Ostatnie wyniki łódzkiego Orła były dużym zaskoczeniem. Drużyna najpierw nieznacznie przegrała na wyjeździe z GTŻ-em Grudziądz, by tydzień później rozgromić jednego z faworytów do awansu na własnym torze. Spotkanie zakończyło się wygraną łodzian 61:29, którzy w efekcie zainkasowali za dwumecz z ekipą Roberta Kempińskiego trzy punkty. Tym samym Orzeł wrócił do gry o miejsce w pierwszej czwórce i zaskoczył swojego głównego sponsora Witolda Skrzydlewskiego, który takie rozstrzygnięcia jeszcze niedawno uważał za cud. Skrzydlewski, który słynie z tego, że twardo stąpa po ziemi, przestrzega jednak przed popadaniem w huraoptymizm.
- Po ostatnich sukcesach tego zespołu niektórzy zaczęli zadawać mi pytania, co będzie jak awansujemy do Ekstraligi. To już są naprawdę niezłe bajki. Nikt o tym przecież nie marzy. Ale i tak niektórzy ciągnęli mnie za język i pytali, a jakby się jednak tak mimo wszystko stało, więc musiałem im odpowiedzieć. Tego samego dnia, kiedy taka sytuacja miałaby miejsce, dałbym klucze do tego całego interesu pani prezydent i niech to dalej poprowadzi - tłumaczy Skrzydlewski.
Główny sponsor Orła, choć daleki od snucia nawet bardziej niż optymistycznych scenariuszy z udziałem jego zespołu, zauważa, że gdyby zdarzył się kolejny cud, to władze miasta czeka mnóstwo pracy. - Niech pani prezydent przygotuje stadion i zorganizuje całą resztę. Tymczasem ta pani na żużel ani razu się nie wybierze, bo jest tak naprawdę tylko fanką żeńskiej siatkówki - kontynuuje Witold Skrzydlewski.
Warto jednak zwrócić uwagę, że nawet w przypadku dalszej jazdy w pierwszej lidze klub czeka sporo wyzwań. - Pragnę jednak zauważyć, że działanie i tak jest potrzebne, bo jak nie będzie oświetlenia, to nie będzie nawet pierwszej ligi. Raz można dostać po frajersku licencję, ale drugi raz raczej nikt panu jej nie przyzna - przekonuje Skrzydlewski.