Chris Holder to zawodnik, któremu już od kilku lat wróżono wielką żużlową karierę. Jako junior nie sięgnął po tytuł indywidualnego mistrza świata, będąc w cieniu Emila Sajfutdinowa. Obecnie jako senior może w trzecim sezonie startów w Grand Prix przebić Rosjanina i zostać mistrzem świata, ale już w dorosłym speedway'u.
Ciekawe, czy to Max - synek Chrisa Holdera i jego narzeczonej Sealy sprawił, że Chris Holder jeździ w tym sezonie na maksa? 25-letni Australijczyk wyraźnie dojrzał już do poważnego speedway'a. Wcześniej mówiło się wiele o jego rozrywkowym trybie życia, szczególnie w kontekście przyjaźni z Darcy Wardem. Przyjaźń, przyjaźnią i nie musi ona w żaden sposób zakłócić dobrego przygotowania do zawodów. Rozrywkowy tryb życia jak najbardziej. Wygląda jednak na to, że ten etap życia "Crispy" ma już za sobą. W tym sezonie jeździ dojrzale, jest szybki, ma świetnie przygotowany sprzęt i wszelkie dane ku temu, by zostać mistrzem świata. Choć cały czas imponuje młodzieńczym polotem i fantazją. To jednak atut Australijczyka.
W ostatnich sezonach dominowali żużlowcy doświadczeni, najstarsi uczestnicy cyklu -Tomasz Gollob w 2010 roku i Greg Hancock w poprzednim. W 2009 roku tytuł padł także łupem doświadczonego, Jasona Crumpa, a powiewem świeżości w skostniałym nieco cyklu Grand Prix było trzecie miejsce Emila Sajfutdinowa w debiutanckim sezonie startów w gronie najlepszych żużlowców świata. - Mierzę w najwyższe cele. Interesuje mnie walka o tytuł mistrzowski już w tym sezonie. Darzę ogromnym szacunkiem Grega Hancocka, który w Cardiff miał pecha. Punktów nie liczyłem w trakcie zawodów. Jechałem w każdym wyścigu na maksa, a faktem, że wyszło tak fantastycznie, sam jestem zaskoczony. Przed turniejem byłem bowiem nadzwyczaj zdenerwowany, chyba tą atmosferą Cardiff i tysiącami kibiców na trybunach - mówił Australijczyk.
Jeśli Chris Holder zostałby w tym sezonie mistrzem świata byłby najmłodszym czempionem od czasu, gdy w wieku 26 lat po swój pierwszy tytuł sięgnął Nicki Pedersen w 2003 roku. Od tego czasu mieliśmy praktycznie albo mistrzów powtarzających swój sukces lub jak Tomasz Gollob, świętujących go po raz pierwszy tuż przed czterdziestką.
Chris Holder jest wciąż przedstawicielem młodej fali w światowym żużlu. Trzeci sezon ściga się w Grand Prix i choć do tej pory plasował się w środku stawki na koniec sezonu, notując pojedyncze znakomite występy (wygrana w Cardiff 2010), to jednak w tym roku spisuje się znakomicie. Już nie tylko jest kandydatem do wielkich sukcesów, ale może je osiągać i to nawet w tym sezonie. Kto powiedział, że trzeba się wspinać krok po kroku, zdobywać np. najpierw brąz, później srebro, by marzyć o złocie. Holder może zrobić milowy skok. Ósmy numer, który do tej pory nosił na plastronie, zamienić na jedynkę w przyszłym sezonie.
Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie narodziny pierworodnego, które zbiegły się z Grand Prix w Nowej Zelandii oraz pechowy upadek w Gorican, gdzie Holder jechał po pewny wydawałoby się półfinał, Australijczyk byłby teraz liderem klasyfikacji przejściowej cyklu z przewagą co najmniej 10 punktów nad rywalami. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Młodość i fantazja Chrisa Holdera przemawia za nim w kontekście trzech ostatnich turniejów Grand Prix. Pytanie tylko, czy Australijczyk faktycznie już dorósł do tytułu mistrza świata. Zdarzają mu się nierówne występy. Jeśli ustabilizuje formę i w trzech ostatnich turniejach będzie jeździł chociażby w 80 procentach tak skutecznie jak w Cardiff, w Toruniu możemy być świadkami koronacji najmłodszego mistrza świata ostatniej dekady.