W jednym ze spotkań niedzielnej kolejki Enea Ekstraligi Stal Gorzów pewnie pokonała Polonię Bydgoszcz i zdobyła punkt bonusowy za dwumecz. W bardzo dobrym humorze po spotkaniu był Piotr Paluch, trener triumfatorów, który przed samymi zawodami musiał zmagać się z wieloma niewiadomymi. Jedną z nich był tor, który kilka godzin przed meczem, po nocnych opadach deszczu, był w fatalnym stanie. - W nocy przed meczem Gorzów nawiedziły ulewy i wręcz zdemolowały tor. Od samego rana rozpoczęliśmy prace z toromistrzem i udało nam się doprowadzić nawierzchnię do dobrego stanu - odetchnął Paluch. - Był w porządku, choć w pewnym momencie mieliśmy z nim trochę problemów. Na wyjściu z łuku wytworzyły się dwie dziurki i wszyscy mieli z nimi problemy, ale jak na warunki pogodowe, z którymi musieliśmy się spierać, tor był dobry. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy i kamień spadł nam z serca - dodał.
Kolejne obawy Palucha związane były ze startami większej części jego drużyny w eliminacjach do Grand Prix Challange. Niels Kristian Iversen, Michael Jepsen Jensen, Krzysztof Kasprzak i Matej Zagar świetnie spisali się w półfinałach i uzyskali przepustki do finałowej rozgrywki. Wieczorne zawody za granicą wiązały się jednak z męczącymi podróżami. - Obawiałem się tego, że czterech moich podstawowych zawodników było na wyjazdach i byli zmęczeni. To są jednak profesjonaliści, poradzili sobie z trudami dnia poprzedniego i z biegu na bieg rozkręcali się coraz bardziej - zauważył trener Stali.
Na szczególną uwagę zasługuje tu ostatni z wyżej wymienionej czwórki. Zagar od kilku tygodni boryka się ze słabszą dyspozycją. Małe przełamanie dla Słoweńca nastąpiło przed dwoma tygodniami, gdy zdobył komplet punktów w starciu z Lotosem Wybrzeże Gdańsk. Zagar mówił wówczas, iż powodem jego gorszych wyników były wadliwe gaźniki. Kolejne występy Słoweńca nie były jednak najwyższych lotów. Osiem punktów z dwoma bonusami na gorzowskim torze to wynik, który przy nazwisku Zagara wygląda dość przeciętnie. Piotr Paluch nie obawia się jednak o formę swojego zawodnika i zwraca uwagę na długą podróż z Włoch jaką musiał on przebyć. - Matej Zagar jest usprawiedliwiony ze względu na najdłuższą podróż jaką musiał odbyć z Lonigo. Całe szczęście przebudził się w drugiej fazie zawodów i jako tako zaczął punktować. Drużyna pojechała równo, każdy starał uzupełniać się nawzajem i dzięki takiej jeździe zdobyliśmy punkt bonusowy. Chwała im za to - powiedział.
Same zawody były dla gorzowian bardzo udane. Już od pierwszych wyścigów żużlowcy Stali systematycznie powiększali przewagę, choć bydgoszczanie stawili im mocny opór w trzeciej serii startów. - Trzeba przyznać, zrobiło się ciepło. Bydgoszcz zaczęła nas doganiać, ale w biegu dziesiątym wygraliśmy podwójnie i pokazaliśmy, że jesteśmy u siebie. Na wysokości zadania stanęła nasza najlepsza para tworzona przez Iversena i Zagara, którzy poradzili sobie z mało błyskotliwym tego dnia Kościechą. Zadowolony jestem też z wyścigu trzynastego, gdy Gollob z Iversenem praktycznie przypieczętowali ten bonus. Na pewno bolesny był dla nas pech w postaci defektów. Najpierw Jensen na starcie, potem Kasprzak na trasie. Nie ma sensu jednak tego roztrząsać. Jest bonus, więc jestem zadowolony z sytuacji - skomentował szkoleniowiec z Gorzowa.
Wspomniany przez trenera Palucha defekt Michaela Jepsena Jensena okraszony był dość niecodzienną sytuacją. Duńczyk nie wystartował z resztą stawki, jednak momentalnie przebiegł z motocyklem kilka metrów, wskoczył na niego i odpalił go ponownie. Chwilę później został przez sędziego wykluczony, choć dojechał do mety. - Podobno jest taki przepis, mówiący o tym, że zawodnik musi ruszyć z innymi. Sam zresztą pamiętam sytuacje, jak sędzia wykluczał zawodnika, gdy ten nie przejechał trzydziestu metrów mocą silnika, a na pierwszym łuku zdarzył się wypadek - wytłumaczył Paluch.
Na szczególną uwagę zdaniem szkoleniowca gorzowian zasługuje Bartosz Zmarzlik, który w czterech biegach zdobył dziesięć punktów z bonusem. - W czternastym biegu Bartek z Matejem Zagarem wykonali fantastyczną robotę. Chciałbym pochwalić Bartka za jego postawę, bo odjechał naprawdę świetne zawody. Na trasie czuł się niczym ryba w wodzie. Jechał prawie tak swobodnie, jak podczas Grand Prix, które mieliśmy przed tygodniem. Właśnie dlatego dostał też więcej szans, niż to było przewidziane - zakończył Piotr Paluch.