Dla młodszych Czytelników, którzy nie pamiętają wynalazku pod nazwą: "lista transferowa" kilka słów wyjaśnienia. Była to kwota, którą klub z Gorzowa musiał zapłacić klubowi z Torunia, za to, aby "Bajerek" mógł zostać następcą Jancarza i Plecha. Takie panowały wówczas zasady, kluby po sezonie ogłaszały za jaką cenę ich zawodnicy są ewentualnie do kupienia i wystawiały ich niczym konie na targu, przy czym niektóre kwoty nijak się miały do klasy zawodnika, a niektóre były kwotami typowo "zaporowymi", mającymi swoją wysokością zniechęcić potencjalnych chętnych na przejęcie żużlowca. Taką kwotą było owe 600 tysięcy złotych (osoby o silnych nerwach mogą sprawdzić po ile była wtedy w Polsce benzyna) za Bajerskiego, ale gorzowianie się skusili. Tamten transfer nie był jednak wcale jakimś wyjątkiem, w owych czasach klubowi działacze z uwielbieniem szastali bowiem pieniędzmi (najczęściej oczywiście nie swoimi) na lewo i prawo, cel uświęcał środki, wszystkie chwyty były dozwolone. Kto zabroni bogatemu, albo chociaż temu kto działał w myśl zasady zastaw się, a postaw się?
To zjawisko zresztą funkcjonowało długo po wycofaniu się z list transferowych i funkcjonuje do dziś. Mam niejakie wrażenie, a może to tylko takie bardziej moje chciejstwo, że klubowi sternicy coraz dłużej obracają w palcach złoty i nie tylko złoty pieniądz zanim zdecydują się go wydać, chociaż oczywiście gwiazdy mogą liczyć na bardzo dobre kontrakty. Dobry przykład dał rok temu prezes leszczyńskiej Unii Józef Dworakowski. Wydawało się, że w obliczu walorów sportowych braci Pawlickich tylko przekomarza się z ich ojcem w sprawach finansowych, ale w końcu i tak ugnie się, wypłaci ile chcą, bo nie wypuści takich talentów z rąk. A jednak Dworakowski powiedział "nie" skutkiem czego słynny braterski duet wylądował w II-ligowej Polonii Piła. Nie dowiemy się już nigdy jak wyglądałby miniony sezon w wykonaniu "Byków", gdyby mieli w składzie Przemka i Piotrka. Można jednak ostrożnie założyć, że ich szanse w wielkim finale z Falubazem wyglądałyby inaczej i kto wie, czy w tym roku to Unia nie broniłaby tytułu mistrza Polski. Ostatnio głośno o sprawie syna Jacka Golloba-Oskara, który już niemal "jedną nogą" był w Gorzowie Wielkopolskim. Starty młokosa u boku stryja Tomasza wydawały się być najbardziej logiczne, przy kim byłoby mu lepiej? Pomoc sprzętowa, merytoryczna i praktyczna na torze zapewniona, układ idealny. Także dla klubu, gdyby najmłodszy z klanu rozwijał się tak jak zobowiązuje do tego nazwisko, które nosi. Ale prezes Stali Władysław Komarnicki nie bardzo chce się zgodzić na finansowy dyktat opiekującego się Oskarem Władysława Golloba. Twierdzi, nie bez racji przecież, że młodziutki zawodnik na razie ma jedynie dobre nazwisko i nie daje żadnej gwarancji, że będzie w przyszłości wielkim zawodnikiem. Zrozumiałe jest też, że pragnie się zabezpieczyć kilkuletnim kontraktem. Po prostu, czy to się komuś podoba czy nie twardo stoi na straży klubowych interesów i... pieniędzy. Ja to przynajmniej tak odbieram i z zainteresowaniem czekam na rozwój sytuacji, mam jedynie nadzieję, że Oskar znajdzie klub, w którym będzie mógł się rozwijać.
Liczenie złotówki dobrze widać też na "nizinach". W takim Rawiczu dla przykładu deklarują wprost, że nie mają większych sportowych ambicji, chcą dać rozrywkę niewielkiemu miasteczku i cieszyć się ulubioną dyscypliną sportu. Można się na to zżymać, ale to przecież stanowisko bardzo rozsądne. Może dzięki niemu Rawicz wciśnięty między żużlowych gigantów z Leszna i Wrocławia jakoś się, także ku mojej radości, trzyma?
Robert Noga
P.S. Propozycja dla Czytelników. Wasze typy na najbardziej spektakularne, przepłacone, dziwne, nieudane transfery...