Jarosław Kalinowski: Gdzie oni są?

Gdzie oni są? Zabrakło ich... mógłby zaśpiewać sobie prezes Dering podczas ostatnich derbów pomorza, albo prezes Dworakowski podczas spotkania pomiędzy Lesznem a Tarnowem. Chodzi oczywiście o kibiców.

Odpływ kibiców od żużla nie jest już zjawiskiem pojawiającym się co jakiś czas na zaczarowanym przez złą wróżkę stadionie, jest czymś bardzo powszechnym. Nie ma co zbyt długo się rozwodzić nad liczbami, ale zaledwie 6 tyś. oglądających derby pomiędzy Bydgoszczą a Toruniem to liczba sympatyków żużla, która w latach 90tych gromadziła na trybunach w środku tygodnia w meczu o pietruszkę pomiędzy drużynami z dołu tabeli i to w deszczowy dzień. Aby w latach 90tych oglądać pomorskie derby z miejsca z dobrą widocznością trzeba było pojawić się minimum 2 godziny przed meczem...

Poniżej moja kompletnie subiektywna lista grzechów i błędów, które doprowadziły do tak ewidentnej zapaści w liczbie oglądających. Część z nich można podsumować jednym zdaniem – zanik emocji w rozgrywkach ligowych. Nie mam tu na myśli walki na torze, ale zanik więzi dawniej łączącej kibiców i klub, dawniej to był ich klub a teraz po prostu klub z ich miasta. Dzisiejsze widowisko żużlowe już nie jest przeżyciem, na które się czeka z utęsknieniem, stało się jedną z wielu możliwych form spędzania czasu i jak widać po liczbach coraz mniej osób je wybiera.

  • Wyrobnicy- turyści. Mam na myśli zawodników co sezon zmieniających klub. Proponuje redakcji Sportowych Faktów na konkurs SMSowy, gdzie pytaniem będzie wymienienie wszystkich klubów zawodnika jak Hans Andersen. Są pewne obawy, że standardowe 160 znaków we wiadomości tekstowej nie wystarczy. Czy Wam Hansio kojarzy się z jakimś klubem? Mi kompletnie z żadnym, bo już chyba w każdym jeździł, ale widać lubi Polskę bo Ekstraligę już całą obskoczył, i teraz wybiera się w tournee i idzie dalej zwiedzać kluby nad Wisłą, z tą różnicą że w niższych ligach. Do emerytury daleko więc pewnie będzie pierwszym zawodnikiem w historii co obskoczy wszystkie kluby. On niestety nie jest jedyny, podobnych podróżników eksploratorów mamy w osobie pana Holty, Ułamka, Hancocka i innych. Oczywiście można mówić, że to praca jak każda inna i że idą tam gdzie więcej się płaci, no ale różnica jest taka, że nam w pracy nikt nie kibicuje. Nikt nie publikuje wyników osiągniętych przez nas w pracy i nikt nie interesuje się czy ją zmienimy więc nie do końca można powiedzieć, że to praca jak inna. Skoro mam oglądać ściganie wyrobników-turystów to już wolę w wersji Grand Prix niż ligowej. Jeśli kluby zostały sprowadzone do roli zakładów pracy, dla podróżujących zawodników to trudno się tym jakoś bardziej emocjonować.
  • Brak wychowanków. Temat łączący się z wcześniejszym. Jakoś zawsze lepiej ogląda się "swojego", niż krążącego rzemieślnika, który akurat na chwilę przycupnął w naszym klubie. To oczywiście nie zawsze musi być prawdą, bo takie Leszno, w którym możemy się doliczyć w meczu aż 5 wychowanków wcale nie przyciąga na swój stadion wielu kibiców. Tego nie jestem w stanie wytłumaczyć. O ile bydgoscy kibice jeszcze jakiś czas temu narzekali na brak "swoich" i dopiero od niedawna mają w drużynie dwóch solidnych juniorów rodzimego chowu o tyle Leszno nigdy na ten problem nie mogło się skarżyć a tu proszę i w jednym i w drugim ośrodku frekwencyjna klapa.
  • Brak charyzmy u zawodników. Taki Rickardsson, Nielsen, Adams to byli zawodnicy obdarzeni tym czymś. W wywiadach nie gadali, że to Ekstraliga, że każdy może wygrać z każdym i że nie mogli się spasować. Byli po prostu zrobieni z innej materii niż część dzisiejszych zawodników. Zresztą widać to po wynikach tych dzisiejszych mistrzów, coraz częściej zdarza się, że objedzie ich junior, coraz częściej mają "problemy sprzętowe", płaczą, że tor zły, coraz mniej walczą o każdy punkt. Kiedyś jak junior objechał Nielsena to wspominało się o tym po kilku miesiącach, to było wydarzenie. Dzisiaj Pedersen regularnie może być pokonywany przez Pulczyńskiego a Crump przez Curyłę. Owszem budzi to radość kibiców obserwujących młodych wychowanków, ale też budzi niesmak, że ci liderzy i mistrzowie, są jacyś tacy bylejacy i przereklamowani. Jakoś już im się nie chce wchodzić na pełnej prędkości pod bandą, zmęczyli się i wypalili. Kiedyś zawodnicy mówili, że to oni zawalili mecz, później że to wina sprzętu a od jakiś dwóch lat "nie mogą się spasować".
  • Pierdziawki, czyli tłumiki. Holta jest wyrobnikiem, który już sam się już chyba gubi w jakim klubie jeździ, ale był walczakiem, teraz nie jest. Dlaczego? No bo osłabiony silnik zabił jego styl jazdy. Nawet Gollob już nie jest tak błyskotliwy przez nowe FIMowskie wynalazki. Rok temu był to gorący temat i kibice się zarzekali, że nie będą chodzić na mecze. Głos sympatyków żużla został zignorowany przez miłościwie nam panującego od 1986 roku Andrzeja Witkowskiego, który nazwał je "histerycznymi". Jak widać po zapaści w liczbie oglądających kibiców, bo 3 tyś na meczu w Bydgoszczy z Rzeszowem, albo 6 tyś na meczu z Toruniem to nie "problem" to "zły trend" to po prostu zapaść kibice nie są wcale histeryzującymi owcami, podatnymi na sugestie, oni po prostu wybrali, że nie będą chodzili na wyścigi kosiarek. Żużel na nowych tłumikach jest po prostu nudniejszy, owszem zdarzają się pasjonujące biegi, ale na pewno jest ich mniej. Zwłaszcza widowiskowych ataków pod bandą w stylu Golloba już prawie nie ma, start i krawężnik i koniec wyścigu, tak niestety jest coraz częściej.
  • Przygotowanie torów. Sam nie wiem na ile to może być problemem, widać dla dzisiejszych zawodników jest bo co chwila zasłaniają się złym torem i w takim Lesznie, junior Pawlicki potrafi zrobić 12 punktów a zawodnik z 20 letnim doświadczeniem jak Protasiewicz narzeka na tor. Prawda chyba jest gdzieś w środku, bo widowiska w Lesznie są raczej nudne, tam mijanki zdarzają się już naprawdę rzadko i to może być powodem spadku frekwencji. W Częstochowie gdzie walki jest bardzo dużo, a drużyna jest niziutko w tabeli wcale nie jest tak źle z ilością kibiców. Zastanawia mnie tutaj jak oni tam robią tor, że mimo iż motocykle mają mniej mocy to taki Grigorij potrafi śmigać pod samą bandą. Co prawda niedawno zawodnicy z Torunia lali tam krokodyle łzy nad stanem toru, ale jak powiedział Sławomir Drabik oni często płaczą a to robi się nudne. Apator płacze w Częstochowie, Opole w Rawiczu, a Zielona Góra w Lesznie. To już dosyć niemęskie i trudno mi kibicować komuś kto co chwila zalewa się łzami, że tor jest nie taki jak on by chciał.
  • Gminne walki. Prezesi jak widać dobrze się czują podkręcając wąsa niczym jakiś Kmicić, machając szabelką i walcząc o dobro swojego folwarku, aż do opłotka. Niedawno prezes Dowhan dopiekał Komarnickiemu, pan Skrzydlewski wszystkim dookoła, ale najciekawsze gminne walki ostatnio mogliśmy obserwować pomiędzy Rawiczem i Opolem. Okazuje się, że ponoć Krzysztof Pecyna był pobity, ale druga strona zaprzecza, Krzysztof Fleger uderzony, ale też inni zaprzeczają. Nie wiem jak było i w to nie będę wnikał, po prostu uważam roztrząsanie takich spraw jedynie ośmiesza nasz kulejący sport i na pewno nie przyciągnie nowych sympatyków.
  • Komfort oglądania. Tutaj bydgoszczanie naprawdę mogą się poskarżyć. Odkąd wprowadzono dmuchane bandy, z powodu małego nachylenia na łukach od połowy wysokości trybun zawodników po prostu nie widać. Kiedyś oglądało się przez siatkę, teraz ich nie widać, można iść na wyższe rzędy, które są oddalone jeszcze bardziej od toru i wówczas owszem zobaczymy walkę na torze, chyba że zawodnik pojedzie na zewnętrzną... Wówczas na łukach nikogo nie widać. Jak to się ma do Torunia? Jak niebo do piekła, na Motoarenie doskonale widać tor z każdego miejsca... i widownia świeci pustkami.
  • Cena biletów. Nie oszukujmy się, jesteśmy jednym z najbiedniejszych krajów w Europie i wyjście całą rodziną na stadion może być sporym wydatkiem. Na szczęście coraz więcej klubów wprowadza promocje jak na przykład bilet rodzinny, dodatkowo zasugerowałbym cały rodzinny sektor. Co ciekawe Zielona Góra, która ma najlepszą frekwencję wcale nie ma najtańszych biletów. Bydgoszcz za wstęp nie wymaga wielu złociszy a stadion świeci pustkami.

Problem odchodzenia kibiców od żużla jest jak widać bardzo skomplikowany, każdy ośrodek pewnie sam analizuje co się dzieje. W Toruniu mamy świetny stadion i drużynę bijącą się o medale a kibiców nie ma, w Lesznie sporo swoich wychowanków i dodatkowo niezłe miejsce w tabeli a stadion pustawy. Nie ma leku na wszystkie bolączki, ale żużel zmierza po równi pochyłej w złą stronę i tylko wyjątkowy optymista może mówić, że jest dobrze. Krosno zniknęło, Poznań tak samo, Rybnik zbankrutował, większość klubów ledwo zipie i zalega z wypłatami. Nie tak powinno być. Oczywiście sytuacja nie zmieni się w ciągu roku ani nawet dwóch, ale najgorsze, że nawet nie widać aby władze żużla cokolwiek zamierzały z tym problemem zrobić.

Powołanie Speedway Ekstraligi było może i dobrym pomysłem, ale jak widać kompletnie nic nie zmieniło i żużel wcale nie stał się popularniejszy, jest wręcz przeciwnie. Nie krytykuję tu zarządu Ekstraligi bo muszą oni kierować powozem w którym każdy to chce trzymać lejce w swoich rękach i jechać w swoją stronę, pomijając głos i potrzeby innych, po prostu stwierdzam fakt, że "miało być tak pięknie a jest jak zwykle" a nawet można powiedzieć, że dużo gorzej.

Nasuwa mi się tu myśl, że może by tak założyć stowarzyszenie miłośników żużla? Tak aby to kibice zaczęli mówić jednym głosem skoro prezesi nie potrafią. Może to kibice wymuszą takie zmiany jakich chcą? Może zmiany w kwestiach takich jak na przykład ile ma być drużyn w Ekstralidze powinny być również przedyskutowane ze środowiskiem kibiców? W dobie internetu nawet kilka tysięcy osób mogłoby oddać swój głos w takich sprawach i taki głos nie powinien być ignorowany nawet przez zaślepionych swoim własnym folwarkiem prezesów.

Co będzie dalej? Pewnie piękna katastrofa bo gdy okazało się, że prezesi prawie zaczęli mówić jednym głosem, mam tu na myśli regulamin finansowy, to po chwili już pierwsi zaczęli się wycofywać z tego co wcześniej sami ustalili i nad czym pracowali. Balonik nadmuchiwany ponad możliwości zawsze pęknie, zwłaszcza jeśli jest dmuchany tylko dla prezesów bo kibice już powiedzieli "koniec" i po prostu odchodzą.

Jarosław Kalinowski

Źródło artykułu: