W minioną sobotę w stolicy Podkarpacia odbył się XXIX memoriał im. Eugeniusza Nazimka i turniej pamięci Lee Richardsona. Jak podkreśla trener PGE Marmy Rzeszów, to nie wynik poszczególnych zawodników był tutaj najważniejszy. - Rzeczywiście, chodziło o uczczenie pamięci tych zawodników, a nie o zdobycze punktowe poszczególnych żużlowców. Myślę, że to się udało. Atmosfera była naprawdę godna takich zawodów. Zawodnicy postarali się, aby stworzyć ciekawe dla kibiców widowisko i pokazać kawałek niezłego speedwaya. Szczególnie trzeba w tym miejscu podziękować pani prezes Marcie Półtorak, która po raz kolejny zorganizowała świetną żużlową imprezę - mówi Dariusz Śledź w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. Niestety dla kibiców, nie ujrzeli oni zbyt wielu mijanek na torze. Czy było to spowodowane przygotowaniem toru? - Teraz na żużlu coraz mnie jest takich żużlowych mijanek. Coraz bardziej o kolejności na mecie decyduje wyjście spod taśmy, coraz trudniej jest wyprzedzać, bo widać, że zawodnikom ten sprzęt nieco bardziej się wyrównał i przez to nie ma tak wielu możliwości, by kogoś wyminąć bez problemów - wyjaśnia szkoleniowiec rzeszowian.
Przed zespołem "Żurawi", a właściwie przed działaczami, czas budowania drużyny na nowy sezon. Wielu kibiców znad Wisłoka widziałoby w składzie choćby Jarosława Hampela czy Nickiego Pedersena. A kogo widziałaby trener zespołu z grodu Rzecha? - Obydwaj zawodnicy są świetni i na pewno chętnie bym ich widział a naszym zespole. Na pewno będziemy chcieli porozmawiać czy to z Grześkiem Walaskiem czy z Rafałem Okoniewskim, bo zarówno ani jeden, ani drugi w tym sezonie nie zawiedli, a wręcz przeciwnie - spisali się znakomicie. Nie da się ukryć, że to solidni i bardzo wartościowi zawodnicy i bardzo bym chciał, żeby zostali w Rzeszowie. Podobnie jeśli chodzi choćby o Łukasza Sówkę, który zrobił bardzo duże postępy i pokazał się w tym roku z niezłej strony - stwierdza "Rybka".
W Polsce niewiele jest ośrodków, które potrafią wychować sobie takiego zawodnika, który później z powodzeniem potrafi walczyć na ekstraligowych torach. Można jedynie patrzeć z nutką zazdrości na Zieloną Górę czy Leszno i pytać, czemu tam można poczynić takie starania, zaś w rzeszowskim klubie wygląda to mizernie. - Szkółka żużlowa w Rzeszowie powoli się odradza. Spora w tym zasługa Andrzeja Surowca, który prowadzi tą szkółkę. Powiem w ten sposób - każdego można nauczyć jeździć na żużlu, jednak żeby się ścigać w ekstralidze potrzebne są perełki i w tej chwili podejrzewam, że Andrzej czeka na taką perełkę, którą można by potem nieco oszlifować - wyjaśnia Śledź. - W szkółce nie ma co patrzeć na to jak ustawić motocykl. Tam trzeba się nauczyć jeździć na motocyklu, panować nad nim i jechać tam, gdzie się chce, a nie gdzie poprowadzi nas motocykl. Szkółka po prostu wymaga czegoś innego. Po zdaniu licencji, zawodnicy wracają do nas i jeśli są dostatecznie dobrzy, na początku dostają swoją szansę w zawodach młodzieżowych. To weryfikuje ich przydatność. Nie wymagajmy zbyt wiele od szkółki - dodaje.
Poza Łukaszem Sówką, mało który z rzeszowskich juniorów był podporą drużyny. Wydaje się, że tacy zawodnicy jak Marco Gaschka czy Damian Michalski zamiast zrobić krok w przód, poczynili dwa do tyłu. - Wcale nie uważam, że Marco zrobił dwa kroki w tył i tutaj muszę stanąć w jego obronie. Czyni drobne kroki do przodu i pokazał choćby w memoriale, że jakoś niesamowicie nie odstawał od rywali. Widać było, że walczy i chce. Potrzebuje jeszcze trochę czasu, więc na razie nie wolno go skreślać. Jeśli chodzi o Damiana Michalskiego, określiłbym to w ten sposób - miał trudny sezon - kończy trener PGE Marmy.