy go chce mieć. Jak się zapyta młodego chłopaka w szkółce do czego dąży, to jest to każdy odpowie - do tytułu mistrza świata. Ten cykl rozgrywek jest potrzebny, tylko może to nazwać Pucharem Świata, a turniej jednodniowy Mistrzostwami Świata? Bo przecież i mistrzostwa Polski mogłyby rozgrywać się w formule Grand Prix, jednak jednodniowy turniej ma w sobie całą dramaturgię. To jest potrzebne.

Obecnie takim jednodniowym turniejem jest Drużynowy Puchar Świata i zawody w o ten tytuł są bardzo emocjonujące. Do tego trzeba dążyć, aby żużel stał się dla kibica atrakcyjniejszy?

- Każdy bieg ma tu wpływ i jest to dobry przykład. Ponadto chciałbym zwrócić uwagę na jedną kwestię. Prezesi polskich klubów sportowych muszą też zacząć myśleć o kibicach i nie traktować ich jak osoby, które tylko mają kupować bilet. Trzeba pomyśleć o konkursach dla kibiców, o różnych akcjach które mogłyby się odbywać przykładowo po 13 biegu. To jest bardzo potrzebne.

Źródło artykułu: