- Nikt się nie spodziewał, że rozgromimy Stal. Tak myśleli chyba tylko wróżbici i hurraoptymiści. W czasie meczu cały zespół dokonywał pewnych korekt w sprzęcie, znaleźliśmy lepsze ustawienia, dlatego końcówka była w naszym wykonaniu imponująca.Taktycznie nic innego nie można było zrobić. W trakcie spotkania nie zmieniły się warunki torowe tylko my znaleźliśmy lepsze ustawienia i to miało wpływ na wynik ostateczny. Warunki mogły zmienić się jedynie o tyle, że od połowy zawodów chodził "płot". Tego zawsze chcieliśmy, bo mamy zawodników, którzy potrafią to wykorzystać i bardzo się z tego cieszymy - powiedział po niedzielnym pojedynku Rafał Dobrucki.
- Dziękuję wszystkim chłopakom i całej ekipie, która działa wokół drużyny, a przede wszystkim kibicom, którzy zgotowali nam fantastyczny doping. Myślałem, że już nie umiem płakać, ale było naprawdę blisko. Za to dziękuję. A nasza drużyna, najprościej mówiąc, ma wielkie jaja, jak żaden inny zespół. Podnieść się z takiego nokautu, przy pięciu dobrze punktujących zawodnikach wśród rywali, to wielki sukces.Tym bardziej, że zrobiliśmy to w zasadzie trzema zawodnikami - dodał trener drużyny spod znaku Myszki Miki.
Wielu zawodników z obu drużyn chwaliło doskonale przygotowany tor na ten arcyważny pojedynek. Do komentarzy odniósł się i sam trener Falubazu. - Dostaliśmy bardzo dobre oceny za przygotowanie toru. Od początku sezonu takie są. Teraz jestem bardzo ciekawy, w jakich warunkach pojedziemy w rewanżu, bo mogę się spodziewać jakie są już teraz intencje. Uważam, że nie tędy droga. Apeluję: nie róbmy rzeźni na torze tylko róbmy widowiska takie jak w pierwszym meczu półfinałowym i walczmy po sportowemu. Tego bym sobie życzył. Niech wygra drużyna praktycznie najlepsza, nie walcząca o przetrwanie i o życie. Historia i doświadczenie pokazują, że w Gorzowie w tym sezonie chyba żaden mecz nie został rozegrany na torze ocenionym bardzo dobrze. Zawsze były jakieś problemy. Jest on specyficzny, dość ciężki i ekstremalnie przygotowany. Nie sprzyja to widowisku. Mam nadzieję, że zdrowy rozsądek wygra - skomentował.
W niedzielnym spotkaniu w ekipie gospodarzy zawiódł Jonas Davidsson. Szwed nie zdobył w całym spotkaniu ani jednego oczka. - Nie mieliśmy innego wyjścia jak wystawić w meczu Jonasa. Krzysztof Jabłoński nadal nie jest w najwyższej formie. Mocno doskwiera mu noga, choć przed zawodami był już prawie wzywany w warunkach awaryjnych. Nie chcę jednak już wnikać w żadne dywagacje i komentarze, które dochodziły o ZZ za Davidssona na ten mecz. Ciekawe jak byśmy wyglądali w niedzielę w momencie gdybyśmy mieli zaplanowane takie zastępstwo i stałoby się to co z Jonssona. Nie wszystko idzie wyreżyserować.
W VII odsłonie dnia Davidsson został wykluczony za przekroczenie czasu dwóch minut. Kto winien jest temu błędowi? - Za spóźnienie Jonasa na start winien jest sam zawodnik. Zamiast jechać przez murawę, gdzie rozumiemy, że nie powinno się tak robić, Jonas wybrał inną drogę i stało się tak. Pytanie należałoby więc kierować do samego Davidssona. Sam mówiłem mu o tym, że czas się kończy - wyjaśnił Rafał Dobrucki.