Lubelski Węgiel KMŻ do tej pory nie odjechał jeszcze spotkania na własnym terenie, a w dwóch meczach wyjazdowych uległ Orłowi Łódź i Startowi Gniezno. Lublinianie mieli nadzieję na zwycięstwo na własnym terenie z Ostrovią Ostrów Wielkopolski, ale plany gospodarzy pokrzyżował padający deszcz. Na inauguracji sezonu w Lublinie pojawiło się wtedy ponad sześć tysięcy osób.
- Wysoka frekwencja bardzo nas cieszy. Lubelscy kibice są niezwykle wyrozumiali, bo porażka potrafią przyjść do nas i pocieszyć. Chwała im za to. Szkoda, że pogoda nie pozwoliła nam na rozegranie zawodów.Byliśmy przed tym meczem bardzo bojowo nastawieni, niestety nie możemy jakoś szczęśliwie zacząć tego sezonu u nas w Lublinie. Plany nie układają nam się tak, jakbyśmy tego chcieli, ale myślę że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mamy nadzieję, że wreszcie uda się wygrać - mówi szkoleniowiec ekipy znad Bystrzycy Grzegorz Dzikowski.
Dzień przed ostatecznie przerwanym meczem z Ostrovią w Gorzowie Wielkopolskim odbył się finał Złotego Kasku. Wystąpiło w nim trzech zawodników Lubelskiego Węgla KMŻ - Dawid Stachyra, Daniel Jeleniewski oraz Robert Miśkowiak. Żaden z nich nie osiągnął jednak dobrego wyniku.
- Nie były to na pewno starty rewelacyjne, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jesteśmy pierwszoligowcami i różnica między Ekstraligą a pierwszą ligą to jest wręcz przepaść. Chłopcy potrzebują trochę czasu, żeby wejść na odpowiedni pułap, bo niemal wszyscy w swojej karierze mieli przebłyski, dobry sezon czy dwa nawet w Ekstralidze, ale później wracali do niższej dyspozycji. Polskim żużlowcom nie sprawia trudności wejście na wysoki poziom, tylko utrzymanie tego sprawia im trudności i nie mogą sobie z tym poradzić. W tym roku jesteśmy w trakcie budowania drużyny, która byłaby na lata, a nie tylko na jeden sezon. Konfrontacja w Złotym Kasku pokazała moim podopiecznym, w którym są miejscu i ile jeszcze czeka ich pracy, żeby dołączyć do najlepszych - uważa trener LW KMŻ.
Przed spotkaniem w Daugavpils to z pewnością gospodarze są faworytem rywalizacji, jednak ekipa z Lubelszczyzny nie składa broni i ma nadzieję, że wreszcie uda się jej wywalczyć pierwsze w tym sezonie ligowe zwycięstwo.
- Mecz w Gnieźnie udowodnił ze w naszej drużynie drzemie duży potencjał sportowy który musimy tylko odpowiednio wykorzystać i liczę na to ze nastąpi to już na Łotwie. Co do Camerona mam ogromną nadzieje ze zawodnik powróci do dyspozycji z poprzedniego sezonu, kiedy był liderem Lubelskich "Koziołków" i walnie przyczynił się do awansu. Jeśli chodzi o tor to w Daugapils to myślę ze moi zawodnicy są na tyle doświadczeni ze szybko odczytają warunki torowe i nawiążą równorzędna walkę - twierdzi Dzikowski.