Wciąż nie mogę w to uwierzyć - rozmowa z Martinem Vaculikiem po GP Polski

Słowacka sensacja - tak można w skrócie określić to, co się stało w GP Polski w Gorzowie. 150 turniej wygrał debiutant, Martin Vaculik, który skopiował wyczyn Emila Sajfutdinowa z Pragi z 2009 roku.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik: Dociera do Ciebie to, czego dokonałeś w Gorzowie?

Martin Vaculik: Szczerze mówiąc, nie. Ja wciąż z tego się śmieję i nie mogę uwierzyć, że wygrałem w debiucie Grand Prix. W Gorzowie pojechałem bez presji, nie walczę przecież ani o tytuł mistrza świata, ani o czołową ósemkę. Bardzo się cieszę z tego sukcesu. To niewiarygodne, że udało mi się tego dokonać.

Co było kluczem do zwycięstwa?

- Myślę, że dobre starty. Wychodziłem naprawdę nieźle spod taśmy. Miałem świetnie przygotowany motocykl, za co dziękuję całemu mojemu teamowi. Wykonali kawał dobrej roboty.

Nie żałujesz, że nie przyjąłeś propozycji BSI startów w Grand Prix jako stały uczestnik w miejsce Piotra Protasiewicza czy Darcego Warda?

- Absolutnie nie żałuję. To był dopiero pierwszy turniej. Cieszę się, że go wygrałem, ale to wcale nie oznacza, że w kolejnych zawodach, nie mógłbym zrobić zera. Nie róbmy sensacji z jednego zwycięstwa. Oferty BSI nie przyjąłem tylko dlatego, że liga polska jest dla mnie priorytetem, a wiadomo, jakie przepisy obowiązują w Polsce.

Czyli, gdyby nie przepis o jednym zawodników z Grand Prix w Enea Ekstralidze przyjąłbyś propozycję BSI?

- Tak. W takim przypadku ścigałbym się w Grand Prix.

Gdyby ktoś przed zawodami w Gorzowie powiedział Ci, że wygrasz w debiucie. Co byś sobie wtedy pomyślał?

-Pomyślałbym, że wszystko jest możliwe. Każdy z szesnastu zawodników ma szansę na zwycięstwo. Nie byłem faworytem, ale wygrałem. Przed turniejem nikogo nie można skreślać. Może się udać, a może być też kompletna klapa. Gdyby ktoś mi to powiedział przed zawodami, że wygram nie potraktowałbym tego z przymrużeniem oka, ale całkiem poważnie też nie.

Jakie znaczenie dla wyścigu finałowego miał deszcz, który zaczął padać przed jego rozpoczęciem?

- Miał znaczenie i to duże. Zrobiła się praktycznie jedna ścieżka. Miałem to szczęście, że dobrze wystartowałem i pojechałem tą ścieżką do mety po zwycięstwo.

Pewnie kolejne turnieje w Grand Prix także pojedziesz w miejsce kontuzjowanego Jarosława Hampela...

- Nie wiem, czy pojadę. Życzę Jarkowi jak najszybszego powrotu do zdrowia. Jeśli nie zdąży się wykurować do kolejnego turnieju, wystąpię pewnie w następnych zawodach.

Do tej pory znałeś Grand Prix z telewizji. Teraz zobaczyłeś, jak najlepszy speedway wygląda od środka. Jakie wrażenia?

- Bardzo mi się podoba Grand Prix. Świetnie się czuję w takim towarzystwie.

Żużel na Słowacji nie jest popularny. Czy ten Twój sukces może przyczynić się do promocji żużla w Twojej ojczyźnie?

- Może kiedyś, jak będę mistrzem świata. Nie wiem, czy pojedyncze zwycięstwo w Grand Prix odbije się większym echem.

Spodziewasz się, że słowackie media odnotują znacząco Twój sukces?

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem, czego się spodziewać. Pewnie odnotują, ale w jakim zakresie, to trudno powiedzieć.

Jaka dyscyplina sportu jest najpopularniejsza na Słowacji?

- Myślę, że zdecydowanie piłka nożna i hokej.

Źródło artykułu: