Chris Harris zajmuje po sześciu rundach tegorocznego cyklu Grand Prix piętnaste, ostatnie miejsce spośród stałych uczestników rywalizacji o tytuł mistrza świata. Brytyjczyk do tej pory zgromadził ledwie 28 punktów, jedynie w Kopenhadze notując dobry występ, okraszony udziałem w finale.
W pozostałych turniejach "Bomber" częściej zjeżdżał z toru na skutek defektów motocykla niż skutecznie podejmował walkę z rywalami. - Ten sezon jest dla mnie jakimś sprzętowym koszmarem. Nie mogę się z nim uporać - żalił się po Grand Prix w Gorzowie Brytyjczyk.
Ciekawe, czy Chris Harris ma jeszcze w swoim warsztacie silnik, na którym tak
znakomicie w dwóch ostatnich sezonach spisywał się na specyficznym torze w Gorican. - Grand Prix Chorwacji wspominam bardzo mile. Dwukrotnie stawałem tam na drugim miejscu podium - wspomina Brytyjczyk. W 2010 roku turniej o Wielką Nagrodę Chorwacji był właśnie przełomowy dla Harrisa, który wówczas w klasyfikacji generalnej cyklu zajął najwyższe, bo szóste miejsce w karierze. - Wierzę, że teraz będzie podobnie, bo po prostu gorzej już w tym sezonie być nie może - dodaje Harris.
O tym, czy waleczny Brytyjczyk znów zadziwi żużlowy światek, przekonamy się już w sobotni wieczór, kiedy to na kameralnym stadionie w Gorican, należącym do rodziny Pavliców po raz trzeci w historii odbędzie się Grand Prix Chorwacji. Ciekawe, czy po raz trzeci będzie ono szczęśliwe dla Harrisa?