Greg Hancock nie ma prawa nie lubić Gorican z co najmniej dwóch powodów. W inauguracyjnym cyklu Grand Prix na tym torze, w przełożonych zawodach z soboty na niedzielne przedpołudnie w 2010 roku, Amerykanin dojechał do wielkiego finału, gdzie zajął pierwsze miejsce z dorobkiem aż 22 punktów. Tak naprawdę wówczas Hancock poczynił milowy krok do przodu, bo we wcześniejszych siedmiu rundach cyklu nie wiodło mu się najlepiej. Niektórzy mówili, że Amerykanin już powoli się kończy. Grand Prix Chorwacji pozwoliło mu wrócić do wielkiego speedway'a i ukończyć sezon 2010 na wysokiej piątej pozycji, choć przed turniejem w Gorican był poza czołową ósemką.
Przed rokiem to właśnie w Gorican Greg Hancock świętował zdobycie drugiego w karierze tytułu indywidualnego mistrza świata. To w Chorwacji Amerykanin cieszył się jak dziecko. To właśnie tam uklęknął i ucałował tor po wyścigu, który zagwarantował mu drugi złoty medal. - To miejsce na zawsze pozostanie dla mnie szczególne. Nigdy nie zapomnę tych chwil, które tutaj przeżyłem - mówił wówczas dla SportoweFakty.pl Amerykanin.
Greg Hancock znakomicie czuje się na torze w Gorican. Na obiekcie o specyficznej nawierzchni Amerykanin ma idealnie wyregulowane motocykle. W 2010 roku był pierwszy. W poprzednim sezonie zajął czwarte miejsce, pieczętując tym samym tytuł mistrza. - Turniejem w Gorican rozpoczynamy drugą część sezonu. Po pierwszej jestem liderem, ale moja przewaga nie jest na tyle duża, by czuć się pewny obrony tytułu. Przede mną jeszcze sporo pracy. Muszę być czujny, bo rywale czyhają na moje potknięcie - mówił po Grand Prix w Gorzowie Amerykanin.