Janusz Kołodziej wciąż ma ambicje

Sezon 2010 był dla niego wyśmienity, a 2011 rozczarowujący - mowa o Januszu Kołodzieju, który po kiepskim poprzednim sezonie chce odbudować formę i wrócić do Grand Prix, by walczyć o najwyższe cele. Czy w powrocie do wysokiej dyspozycji, pomoże Kołodziejowi powrót do domu?

Janusz Kołodziej był jednym z gości Enea VI Gali Sportu Żużlowego, podczas której wyróżniono Żużlową Reprezentację Polski. - Sezon 2011 jeśli chodzi o moje osiągnięcia na pewno nie był udany. W Grand Prix było tak jak było. Cieszę się, że jedynym pozytywnym akcentem było dołożenie tej małej cegiełki do złotego medalu Drużynowego Pucharu Świata, dzięki czemu mogłem gościć w Warszawie na gali i odebrać z kolegami replikę Pucharu im. Ove Fundina. Na pewno się nie poddaję. Moje cele na dalszą karierę są na pewno bardziej ambitne. Chciałbym osiągnąć zdecydowanie więcej niż w minionym roku – powiedział Janusz Kołodziej.

Zapytaliśmy żużlowca, czy znalazł przyczynę tego, co było złe w 2011 roku? Wcześniej sezon 2010 był kapitalny, a kolejny zupełnie rozczarował. - Niestety, wszytko co dobre, szybko się kończy. Może za bardzo byłem zachwycony tym, że w 2010 roku tyle wygrywałem i być może uwierzyłem, że dalej będę wygrywał. Sezon 2011, pomimo ciężkiej pracy, pokazał mi, że jednak wcale tak nie jest i nie mam patentu na wygrywanie. Coś tam najwyraźniej mi umknęło i wynik był taki, jaki był - wyjaśnia.

Wszystko co złe dla Janusza Kołodzieja rozpoczęło się chyba w feralnym Grand Prix w Lesznie, które zakończyło się groźnie wyglądającym upadkiem. - Rzeczywiście, to była przyczyna słabszej dyspozycji. Jeździłem z kontuzjami, zacząłem przegrywać i głowa już nie funkcjonowała tak jak należy. Brakowało wiary w siebie. Tak jak wspomniałem, zebrałem doświadczenia, które powinny zaprocentować w nowym sezonie - uważa były dwukrotny Indywidualny Mistrz Polski.

Janusz Kołodziej w przeciwieństwie do wielu innych żużlowców nie wyjeżdża na cross zagranicę. Czeka aż aura w kraju okaże się łaskawsza. - Pogoda jest taka, że pozalewało nam tory. Nie widzę więc szans, by pojeździć na crossie. Ja preferuję treningi na miejscu w Polsce, będąc blisko rodziny. Nie jeżdżę zagranicę na cross. Staram się jak tylko jest pogoda, jeździć na motocrossie. Teraz czekam już tylko na to, by dopisała nam aura i najpierw wybieram się na cross, a później już na tor klasyczny - kończy nasz rozmówca.

Źródło artykułu: