Adrian Dudkiewicz: Przegraliście z Polonią dość wyraźnie, ale przed meczem liczyliście chyba na lepszy wynik?
Sławomir Pyszny: Zgadza się. Sądziliśmy, że będzie nam nieco łatwiej, ale na swoim torze bydgoska drużyna zawsze spisuje się bardzo dobrze, co udowodniła w tym spotkaniu.
Czy kontuzja Patryka Pawlaszczyka na początku zawodów, w jakiś sposób wypaczyła wynik meczu?
- Na pewno tak, bo przecież Patryk również przywiózłby kilka cennych punktów. Ale główną przyczyną był brak Piotrka Świderskiego, który jest przecież naszym liderem.
Utrzymanie w I lidze macie już raczej pewne. O co właściwie będziecie jechać w dalszej części rozgrywek?
- Tak, ale w tych meczach każdy będzie chciał pokazać się z jak najlepszej strony, nie będzie odpuszczania, bo zawsze jedziemy o wygraną.
Masz jakiś swoje plany indywidualne, jeśli chodzi o końcówkę sezonu?
- Przede wszystkim awansować do finału Srebrnego i Brązowego Kasku, bo w tym sezonie więcej imprez już praktycznie nie zostało, dlatego skupiam się na zawodach juniorskich.
Masz jakieś pretensje do trenera za to, że tak rzadko korzysta z Twoich usług?
- Mogę mieć pewne pretensje do naszego szkoleniowca, bowiem mogłem pojechać już w końcówce w meczu z Kolejarzem, gdzie już wcześniej zapewniliśmy sobie wysokie zwycięstwo. Tak samo było w Bydgoszczy, choć tutaj wysoko przegrywaliśmy, ale też nie dostałem szansy pokazania się chociażby w jednym biegu.
Jak to jest, że w Rybniku sporo zawodników powraca do wysokiej formy. Mam tu namyśli Piotrka Świderskiego i Antonio Lindbaecka. Macie na Śląsku jakieś specjalne treningi czy przygotowania?
- Moim zdaniem ich wcześniejsze kłopoty wynikały głównie z problemów sprzętowych. Tak się chyba przypadkowo złożyło, że u nas nagle trafili ze wszystkim, ale ciężko mi na ten temat coś powiedzieć.