Stefan Smołka: Sportowy żywot Pawła
Sławnego Pawła Waloszka oglądało się z ogromną przyjemnością. Można było zachwycać się stylem jazdy świętochłowiczanina.
Wracając do Polski, a konkretnie na świętochłowicki Hasiok, gdzie ta piękna historia za sprawą Roberta Nawrockego wzięła swój początek, Paweł dokonał rzeczy niewiarygodnej. W drugoligowym dla Śląska sezonie 1962 stanął na czele swojej drużyny, w cuglach awansował z nią do I ligi, lecz sam osobiście zrobił coś więcej - wygrywał wszystko w lidze. W 68 ukończonych wyścigach nigdy nie był trzeci, a tym bardziej czwarty; drugi na metę przyjechał tylko 4 razy (przeważnie za kolegą z klubu, którego asekurował), a resztę - 64 pojedynki wygrał jak chciał.
Ktoś powie: nudne to!, A drugi doda: czasy były inne! Otóż nie! Inny jest tylko odbiór w dużej masie zmanierowanych kibiców. Kiedyś bowiem liczył się sam mecz jako widowisko, urok walki - nawet maluczkiego z wielkim (młodzież żużlowa w takich warunkach, bez żadnych preferencji regulaminowych rozwija się o wiele racjonalniej). Zwycięstwa na styk, owszem, cieszyły, ale nie były żadną koniecznością, wyreżyserowaną wartością samą w sobie. Gdy mecz wygrywali wysoko nasi, gromiąc rywali, to było dobrze, gdy odwrotnie - to było źle - oj, dużo gorzej, ale wcale nie mniej emocjonująco. Gra szła wówczas o coś innego: aby w każdym wyścigu coś się działo. Tory były szykowane nie przez dobrze opłacanych cwaniaków z dewizą: byle górą nasi!, ale przez fachowców i pasjonatów, którzy, jak ci kibice na sektorach stojących (bądź z sękatą deską pod tyłkiem), chcieli widzieć walkę na całej szerokości, długości oraz… metrowej wysokości twardych band bynajmniej nie wyłączając. Tam na pionowej powierzchni (wolnej jeszcze wówczas od reklam) nieraz były widoczne ślady żużlowych opon, nawet wysoko - jak u Antka Fojcika czy Jurka Trzeszkowskiego, mierzone na kilkunastu metrach długości (wystarczy zapytać Józka Cycułę z ROW, który to mierzył). Były i ślady krwi zranionych w boju gladiatorów. To była karkołomna przesada, ale taki był ten czarny sport, na taki - nie inny - wszyscy się godzili. Nie brakowało chętnych do uprawiania, trybuny stadionów pękały w szwach. Dziś natomiast widza na ogół (bo są wyjątki) zbywa się iluzją walki pomiędzy nadmuchanymi wyobrażeniami co do granic ludzkich możliwości, które i tak są i będą przekraczane. Koszty wzrosły, a ofiar i dziś nie brakuje, bo rodzi się złudne przekonanie, że w nadmuchanej przestrzeni więcej wolno.
Paweł Waloszek jeździł na żużlu bardzo długo, aż do roku 1985, gdy już wiekowo zbliżał się do ”pięćdziesiątki”. Co ciekawe, w ostatnim ligowym meczu z Kolejarzem Opole zdobył 14 punktów w najwyższej polskiej lidze. Niesamowita sprawa, kwalifikująca go do księgi rekordów Guinnessa.
To była jedna z piękniejszych karier w polskim sporcie żużlowym. Wiele medali, tytułów, pucharów i nagród. Paweł Waloszek jest jednym z czterech polskich srebrnych medalistów IMŚ (obok Zenona Plecha, Tomasza Golloba i Jarka Hampela). Ponieważ jak wiadomo złotych jest tylko dwóch (oprócz Tomka Golloba - Jerzy Szczakiel), więc kierując się tym kryterium Paweł Waloszek jest wśród pięciu najbardziej utytułowanych polskich medalistów w światowej konkurencji indywidualnej. Ponadto dodajmy, iż w 1968 roku najpierw został mistrzem Europy (sukces ten powtórzył w 1972), wyprzedzając we Wrocławiu m.in. Worynę, Trzeszkowskiego, Maugera i Briggsa, a potem w wielkim finale w Goeteborgu już w pierwszym starcie złamał palec u dłoni, mimo to zajął piąte miejsce. W bezpośrednim pojedynku pokonał wtedy srebrnego Barry Briggsa, więc to on zasłużył na srebro, do którego zabrakło mu dwóch punktów przekreślonych złamanym palcem.Barwny życiorys tego wspaniałego żużlowca i przykładnego człowieka opisał Wiesław Dobruszek w swojej najnowszej książce z cyklu ”Asy żużlowych torów”. Znajdziemy tam niezliczoną ilość cennych archiwalnych zdjęć i odpowiedzi na wiele pytań, m.in. dlaczego nie pozostał w Gdańsku mimo konkretnych propozycji, jak sobie szczegółowo radził w lidze brytyjskiej, jak bardzo cenił swoją rodzinę, z apodyktyczną, ale najbardziej kochaną i troskliwą żoną, córką i synem - żużlowcem, jak Paweł Waloszek konkurował z Ivanem Maugerem pod względem żużlowej długowieczności, a potem z nim Andrzej Huszcza - skądinąd skoligacony z rodziną Pawła, oraz wiele innych ciekawostek i anegdot nigdzie dotąd niepublikowanych.
Książka Dobruszka obala skutecznie - i, myślę, raz na zawsze - niesprawiedliwy mit o agresywnej, czy wręcz brutalnej postawie Pawła Waloszka na torze. Fakt, nie był pieszczochem mediów. Sam, wielokrotnie chwaląc w swoich publikacjach dzielnego Ślązaka za jego klasę i sportowe dokonania, nie ustrzegłem się zacytowania jednej z niepochlebnych wypowiedzi, które niestety krążyły. Nie doceniłem wrażliwości Pawła i jego oddanej małżonki. Jeśli ktokolwiek poczuł się dotknięty, to jest mi przykro i bardzo przepraszam. Podobne opinie formułowane przez niektórych rywali zostały w tej biografii zdruzgotane całą kanonadą faktów pokazujących coś wręcz odwrotnego. Paweł oddawał punkty kolegom z reprezentacji, gdy tego potrzebowali do awansu, ustępował w walce, jeśli to miałoby być niebezpieczne, rezygnował z własnych ambicji dla dobra zespołu, a przy tym nigdy nie upominał się o należny rewanż. Ponadto nawet z fotografii sprzed lat bije wyjątkowa skromność i nieśmiałość, za czym mogło się skrywać tylko jedno - gołębie serce wielkiego mistrza żużlowych torów - Pawła Waloszka.
- To nie jest sport dla mięczaków i inteligentnych filozofów. Byli też tacy, ale nic nie wskórali, nie mieli czego szukać w tej dyscyplinie. Zostawmy nazwiska. Paul to był twardy zawodnik w walce, niesamowicie ambitny, stąd jego dobre wyniki. Był łatwo rozpoznawany przez specyficzny styl jazdy. Poza torem zawsze miał dobre słowo, także dla nas młodych łeboni. Pamiętam jak ciężko mu było, gdy budował swój dom. Prywatnie, jako kolega, super - mówi dziś rybniczanin mieszkający w Niemczech, Andrzej Tkocz, zaczynający karierę kilkanaście lat później, a kończący siedem lat wcześniej, a więc pamiętający wszystkie najlepsze lata Pawła z perspektywy czarnego toru.
Reasumując, książka o Waloszku to znakomita lektura na wakacje i po nich. Polecam gorąco (www.ksiazkizuzlowe.pl)!
Stefan Smołka
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>