Roman Janowski zadebiutował w barwach zespołu Hackney w 1980 roku. Jego przygoda z ligą angielską nie potrwała jednak długo. - Generalnie odbywało się to na takich zasadach jak dziś choć były zdecydowanie większe problemy z uzyskaniem zgody na wyjazd. Żyliśmy przecież za żelazną kurtyną. Nieraz pojawiały się problemy z wyjazdem czy kwestią powrotu do Polski na mecze ligowe. Dawałem sobie jednak z tym wszystkim radę. Gorzej było tylko z otrzymaniem zgody na wyjazd. Wcześniej zimą miałem przesyłane zezwolenie na pracę, żeby móc dostać wizę. W Anglii jeździłem tylko dwa niepełne sezony. Moją przygoda na wyspach skończyła się, bo nie dostałem zezwolenia z klubu z Leszna na wyjazd.
Trener Byków bardzo ciepło wspomina swój debiut w lidze angielskiej. - Wyjechałem tam sam i była to dla mnie prawdziwa szkoła życia. Musiałem sobie dać radę. Pamiętam, że jak przyjechałem pierwszy raz do Londynu pojechaliśmy od razu na stadion. Tam na miejscu menedżer drużyny zapytał, który to jest ten Jankowski. Kiedy powiedziałem, że to ja zapytał czy jestem bardzo zmęczony, bo tego samego dnia miał się odbyć mecz. Oczywiście czułem zmęczenie po dwóch dniach podróży, ale z radością wystąpiłem w meczu. Zdobyłem wtedy sześć punktów co jak na debiut było dobrym wynikiem. Dla mnie to był zupełnie inny świat i inne tory. Bardzo miło wspominam tamte czasy.
Na początku lat osiemdziesiątych wyprawy do Anglii były ważne dla polskich żużlowców ze względu na możliwość zdobycia nowoczesnego sprzętu. - W Polsce nie było wtedy takiego dostępu do sprzętu jak teraz. U nas jeździło się tylko i wyłącznie na Jawach, tam były inne silniki i różne nowinki techniczne. Wracając do Polski zabieraliśmy ze sobą nie różne części, które na miejscu mechanicy montowali w motocyklach. Dzięki temu mogliśmy mieć porównywalny sprzęt do tego jakim dysponowali zagraniczni żużlowcy - powiedział Roman Jankowski.