Klub nie zapłaci za protest nawet złotówki - rozmowa ze Zbigniewem Fiałkowskim

Pieniądze na jeden i drugi protest wyłożyłem ja z panem Cichorackim, a zawodnicy powiedzieli, że się dołożą - mówi po spotkaniu w Lublinie prezes GTŻ-u Grudziądz Zbigniew Fiałkowski.

Jarosław Galewski: W Lublinie GTŻ miał wstać z kolan i piąć się w górę ligowej tabeli. Niestety, po raz kolejny pana drużyna zawiodła.

Zbigniew Fiałkowski: Podchodziliśmy do tego meczu z optymizmem. Były ku temu podstawy, jeśli wzięło się pod uwagę jazdę Hansa Andersena i Petera Ljunga w Grand Prix. Dawało nam to szansę na wygraną niedzielną walkę w Lublinie. Niestety, taśma, defekty, a poza tym nie wszyscy spisali się tak jak powinni i w związku z tym przegraliśmy to spotkanie. Nadal nie składamy jednak broni. Musimy wszystko odbudować. Po tych czterech porażkach musi w końcu nadejść lepszy moment. Liczymy, że stanie się to w najbliższą niedzielę podczas spotkania z Lokomotivem Daugavpils. Co więcej dziś możemy zrobić? Przestać walczyć? Nie, to nie w naszym stylu. Będziemy robić wszystko, żeby się podnieść i wrócić do gry. Najbliższa niedziela odpowie na pytanie, czy nam się to uda.

W niedzielę walka toczyła się nie tylko na torze. Zgłosiliście dwa protesty. Pierwszy dotyczył deflektora w motocyklu Dawida Stachyry...

- Byłem na tym meczu z prezesem Cichorackim jako prezes z wiceprezesem. Kierownikiem drużyny był Rafał Wojciechowski i był Robert Kempiński jako trener. Oni zawiadują w trakcie każdego spotkania drużyną. Obaj panowie przyszli do nas w pewnym momencie i powiedzieli, że Dawid Stachyra jechał na motorze, w którym był deflektor niezgodny z obowiązującym regulaminem i w związku z tym chcieliby złożyć protest. Postanowiliśmy więc wyłożyć pieniądze, które określają przepisy. Kierownictwo złożyło protest, sędzia zszedł do parku maszyn i go uznał. Wszystko odbyło się zgodnie z regulaminem. W końcowej fazie spotkania, było to albo po jedenastym albo dwunastym biegu, zawodnicy wraz z mechanikami i Rafałem Wojciechowskim przyszli do nas i powiedzieli, że mają pewne podejrzenia co do motoru Daniela Jeleniewskiego. Zapytaliśmy, o co chodzi, a oni uzasadnili, że wydobywa się z niego jakiś dziwny dźwięk. Wszystko generalnie dotyczyło pracy silnika. Padła propozycja, żeby sprawdzić ten motocykl, bo coś może być z nim nie tak. Co w związku z tym mieliśmy zrobić jako zarząd? Powiedzieć, że nie będziemy sprawdzać? Trudno tak postąpić, jeśli przychodzi kierownictwo z mechanikami i zawodnikami. Mało tego, zawodnicy powiedzieli, że dorzucą się do protestu. Nie mogliśmy postąpić inaczej i zrobiliśmy to, czego od nas oczekiwano. W końcu Rafał Wojciechowski poinformował sędziego, że składa protest na silnik Daniela Jeleniewskiego. Arbiter spotkania podjąć decyzję, że należy rozebrać silnik i go sprawdzić. Okazało się, że jest wszystko w porządku. Z tego powodu podszedłem do Daniela Jeleniewskiego i pogratulowałem mu idealnego spasowania się do toru. Można go zresztą o to zapytać, Daniel na pewno potwierdzi to, co mówię. Przeprosiłem też zawodnika gospodarzy za całe zamieszanie. Wszystko było zrobione zgodnie z regulaminem i na prośbę zawodników oraz kierownictwa klubu.

Pieniądze z klubowej kasy jednak wypłynęły i nie odniosło to żadnego efektu. Zamierza pan kogoś rozliczyć z podjętej decyzji?

- Zacznijmy od tego, że klub nie wydał z tego tytułu ani złotówki. Pieniądze na jeden i drugi protest wyłożyłem ja wspólnie z panem Cichorackim. Po drugie, zawodnicy sygnalizowali, że dołożą się do protestu. Po meczu była jednak godzina 22:00, więc o tym nie dyskutowaliśmy i postanowiliśmy rozjechać się do domów. Spotkamy się przed niedzielnym meczem i to omówimy, ale już docierają do mnie informacje, że nasi żużlowcy się rzeczywiście dorzucą. Nikt nie będzie nikogo z niczego rozliczać. Każdy ma prawo interpretować według własnej oceny to, co dzieje się na torze. Jeżeli zawodnicy się dołożą, będziemy szczęśliwi. Okaże się wtedy, że wszyscy działamy dla dobra jednego klubu. Gdyby miało być inaczej, ja i pan Cichoracki pokryjemy to z własnej prywatnej kieszeni. Nie ma sensu więc opowiadanie bzdur, że klub poniósł wydatek. To śmieszne i niedorzeczne.

Wasza sytuacja nie jest najlepsza. Zespół nie może w dalszym ciągu się podnieść i przełamać. Jaka atmosfera panuje w tej chwili w pana ekipie?

- Cały czas staramy się budować atmosferę i robimy wszystko, żeby była jak najlepsza. Są rozmowy z zawodnikami. Po dziesiątym wyścigu byliśmy z nimi na torze i wszyscy dyskutowaliśmy, jak się przełożyć. Nie mamy zamiaru dziś nikogo rozliczać i na nikogo krzyczeć. Jako klub jesteśmy od tego, żeby wprowadzać dobrą, spokojną atmosferę. Trzeba wyprowadzić drużynę na prostą wspólnymi siłami i wierzę, że uda nam się to zrobić. Na chwilę obecną wzajemne opluwanie się nie ma żadnego sensu. Najlepiej byłoby zwinąć manatki i iść do domu, ale zapewniam, że tak nie postąpi ten zarząd i ci ludzie. Będzie zupełnie odwrotnie. Postaramy się pomóc zawodnikom i wpłynąć na nich, żeby było zdecydowanie lepiej. Spadły morale i trzeba zrobić wszystko, żeby wygrać z Daugavpils i skasować trzy punkty. Wtedy możemy znowu wrócić do gry.

Dopuszcza pan do siebie w ogóle myśl, że tej drużyny może nie być w pierwszej czwórce?

- Dopuszczać w sporcie należy każdą myśl. To są jednak i tak własne dywagacje. Tak jak powiedziałem, musimy zrobić wszystko, żeby pomóc drużynie. Nie możemy doprowadzać do tego, żeby oni jeszcze bardziej się załamywali. To do niczego dobrego nie doprowadzi. Należy stworzyć nawet jeszcze lepszą atmosferę niż ta, która była do tej pory. Ci chłopacy muszą zrobić wszystko dla dobra grudziądzkiego speedwaya.

Obecnie zdecydowanie z przodu znajduje się faworyt z Gniezna. Po problemach tej drużyny na początku rozgrywek wszystko wróciło do normy. Czy niespodzianki w pierwszej lidze są jeszcze możliwe?

- Będę bardzo szczęśliwy, jeśli Gniezno wejdzie do Ekstraligi. Życzyłem im tego już w zeszłym roku. Będę jednak powtarzać, że w sporcie jest wszystko możliwe. Jeżeli wejdziemy do pierwszej czwórki, wiele może się wydarzyć. Zostało jeszcze kilka spotkań i można zdobyć naprawdę wiele punktów. Trzy kolejki, które teraz mamy, według naszych wyliczeń, mogą przynieść bardzo różne zdobycze punktowe poszczególnym drużynom. Po rundzie zasadniczej zespoły może dzielić tak naprawdę niewiele. To jednak teoria, zawsze mogą wydarzyć się jakieś nieprzewidziane rzeczy. Pamiętajmy, że punkty z rundy zasadniczej dodaje się do fazy play off. Jeżeli różnice będą na poziomie dwóch, czy trzech punktów, to tak naprawdę wszystko można nadrobić. Sport żużlowy jest nieprzewidywalny i dlatego cieszy się taką popularnością. My mieliśmy bardzo nieszczęśliwy mecz z Gnieznem. Nie będę już mówić, dlaczego przegraliśmy, bo i tak jest toczone przeciwko mnie postępowanie dyscyplinarne. Później były trzy wyjazdy, które niestety przegraliśmy. Cztery porażki dają psychicznego doła. Musimy jednak walczyć. Wszystko może się zmienić. Możemy awansować, tylko nasi zawodnicy muszą wrócić do tego, co było na początku rozgrywek. Zarząd musi im w tym pomóc.

Cele przed sezonem były ambitne. Jak brak ich realizacji może wpłynąć na przyszłość grudziądzkiego żużla?

- Nie będę tak daleko wybiegać. Przed nami jeszcze spotkania rundy zasadniczej, a później mecze w fazie play off. W październiku mamy nowe wybory w naszym klubie. Przypuszczam, że żużel jest tak wpisany w Grudziądz jak Brama Wodna. Nie ma takiej możliwości, żeby w naszym mieście nie było tego sportu. Najpierw trzeba jednak dokończyć ten rok, a później dopiero myśleć o kolejnym. Miałem ostatnio odwiedziny prezesa innego klubu. Przyjechał po kilku latach i chwalił nasz klub, mówiąc że jest dobrze prowadzony i chwalony przez zawodników, którzy chcą tu jeździć. Nie można go dziś od tak zamknąć, a kluczy wyrzucić do Wisły. To mijałoby się z celem. Trzeba podnieść głowę i walczyć o to, żeby było lepiej.

Czy spróbujecie jednak ponownie walczyć o Ekstraligę, jeśli nie uda się w tym roku?

- Na pewno te próby będą podejmowane. Grudziądz z tym prezydentem z tymi sponsorami i ludźmi z tego środowiska stać na Ekstraligę. Musi być jednak szczęście, środki i wynik sportowy. Czegoś nam zawsze brakuje, ale uważam, że Grudziądz będzie wreszcie stać na Ekstraligę. Jeśli nie w tym, to może w przyszłym roku ta upragniona Ekstraliga zawita do naszego miasta. Jest dziesięciolecie GTŻ-u, więc byłoby to coś wspaniałego. Tak jak mówiłem, ten sport jest jednak nieprzewidywalny.

Komentarze (68)
avatar
sympatyk zuzla
12.07.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
P Fiałkoski według przepisów kodeksu zrobił to co uważał pan za słuszne. Deflektor to nie wszystko aby wygrywać starty i biegi do tego też trzeba mieć rutynę jak Stachyra.Co do silnika Jeleniew Czytaj całość
avatar
karol3414
3.07.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A jakiż to dziwny dźwięk słyszeli zawodnicy GTŻ-tu z silnika Jeleniewskiego? Brmmm czy może Brym, a może bym,bym,by,bym bym?
W parkingu gdzie chodzi naraz kilka maszyn oni słyszą dziwne dźwięki
Czytaj całość
avatar
cezaryspeedway
1.07.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Lublin to nic czuje,że w Ostrowie to mogą być jaja. 
avatar
fetnick lublin
1.07.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szanowni Grudziądzanie ,wrzóćcie te swoje fochy na jakieś lokalne forum (GKŻ ,lub miasta).Cała żużlowa Polska nie musi czytać o waszych problemach (SWOJE BRUDY PIERZCIE W DOMU).Faktycznie macie Czytaj całość
avatar
Robinson
30.06.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fiałkowski zachował się jak cham! wpierw składa protest rozbierają silnik Jeleniowi a potem mu gratuluje wyniku to zwykła bezczelność,czy ten pan jest normalny?