Słów kilka o promocji polskiego żużla

Malejąca frekwencja na stadionach żużlowych, coraz trudniejsze pozyskiwanie sponsorów dla tego sportu, a tu taki wstyd. Na dodatek wypięto się także na telewizję, która od kilku lat promuje żużel.

Jeszcze kilka lat temu można było pomarzyć, by dwa mecze jednej kolejki były transmitowane przez ogólnopolską telewizję. Teraz z wielu kolejek - a już na pewno z tych najważniejszych - są transmisje dwóch spotkań. Żużlowy kibic niedzielne popołudnie i wieczór może spędzić w kapciach przed telewizorem i - jeśli nie jest na stadionie - za pośrednictwem telewizji śledzić najważniejsze wydarzenia w speedwayu. Nie tylko transmisje, ale także spora liczba newsów w serwisach sportowych, które mają milionową oglądalność w primetime przyczyniły się do promocji żużla. - Po co my to wszystko robimy? Po co przez cały tydzień pompuje się ten balon? Podgrzewamy atmosferę, żeby przyciągnąć kibiców przez telewizory i na stadion, a w Toruniu nikt się z nimi nie liczył - ubolewa Rafał Darżynkiewicz.

Zdaniem komentatora TVP Sport, kilkanaście tysięcy widzów przyszło na stadion po to, by zobaczyć walkę, a nie rozstrzygnięcie meczu przy zielonym stoliku. - To działacze tworząc takie, a nie inne regulaminy zastawiają sidła na rywali. Kibice chcą widowisk. Oni przyszli w niedzielę na MotoArenę żeby zobaczyć walkę dwóch aktualnie najlepszych żużlowców Grand Prix - Chrisa Holdera i Grega Hancocka na torze, na którym najprawdopodobniej rozstrzygną się losy mistrzowskiego tytułu. Kibic chciał widowiska, emocji, walki, a co dostał? - pyta retorycznie Darżynkiewicz.

I jeszcze jeden aspekt telewizyjny. Przez lata wręcz proszono się, by żużel transmitowano w ogólnopolskiej telewizji. Kiedy udało się to osiągnąć, kompletnie nie szanuje się nadawcy. Przecież w transmisję telewizyjną z Torunia zaangażowane było pewnie kilkadziesiąt osób z różnych stron polski. Ludzie ci musieli przyjechać do pracy może nawet po kilkaset kilometrów. Ktoś im za to musi zapłacić. Koszty transmisji telewizyjnej są spore. - Nie chcę rzucać konkretnymi kwotami, bo ich nie znam. Uzależnione jest to od wielu czynników, m.in. skąd jest wóz transmisyjny, ile osób zaangażowanych jest w realizację transmisji. Na pewno jednak nie są to małe pieniądze - wyjaśnia Darżynkiewicz. Czy nie zniechęci to TVP Sport do dalszego pokazywania meczów? Jeśli można nie pokazywać w dobie kryzysów meczów reprezentacji Polski w piłce nożnej, to żużla pewnie też. Tylko czy żużel bez telewizji przyciągnie nowych sponsorów lub chociażby utrzyma dotychczasowych?

Tak naprawdę w niedzielę w Toruniu polski żużel popełnił jedną z największych głupot w swojej historii. Pewnie, że teraz można wszystko zwalić na sędziego Piotra Lisa. Wychodzi jednak na to, że nie tylko sędzia, ale także przedstawiciele obu ekip nie do końca potrafili zinterpretować zagmatwany regulamin. Gdyby w okolicach godziny 17:00 znalazł się ktoś mądry, kto uświadomiłby sędziego o błędzie, pewnie nie doszłoby do skandalu. Po raz kolejny okazało się, że w polskim żużlu nie liczą się widowiska, spektakl, walka i emocje. Liczy się zwycięstwo, choćby osiągnięte "po trupach" przy zielonym stoliku, a największą satysfakcję działaczom daje ogranie rywala absurdami regulaminu. Tylko, czy kogoś - poza działaczami -  taki sukces ucieszy? Czy w najbliższą niedzielę na MotoArenę przyjdzie tak samo dużo widzów jak w minioną? I wreszcie, jak w polskim żużlu ma być lepiej, skoro partykularne korzyści jednego czy drugiego klubu przedkłada się nad szanowanie sponsora, kibica czy posiadacza praw do transmisji?

Źródło artykułu: