Mariusz Staszewski w niedzielnym meczu przeciwko Orłowi Łódź zdobył tylko 5 punktów w czterech startach. Jego dorobek mógł być dwucyfrowy. Problem w tym, że kapitan Ostrovii ukończył jedynie dwa wyścigi. - Co najmniej 5 punktów z bonusem mi uciekło. Szkoda, bo wcale nie czuję się winny tych wykluczeń - powiedział na gorąco po meczu popularny "Stachu".
Pierwsza kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w wyścigu siódmym, kiedy to na prostej przeciwległej do startu, Mariusz Staszewski prowadził przed Linusem Sundstroemem , ale zdaniem sędziego Ryszarda Bryły , spowodował upadek Szweda. - Nie wiem, jak wyglądało to z pozycji sędziego. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, że nic nie zrobiłem, a byłem dwukrotnie wykluczany. W pierwszej sytuacji jechałem z przodu przed Sundstroemem, który był z tyłu i miał jeszcze sporo miejsca do bandy. Co ja miałem zrobić, będąc przed nim? Nie widziałem, gdzie on chce pojechać - wyjaśnia Mariusz Staszewski. Arbiter, Ryszard Bryła po obejrzeniu powtórek telewizyjnych inaczej ocenił tę sytuację i podjął decyzję o wykluczeniu kapitana Ostrovii.
Sytuacja odwróciła się w trzynastym wyścigu, kiedy to tym razem Linus Sundstroem przedłużył prostą i na wejściu w pierwszy wiraż powiózł Staszewskiego w bandę. Tym razem Szwed został wykluczony przez arbitra, a Mariusz Staszewski chwilę po zajściu miał pretensje do Sundstroema za taki atak. - Nie ma co już o tym mówić. Było minęło. Zapomnijmy o tym - ucina Staszewski.
Na tym jednak nie skończyły się "przygody" Mariusza Staszewskiego w meczu z Orłem Łódź. Podrażniona ambicja kapitana Ostrovii sprawiła, że walczył on zaciekle z Rafałem Trojanowskim . Na jednym z wiraży wszedł pod zawodnika gości, powodując jego upadek. - "Trojan" wykorzystał okazję i usiadł na "tyłek" i tyle - kończy Staszewski.
Oczywiście szprychy połamały sie o hak Stacha. Ale faktem jest, że nie było jako takiego faulu. Kontaktowa jazda, hak w szprychach, lecą wszystkie szprychy Czytaj całość