W środę Dawid Stachyra był obok Roberta Miśkowiaka najjaśniejszym punktem w zespole Lubelskiego Węgla w treningu punktowanym z Kolejarzem Opole. Stachyra zapisał w swoim dorobku jedenaście oczek w czterech biegach, a jako jedyny receptę na 26-latka znalazł kapitan gospodarzy, Adam Czechowicz. - Celem było pojeżdżenie sobie i myślę, że każdy to wykonał. Wynik drużyny był sprawą drugorzędną. Przyjechaliśmy niepełnym składem, wystąpiło dużo młodzieżowców, a do tego pojawiły się defekty. Myślę, że to nie jest odzwierciedlenie naszej formy. Odjechałem cztery wyścigi i mogę być zadowolony. W jednym straciłem zwycięstwo po wygranym starcie, bo zbyt daleko odsunąłem się od krawężnika. Jak na pierwszy sparing, to nie jest źle. Gorzej jakbym przegrywał, to byłoby o czym myśleć. Czułem, że byłem szybki i uważam, że to pierwszy krok ku dobremu - podkreślał w rozmowie z SportoweFakty.pl.
Pomimo faktu, że sezon dopiero się rozkręca, Stachyra nie może narzekać na brak jazdy. Dzięki uprzejmości włodarzy Włókniarza Częstochowa syn Janusza Stachyry ma już za sobą sporą dawkę treningów. - Pojeździłem dużo w Częstochowie i z tego miejsca dziękuję działaczom Włókniarza za możliwość korzystania z toru. Teraz troszeczkę rozłożyła mnie choroba i z moim zdrowiem jeszcze nie jest najlepiej. Postanowiłem jednak przyjechać i trochę pojeździć, aby przerwa była jak najmniejsza. W czwartek czeka mnie turniej w Częstochowie (*wywiad przeprowadzono po zakończeniu środowego treningu punktowanego w Opolu) w mocniejszej obsadzie. Będę tam próbował szybszego silnika, który mam wrażenie, że będzie jeszcze lepiej się spisywał. Cieszę się, że jest możliwość jazdy i chcę to wykorzystać, aby do ligi być już przygotowanym w 100 procentach – dodaje "Davidoff".
Stachyra był pierwszym zawodnikiem, który w zimie parafował umowę z Koziołkami. Po pięciu latach rozłąki Stachyra powraca zatem na "stare śmieci". - Lublin, to w sumie mój macierzysty klub, choć korzenie są rozdarte między Rzeszowem, a Lublinem. Licencję zdobyłem jednak, jako zawodnik klubu z Lublina. Jeździłem tam wcześniej bodajże przez pięć lat i pozostaje jakiś sentyment, bo to jednak kawałek czasu. Różnie się sprawy poukładały w tym roku. Były brane pod uwagę inne opcje. W końcu wyszło tak, że trafiłem do Lublina. Cieszę się i mam nadzieję, że z fajną drużyną zmontujemy fajny wynik - mówi 26-letni zawodnik.
Pomimo roli beniaminka podopieczni Grzegorza Dzikowskiego mogą okazać się nawet "czarnym koniem" tegorocznych rozgrywek pierwszej ligi. Lubelski zespół wygląda bowiem bardzo ciekawie. - Wróciłem do zespołu i myślę, że będę dokładał cenne punkty dla drużyny. Jest także Daniel (Jeleniewski - dop.red), który jest wychowankiem i zna tor, co też powinno być handicapem. Są koledzy z Rzeszowa - Karol Baran i Paweł Miesiąc. Do tego "Misiek" (Robert Miśkowiak - dop.red), który też kawałek dobrego speedway’a potrafi pokazać. Myślę, że mamy fajną drużynę i w jakiś sposób dopisze nam także szczęście, ominą nas kontuzje i będzie wszystko szło po naszej myśli, to jesteśmy w stanie zrobić fajny wynik. Celem będzie pierwsza czwórka. Tam będzie trzeba się dostać i już w tym czteroosobowym gronie walczyć o jak najwyższe cele. Co z tego wyjdzie, to zobaczymy. Mam nadzieję, że poukładamy te klocki tak, że będziemy w stanie rywalizować z najlepszymi - podkreśla.
Stachyra powraca w rodzinne strony po dwuletniej przygodzie z Lotosem Wybrzeżem Gdańsk, gdzie spisywał się w kratkę. Po pierwszym sezonie, gdy był na ustach wielu kibiców w Trójmieście, w minionych rozgrywkach znacznie spuścił z tonu. Jak sam jednak twierdzi, zdobyty bagaż doświadczeń powinien zaprocentować. - Wkradły mi się problemy sprzętowe. Ciężko było znaleźć punkt wyjścia. Jeden, czy dwa słabsze mecze i jedno pociągnęło drugie za sobą. Ciężko było odnaleźć się w tym wszystkim, ale już ważniejsze mecze były już lepsze w moim wykonaniu. Też moja przydatność w play-offach, która przyczyniła się do uzyskania awansu przez Gdańsk - zauważa, jednocześnie wyrażając ubolewanie z okoliczności, w jakich pożegnał się z gdańskim klubem. - Szkoda tylko, że tak zostałem potraktowany i nie znalazło się dla mnie miejsce mimo moich aspiracji jazdy dalej. Uważam, że w sumie nazwiska, jakimi Gdańsk dysponuje w tym roku nie są takimi, które stanowiłyby dla mnie zagrożenie jeśli chodzi o skład. Pewnych kwestii nie rozumiem. Tak chcieli działacze i tak mają.
Polska liga jest jak na razie jedynym miejscem, gdzie będzie można zobaczyć Dawida Stachyrę w akcji w sezonie 2012. Wychowanek ekipy z Lublina jest otwarty na propozycję, a najlepszym sposobem na przekonanie do siebie zagranicznych działaczy jest dobra postawa na torze. - Póki co nie udało mi się nic znaleźć i jestem trochę zawiedziony. Prowadzimy jednak rozmowy i myślę, że najlepszym momentem będzie dobra jazda na torze i wtedy telefony odezwą się same - kończy Dawid Stachyra.
Powodzenia w Lublinie