Nie chcę rezygnować z Ekstraligi - rozmowa z Dawidem Stachyrą - zawodnikiem Marmy Polskie Folie Rzeszów

Dawid Stachyra był rezerwowym podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Polski w Lesznie. Zawodnik rzeszowskiej Marmy pojawił się na torze dwukrotnie i wywalczył cztery punkty. Ta zdobycz sprawiła, że Stachyra ukończył sobotnie zawody na trzynastej pozycji. W rozmowie z naszym portalem żużlowiec Marmy Polskie Folie Rzeszów opowiedział o swoim występie, startach w Ekstralidze czy też sytuacji klubu z Lublina.

Jarosław Galewski: W pewnym sensie uśmiechnęło się do ciebie szczęście, ponieważ mogłeś wystartować w dwóch wyścigach sobotniego finału IMP...

Dawid Stachyra: Myślę, że mój występ można ocenić pozytywnie. Było mi bardzo trudno w pierwszym swoim starcie. Wiadomo, że zawody były już w decydującej fazie, a ja jechałem dopiero swój pierwszy bieg. Warunki torowe były bardzo wymagające. Nie do końca dograłem sprzęt i dlatego moja jazda była pasywna. W kolejnym starcie było już znacznie lepiej. Nawiązałem walkę z miejscowymi zawodnikami i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Krzysztof Kasprzak i Damian Baliński to bardzo trudni rywale, zwłaszcza u siebie na torze. Cieszę się, że udanie zadebiutowałem w tej imprezie.

Z kompletem piętnastu punktów zwyciężył Adam Skórnicki. Czy jesteś zaskoczony takim obrotem wydarzeń?

- Na pewno jest to sensacja tego finału. Myślę jednak, że nie aż tak wielka, ponieważ Adam stawiał w Lesznie swoje pierwsze kroki. Ten zawodnik jeździł tutaj przez bardzo długi czas. Dla takiego zawodnika taki bagaż doświadczeń jest niezwykle istotny. Adam to wszystko doskonale wykorzystał. Obecnie większość żużlowców dysponuje podobnej klasy sprzętem. Adam wywyższał się umiejętnościami i dopasowaniem sprzętu. Na pewno zasłużenie wywalczył złoty medal.

Przed tym sezonem zdecydowałeś się na starty w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czy bardzo odczułeś różnice pomiędzy pierwszą ligą a jazdą w Ekstralidze?

- Oczywiście, że tak. Różnica jest bardzo duża i to widać na każdym kroku. Można powiedzieć, że jest to jeszcze przepaść. Kluby ekstraligowe są naszpikowane wielkimi nazwiskami. Nie ukrywam, że jest mi bardzo trudno o każdy punkt, ale cały czas staram się gonić moich bardziej doświadczonych kolegów. Uważam, że powoli zaczynam to robić z lepszym skutkiem. Z meczu na mecz staje się bardziej doświadczonym żużlowcem. Myślę, że ta nauka zaprocentuje w przyszłym sezonie.

Niestety, twój zespół spisuje się poniżej oczekiwań kibiców...

- Rzeczywiście, spisujemy się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Planowaliśmy zajęcie czwartego lub piątego miejsca. Myślę, że trzeba być realistą a nie optymistą i stąd takie cele. Niestety, zawędrowaliśmy trochę niżej w ligowej tabeli i czeka nas teraz trudna walka z Tarnowem o utrzymanie w lidze. Myślę, że będzie bardzo ciężko i dlatego musimy dołożyć wszelkich starań, aby pozostać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jeśli chodzi o mnie, to jestem wobec siebie bardzo krytyczny. Uważam, że moja postawa powinna być znacznie lepsza. Jest to jednak mój debiut i najwidoczniej trzeba płacić frycowe. Walczę o każdy punkt, ale nie zawsze przynosi to skutek. Wielokrotnie podkreślałem w wywiadach, że ciężko startuje się z numerem dziesiątym lub dwunastym, kiedy zaczyna się zawody z trzeciego lub czwartego pola. Przy takich umiejętnościach zawodników i wyrównanym sprzęcie jest bardzo ciężko dojechać do pierwszego łuku i dlatego traci się punkty już na samym początku wyścigu. Ekstraliga wymaga ciężkiej pracy i wielkiego sprytu. Cały czas pracuję i wierzę, że będę zbierał owoce tej pracy w przyszłości.

Przez długi czas startowałeś w Lublinie. Jak zareagowałeś, kiedy dowiedziałeś się, że ten klub zniknął z żużlowej mapy Polski?

- Myślę, że był to szok nie tylko dla całego Lublina, ale także dla wszystkich w Polsce. Kolejny ośrodek wyskoczył z żużlowej mapy naszego kraju. To bardzo przykra sytuacja, tym bardziej, że zostawiłem tam ogromne pieniądze. Dług nie został spłacony do dzisiaj i nie wiem, czy kiedykolwiek będzie. Mam nadzieję, że te wydarzenia będą kubłem zimnej wody dla władz miasta, które bardzo słabo się postarały. Myślę, że wspólne siły polityków i działaczy sprawią, że powstanie nowy klub, który wystartuje w rozgrywkach ligowych. O ile się dobrze orientuję, to pojawiają się pogłoski, że tak właśnie się stanie.

Czy klub w Lublinie był zarządzany przez nieodpowiednich ludzi?

- Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. W każdej placówce sportowej osoby w niej działające chcą jak najlepiej. Być może zła polityka i złe decyzje zadecydowały o takiej sytuacji lubelskiego żużla. Raz jeszcze nie będę wstydził się powiedzieć, że nad swoim postępowaniem muszą zastanowić się władze miasta. Panowie politycy nie potrafili po prostu uchwalić szybko budżetu i dlatego klub z Lublina nie mógł pozyskać sponsorów. Wszystko krok po kroku przyczyniało się do tego, że Lublin ostatecznie nie wystartował w drugiej lidze. Mam jednak nadzieję, że wkrótce się to zmieni.

Czy ostatni rok, który spędziłeś w Lublinie, zwiastował upadek żużla w tym mieście?

- Nie sądzę, że tak było. Uważam, że do pewnego momentu wszystko było bardzo dobrze. Cały czas mielimy perspektywy na przyszłość. Jak już wcześniej wspomniałem, zadecydowało chyba opóźnienie ze strony władz miasta. Czas gonił lubelski klub a władze żużla w Warszawie także nie zamierzały długo czekać za zgłoszeniem drużyny do rozgrywek. Lublin został na lodzie. Władze miasta i działacze powinni zabrać się do ciężkiej pracy, ponieważ lubelski żużel musi powrócić do rozgrywek ligowych. W przeciwnym razie możemy mieć do czynienia z reakcją łańcuchową. Wszyscy zdajemy chyba sobie sprawę, w jaki sposób z żużlowej mapy polski wypadły takie ośrodki jak Piła, Świętochłowice i Kraków. Oby Lublin nie poszedł taką drogą.

Czy po roku spędzonym w Ekstralidze widzisz poprawę w swojej jeździe?

- Myślę, że z taką pewnością jazdy na trasie, którą w tej chwili posiadam, mógłbym osiągać w pierwszej lidze znacznie lepsze wyniki niż wcześniej. Uważam, że byłoby mi łatwiej o punkty. Moim największym mankamentem są w tej chwili starty. Na pierwszą ligę były one wystarczające, ale w najwyższej klasie rozgrywkowej trzeba wychodzić jeszcze szybciej spod taśmy.

Czy zamierzasz pozostać w Ekstralidze?

- Myślę, że powinienem tak zrobić. Jeśli przybliżyłem się do najwyższej klasy rozgrywkowej, to należy w niej pozostać. Trzeba gonić najlepszych, żeby im dorównać. Wszedłem już do Ekstraligi i teraz szkoda mi się z niej wycofywać.

Jakie masz plany w związku ze startami za granicą?

- Nie ukrywam, że bardzo kręci mnie liga angielska. Bardzo chciałbym tam wystartować i czynię wszelkie starania, aby tak się stało. Robię wszystko, żeby otrzymać zaproszenie na jakiś turniej i zdobyć zaufanie angielskich promotorów. Chciałbym zadomowić się tam na dobre. Uważam, że takie rozwiązanie byłoby dla mnie bardzo dobre. Pod względem logistycznym nie byłoby żadnego problemu, ponieważ bardzo blisko Rzeszowa znajduje się lotnisko. Wszystko jest dograne. Myślałem także o lidze szwedzkiej, ale mam teraz ostatni rok na uczelni i trudno byłoby to wszystko ze sobą pogodzić. Wiadomo, że Rzeszów jest na południu Polski. Dostanie się do morza, przeprawa promem i wyprawa po Szwecji sprawia, że taki wyjazd staje się przynajmniej dwudniową wycieczką. Nie mogę sobie na coś takiego pozwolić.

Jak idzie ci na uczelni?

- Jestem obecnie studentem czwartego roku filologii rosyjskiej. W tej chwili jestem na etapie pisania pracy magisterskiej. Od października zaczynam piąty rok i myślę, że będzie on na tyle luźny, że będę mógł poświęcić się w całości żużlowi.

Źródło artykułu: