Jarosław Handke: Zdaję sobie sprawę, że trudno ci pewnie powiedzieć wiele na temat wrażeń z pierwszego wyjazdu na tor w tym roku, ale spytam: Jak czujesz się na motocyklu po kilku miesiącach przerwy?
Borys Miturski: Nie wyjechałem na tor zbyt wiele razy. Miałem pewne kłopoty sprzętowe. Przydarzył się niepotrzebny upadek, nie z mojej winy. Po pierwszym treningu nie można wyciągnąć zbyt wiele wniosków. Pewne jest to, że trzeba dużo trenować. Po przejechaniu przynajmniej trzech treningów zacznie się już szukanie odpowiednich ustawień oraz ścieżek na torze. Wszystko to musi być bowiem dobrze dograne.
Wzorem lat ubiegłych także i w tym roku w drugiej lidze zdarzać się będą sytuacje, gdy przerwy między meczami będą wynosiły dwa, trzy tygodnie. Dlatego zapewne poszukujesz startów za granicą.
- To jest właśnie najgorsze. Z drugiej ligi ciężko się wybić, kluby zagraniczne raczej niechętnie parafują kontrakty z żużlowcami z drugiej ligi. Nikt nie weźmie zawodnika ot tak z treningu. Trzeba mieć kontakty, znajomości. Będzie wynik w lidze, wtedy będę szukał jazdy za granicą.
Czy do tej pory próbowałeś już załatwić jakieś starty zagraniczne?
- Tak, próbowałem. Dogadałem się co do startów w Danii, w niższej lidze. Wiąże się to z dużymi kosztami przejazdu. Nie mam zamiaru siedzieć cały czas w domu, lecz będę robił wszystko, aby jeździć jak najwięcej.
Co miało największy wpływ na to, że zdecydowałeś się zmienić Krosno na Kraków?
- Przede wszystkim szukałem klubu w pierwszej lidze. Przygotowałem się sprzętowo na poziom pierwszoligowy. Wyszło, jak wyszło, wiadomym faktem jest, że klub z Piły nie wystartuje w rozgrywkach. Prowadziłem tam rozmowy. A dlaczego Kraków? Przekonał mnie do tego w głównej mierze Michał Finfa oraz problemy finansowe klubu z Krosna.
Czy dopuszczenie do startów w II lidze Victorii Piła byłoby dobrym rozwiązaniem? Nie masz obaw, że po sezonie może być powtórka tego, co miało miejsce w Polonii?
- Nie. Myślę, że byłoby to dobre rozwiązanie, bo gwarantowałoby ono więcej jazdy, a co za tym idzie, więcej miejsc dla zawodników. Trzeba pamiętać, że żużlowcy, którzy podpisali kontrakty z Polonią muszą teraz szukać nowych klubów. Jestem za dopuszczeniem Victorii do rozgrywek, bo inaczej będzie kocioł, zawodnicy, którzy podpisali kontrakty z Polonią będą siedzieć na ławce i nie będą jeździć.
W Wandzie współpracować będziesz z menedżerem. Brak trenera będzie bardziej odczuwalny dla juniorów i to z pewnością słabsza strona krakowskiego zespołu w nowym sezonie.
- Na pewno taki trener by dużo pomógł. Zadaniem menedżera jest ustawianie par, myślenie o taktyce. Jednak rada kogoś, kto sporo lat przejeździł na motocyklu, jest zawsze przydatna. Wiadomo jednak, że zatrudnienie trenera wiąże się z kosztami. A wszyscy przecież wiedzą, że finansowo kluby w Polsce w ostatnich latach nie stoją najlepiej.
Wspomniałeś o finansach. Czy masz jakieś zajęcie poza żużlem? Z pieniędzy zarobionych w drugiej lidze, mówiąc uczciwie, wyżyć jest ekstremalnie trudno.
- Na razie myślę o skończeniu studiów. Jestem w tej chwili na czwartym roku wychowania fizycznego. Najpierw chcę zakończyć edukację, potem będę myślał na temat pracy.
Najbliższy twemu sercu jest częstochowski Włókniarz. Po sporych roszadach nie tylko w kadrze przed sezonem 2012, jak myślisz, na co stać zawodników spod Jasnej Góry w tym roku?
- Na pewno stać ich na sprawienie niespodzianki. Skład mają bez wątpienia lepszy niż rok temu. Do tego dochodzi nazwisko Stachyra, czyli dobry trener. To wszystko sprawia, że przy odrobinie szczęścia czwarte miejsce jest w zasięgu Włókniarza.