Mirosław Jabłoński: Szczycono się wychowankami, a teraz nie zostawiono żadnego

W poprzednich latach skład Startu Gniezno stanowili w dużej części wychowankowie. Teraz koncepcja klubu się zupełnie zmieniła. Jednym z zawodników, który był zmuszony do odejścia z klubu z pierwszej stolicy Polski jest Mirosław Jabłoński.

Wszyscy pamiętają skład Startu Gniezno w ostatnich latach. Niewiele drużyn może poszczycić się taką liczbą wychowanków startujących w macierzystym klubie. Koncepcja się jednak zmieniła i teraz jedynymi wychowankami Lechmy Startu, którzy zostali w klubie, są juniorzy. - Jak dla mnie jest to naprawdę drastyczny ruch. Do tej pory w Gnieźnie szczycono się tym, że Start wychowankami stoi, a teraz nie zostawiono żadnego z nas - powiedział dosyć zawiedziony z tego powodu Mirosław Jabłoński. - Taka jest polityka kadrowa klubu i ja niestety nie mam na to wpływu. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że naprawdę chciałem pozostać w Starcie, jednak ze strony mojego macierzystego klubu nie było takiej woli. Nie będę się wpraszał. Jeżdżę i zdobywam punkty tam gdzie chcą Mirka Jabłońskiego. W zespole z niewolnika nie ma pracownika - dodał zawodnik, który związał się kontraktem z Włókniarzem Częstochowa.

Gnieźnianin mimo że nie był mile widziany w składzie swojego macierzystego klubu w 2012 roku, nie pali za sobą mostów i będzie kibicował faworytowi I ligi. - Mimo wszystko życzę Startowi jak najlepiej, bo w Gnieźnie poza żużlem nic nie ma. Życzę kibicom upragnionego awansu do Enea Ekstraligi, bo im się to bardzo należy. Wiernie kibicowali Startowi i w tym miejscu chciałbym podziękować za to, że dopingowali nas tak gorąco i wspierali mnie w tych latach, w których jeździłem w Starcie - powiedział. - Bardzo miło wspominam lata spędzone w Starcie, działacze podjęli takie ruchy, jakie podjęli i liczę, że za rok Start Gniezno będzie drużyną ekstraligową i w 2013 roku spotkamy się ze sobą - oni jako zespół z Ekstraligi, ja jako zawodnik Włókniarza - wyraził nadzieję Mirosław Jabłoński w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Pod koniec sezonu działacze gnieźnieńskiego klubu podkreślali, że liczą na awans do elity. To się nie udało i w przerwie zimowej "poleciały głowy". Czy jednak kilka miesięcy po rozgrywkach nie można stwierdzić, że awansowały po prostu dwa zespoły z największym potencjałem? - Zgodzę się z tym. Powiem tak - początek mieliśmy kapitalny i nikt nie mówił nam, że musimy awansować. Dopiero po wygranych meczach zaczęło się parcie na awans. Jak mówi przysłowie - myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb ucięli. Taki jest sport, zabrakło kilku czynników by wywalczyć awans. To było już rozpamiętywane, a ja nie chcę do tego wracać. Skupiam się na przygotowaniach do sezonu we Włókniarzu - zakończył żużlowiec.

Źródło artykułu: