Na czele Australijczyk Chris Holder, przed broniącym tytułu Gregiem Hancockiem. Na trzecim miejscu faworyt gospodarzy w Vojens, trzykrotny mistrz świata, niezłomny Nicki Pedersen.
Kto nie lubi Pedersena?
Nicki wydaje się jedynym, który może jeszcze zagrozić Holderowi w odebraniu pozycji lidera na finiszu. Pedersen wcale nie zwalnia tempa w ligach jak niektórzy zmyślają, aby wywietrzyć szanse swoich idoli na medale. Przed Pedersenem ogromna okazja na odrobienie start. Sobotnia runda odbędzie się w duńskim Vojens. - Ten obiekt oczywiście znam bardzo dobrze, ale czy to jakaś przewaga? - zastanawia się Nicki. - Dla pozostałych ten tor też w zasadzie nie ma tajemnic. Za to istotnym motywatorem dla mnie będą duńscy kibice - przyznaje.
Mimo wsparcia duńskich kibiców Pedersen aż trudno w to uwierzyć nigdy nie wygrał w duńskiej rundzie Grand Prix. Czy to w Vojens, czy w Kopenhadze. - Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Myślę, że po prostu brakuje mi szczęścia. Może karta odwróci się w tym roku w Vojens - zastanawia się. - Na razie na nadmiar farta nie mam co narzekać, a wręcz odwrotnie. Od pewnego czasu mam wrażenie, że w każdej spornej sytuacji, gdy dochodzi do czyjegoś upadku zawsze ja jestem wykluczany. Niezależnie czy ja się wywracam, czy przeciwnik. Odnoszę wrażenie, że niektóre sprawy i wypadki dzieją się przeciwko mnie - mówi Pedersen. - Dla przykładu w Malilli nie sfaulowałem Jonssona, ani nie chciałem żeby upadł. Gdy dopuszczę się faulu przyznaję się do błędu i już na torze podnoszę rękę w geście poniesionej winy. Tak było w Goeteborgu w sytuacji z Jonassonem - przekonuje Nicki. - AJ nie musiał kłaść się na torze. Dokładnie widział, że zbliża się do bandy i w dziwny sposób najpierw mocno przechylił, a później położył motor. Jechałem swoim torem. Nie zmieniłem nagle linii jazdy, gdzie Jonsson nie miałby pola manewru - wyjaśnia. Smaczku dodaje fakt, że arbitrem w Malilli był polski sędzia Wojciech Grodzki, o którym głośno było trzy lata temu, gdy wykluczył Nickiego w finałowym biegu na Ullevi. W geście sprzeciwu i propagowania idei fair-play, duńscy kibice w Kopenhadze przeprowadzili akcje protestacyjne.
Zmiany, zmiany, zmiany
Po kilku latach posuchy w cyklu Grand Prix Pedersen ponownie wrócił do gry o medale i błyszczy skutecznością w lidze. Czyżby wpływ na taki stan rzeczy miał fakt, że ponownie jest liderem w polskim zespole, a wcześniej jeżdżąc w Gorzowie był w cieniu Tomasza Golloba? - Nic z tych rzeczy. Odpowiedź jest w wielu zmianach, których dokonałem w teamie. Głównie chodzi o personalia. W zasadzie wszyscy to nowe twarze łącznie z tunerem. Wśród mechaników pozostał jedynie Tomek Dołkowski. Również w zakresie przygotowania sprzętu dokonaliśmy wiele zmian i jak widać przynoszą efekty - wyjaśnia Duńczyk.
Widać kto szuka, ten znajdzie. W ciągu kilku ostatnich lat Nicki regularnie donosił o rewolucjach w teamie. Najpierw odszedł jego techniczny mózg John Jorgenesen i zasilił obóz Hansa Andersena. Pod koniec 2010 Jorgensen wrócił, ale rok 2011 nie przyniósł spodziewanych wyników. - Mam twardy i silny charakter. Mimo przejściowych problemów ze sprzętem i kontuzjami dam sobie radę i wrócę jeszcze na szczyt - wielokrotnie przekonywał mnie Pedersen.
Po zawodach Polska - Reszta Świata w Toruniu ubiegłego roku, po raz pierwszy zauważyłem przy boku Nickiego, znanego duńskiego tunera Finna Rune Jensena. Obaj bardzo długo rozmawiali. W takich sytuacjach nie ma szans, aby Pedersen znalazł choćby moment na rozmowę. Duńczyk jest całkowicie pochłonięty dialogiem. Powyższe obrazki ilustrują jak bardzo Nickiemu wciąż zależy na dobrych wynikach. Mimo, że osiągnął w tym sporcie wszystko i nie jest już przecież młodzieniaszkiem. Najwyraźniej długotrwałe analizy w końcówce sezonu 2011 oraz zimowe przygotowania zaowocowały super formą w bieżącym sezonie.
Nie jest tajemnicą, że niewielu pragnie aby Pedersen został po raz czwarty mistrzem świata. - Nie obchodzi mnie to. Skupiam się na własnej robocie i tylko to się liczy - kończy Nicki.
Grzegorz Drozd