Sami sportowcy jako sprawni młodzi ludzie w większości kostiumy sportowe zamienili na mundury - wylewali krew, ginęli na wszystkich frontach bezsensownej wojennej zawieruchy. Gdy już działania wojenne ucichły, to powroty do sportu zdarzały się rzadziej, niż można byłoby przypuszczać. Jeśli nie byli ranni, to zbyt zdruzgotani psychicznie, by marzyć o rywalizacji w jakiejkolwiek formie. Oczywiście były wyjątki, w sporcie żużlowym wymienić tu można Rudolfa Breslauera, przedwojennego mistrza Polski, który po wojnie pod zmienionym nazwiskiem Edwarda Wrocławskiego znalazł się w pierwszej reprezentacji narodowej.
Bliżej nieznane są powojenne losy Rudolfa Bogusławskiego, pierwszego prezesa RKM, choć jego aktywność była znikoma już przed samą wojną. Powrócili przedwojenni motocykliści rybniccy: Zdzisław Bysiek, Jan Sanecznik, Ludwik Fajkis, Bolesław Rybka i Eryk Pierchała. Byli obecni w Rybniku bracia Dragowie, choć najstarszy Józef już spasował jako zawodnik, za to pełni entuzjazmu byli jego dużo młodsi bracia Henryk i Ludwik. Niebawem odpadł również Henryk z powodu wypadku na szosie, w efekcie którego do końca życia został inwalidą. Z trójki braci został sam Ludwik, tyle że z powodu zatrudnienia w urzędzie wojewódzkim swoją motocyklową karierę na trzy pierwsze powojenne lata związał z katowicką Pogonią. Dopiero od 1948 roku Ludwik powrócił do ukochanego Rybnika.
Tymczasem nad Rudą kipiał entuzjazm i wola walki na żużlowym torze. Na stadionie, gdzie jeszcze tak niedawno urządzano zloty i masówki pod sztandarem krwiożerczej swastyki, teraz radośnie grzmiały motory, by w czystej walce realizować sportowe marzenia młodych motocyklistów. Sprzęt był jeszcze dziełem przypadku. Co udało się komu poskładać z odzyskanych części, posklejać z wyzłomowanych maszyn, na tym ci młodzi ludzie siadali i się ścigali. A mieli gdzie, bo stadion stał przed nimi otworem. Widownię stanowiły wały ziemne po stronie południowej (wiraż) i zachodniej, z pełną uroku drewnianą trybuną główną. Za północnym łukiem toru był jak dziś park maszyn i całe, skromne jeszcze, zaplecze techniczne, zaś wschodnią stronę stadionu stanowił łagodnie opadający ku brzegom stawu Ruda pas ziemi, dziś piłkarskie boisko treningowe i stadion lekkoatletyczny, za usypanym w latach 60. nasypem dla widzów.
Poza wymienionymi kontynuatorami sprzed wojny, pojawili się w Rybniku m.in. Eryk Kudleg, Eryk Łyżwiński, Robert Grymel, Kasprowiak, Pruski. Ci ostatni zajmowali się również mechaniką, na co kładziono w reaktywowanym klubie coraz większy nacisk. To prędko procentowało. W tych warunkach wychowali się przyszli świetni mechanicy klubowi, będący przedmiotem zazdrości w całej Polsce - Albin Liszka, Konrad Kuśka i Zygmunt Krzyżak.
Nim powrócił z wojennej tułaczki przedwojenny prezes Zdzisław Bysiek, w klubie rządził jakiś czas Eryk Pierchała, po nim Franciszek Kozubski i chwilowo Ludwik Fajkis. Zdzisław Bysiek bogatszy o wojenne doświadczenia na nowo wszystko w latach 1947-1948 poukładał w klubie, po czym zajął się swoją „Starą Apteką” przy Rynku, pięknym ogrodem, a na motor dla sportu już nie wsiadł. Zasługi dla wskrzeszenia żużla w Rybniku po wojnie kładli ponadto Józef i Franciszek Dziurowie - bracia niepokornego Pawła, Jan Żak, Bolesław Rybka i inni.
To wtedy położone zostały podwaliny pod przyszły potężny żużlowy klub. Bardzo rozsądnie kładziono nacisk na szkolenie, czym już od zimy 1946/1947 i na wiosnę zajęli się Eryk Pierchała, Ludwik Fajkis i Jan Sanecznik. Ten ostatni brylował, został m.in. pierwszym powojennym rekordzistą toru przy Gliwickiej (czas - 2.13,3 sek. przy prawie dwa razy większej długości toru niż dziś). W 1947 roku Eryk Pierchała został mistrzem Polski w swojej klasie 350 cc, zaś rok później zgłoszono drużynę do pierwszych historycznych rozgrywek ligowych. Niestety w turniejach eliminacyjnych mogło startować tylko trzech zawodników z danego klubu (tak przewidywał regulamin - dla wyrównania szans wszystkich klubów, które borykały się z kłopotami sprzętowymi i kadrowymi), a w Rybniku było ich kilka razy więcej, no i wybrani zawodnicy nie zakwalifikowali się do I ligi. Rybnik zaczynał więc w 1948 roku od drugiej ligi, natychmiast zresztą w cuglach awansując do pierwszej. Coraz oczywistsza stawała się konieczność przebudowy stadionu, bo fama o żużlowym Rybniku rozlewała się szeroko po śląskiej ziemi.
W 1949 roku prezesem został Jan Konstanty. Zespół w najwyższej lidze zajął ósme miejsce, by już w następnej edycji ligi 1950 sięgnąć po srebrne laury. Głównymi twórcami tego sukcesu byli Paweł Dziura i Ludwik Draga (obaj zajmowali się też szkoleniem, choć etatowego trenera klub wówczas jeszcze nie zatrudniał), a coraz dzielniej poczynał sobie młodziutki niespełna dwudziestolatek Alfred Spyra.
Rybnik pozostawał w cieniu Leszna, gdzie rodziła się legenda Alfreda Smoczyka, nie było jeszcze w górniczym mieście ogromnych sukcesów żużlowych, a mimo to Rybnik potrafił sobie zaskarbić sympatię i uznanie w całej Polsce. I nie tylko, bo organizowano również pierwsze zawody międzynarodowe. Kapitalne znaczenie miał obóz treningowy zorganizowany w Rybniku we wrześniu 1948 roku. Początkowo centralne zgrupowanie kadry miało się odbyć w Warszawie, ale nie zdołano dopiąć wszystkich szczegółów. Zgłosił się Rybnik i… zrobił furorę bezprzykładną gościnnością i profesjonalizmem. Najlepsi polscy żużlowcy mieli kapitalne warunki zarówno na świetnie przygotowanym torze przy Gliwickiej, jak również w miejscu zakwaterowania, czyli w urokliwym kompleksie parkowo-mieszkaniowo-leczniczym pobliskiego szpitala psychiatrycznego, gdzie raczono sportowców wspaniałym jedzeniem i wymarzonymi warunkami pobytu. Oto lista szczęśliwców powołanych przez Franta Seberkę - czeskiego trenera polskiej kadry: Ryszard Morawski i Eugeniusz Zenderowski z OMTUR Okęcie, Zdzisław Najdrowski i Tadeusz Zwoliński z Olimpii Grudziądz, Mieczysław Chlebicz ze stołecznego PKM i Jan Filipczak z Legii, Jan Krakowiak z DKS Łódź, Tadeusz Kołeczek z łódzkiego Tramwajarza, Bolesław Bonin z Polonii Bydgoszcz, Stefan Maciejewski z KM Ostrów, Jan Siekalski i Marian Nowacki z MK Rawicz. Rzecz jasna wyobraźnię widzów gromadzących się tłumnie na każdym treningu kadry przy Gliwickiej najbardziej pobudzali leszczynianin Alfred Smoczyk i miejscowi czarni wojownicy - utytułowany szosowiec Jerzy Jankowski, reprezentujący wówczas Polonię Bytom, Józef Polak z MK Szopienice, Ludwik Draga, praktycznie już w barwach RKM i wreszcie rodowici rybniczanie Eryk Pierchała i Paweł Dziura.
To właśnie wtedy, w pierwszych latach powojennych rodziła się rybnicka żużlowa potęga, choć było to raczej odrodzenie siły przedwojennej skupionej wokół Bogusławskich, Nardelich, Mydlaków, Dragów, Saneczników, Fajkisów i Jungów. Wszystkie śląskie miasta miały swoich dobrych motocyklistów, bo motor, jako środek transportu ludzi okazał się bardziej mobilny, lżejszy, szybszy i tańszy w utrzymaniu, zwłaszcza w mieście. Ale Rybnik przebijał inne ośrodki stopniem determinacji, przyjaznym okiem władz lokalnych i wymarzoną bazą - dziś by powiedziano infrastrukturą. Było jak i gdzie uprawiać żużel i rozbudowywać arenę żużlowych batalii. Do Rybnika ściągali młodzi ludzie, mający ambicje zaistnieć w motocyklowej, a ściślej żużlowej specjalności. W ten sposób z podmikołowskiej Borowej Wsi zawitał w Rybniku Alfred Spyra, a w ślad za nim nieco później Joachim Maj oraz jego młodszy braciszek Erwin. Z Tarnowskich Gór przyszedł Józef Wieczorek, który tak wiele później zrobił jako trener, wychowawca Woryny, Wyglendy, Jarmuły, Gluecklicha, Gryta i innych. Ze Świętochłowic zawitał w Rybniku Robert Nawrocki, natomiast z Sosnowca Jan Ciszewski późniejszy spiker zawodów, słynny redaktor, w końcówce lat 40. próbujący jak inni, pomimo trwałego kalectwa (krótsza jedna noga), siadać na motor i ścigać się na żużlu.
Srebro ligi 1950 roku zdobyte przez Budowlanych z Rybnika po tytule IMP Eryka Pierchały z roku 1947 pokazało, że Rybnik będzie liczącym się na dziesięciolecia klubem żużlowym w Polsce. Następne lata potwierdziły te przewidywania.
Stefan Smołka