Władze speedway’a - czy to w Polsce czy na świecie – zachowują się podobnie jak politycy bądź jak wielkie korporacje. Polega to na tym, że ktoś "z góry" wymyśla jakiś przepis, przekonuje większość ważniaków do jego wprowadzenia, po czym przepis wchodzi w życie. Aż tu nagle, nie wiadomo skąd zaczyna się wszechobecna krytyka. Żużlowcy narzekają, że złe. Kibice narzekają, że złe. Media tez wszystko krytykują. No i mamy masowe zdziwienie: no że jak to? Przecież to było tak głęboko przedyskutowane?
Nieśmiertelne tłumiki
Zasadniczo mam neutralny stosunek do nowych tłumików. Tak z daleka patrząc, nie widzę, żeby spowodowały wielkie zmiany. Co prawda ostatnio widziałem dyskusje, że powodują więcej kontuzji i być może jest to prawda, a być może nie. Niemiłosiernie jednak wkurza mnie, że tłumiki pozostawiono mimo licznych protestów żużlowców na całym świecie. W profesjonalnym biznesowym świecie jest coś tak istotnego jak "customer feedback". Polega to na tym, ze stara się ocenić, jak rynek odpowiedział na nowy produkt czy nowe rozwiązanie. Rozmawia się z klientami, przeprowadza się ankiety. Mądre firmy starają się ulepszyć swoje rozwiązania.
Niestety, w żużlu nijak takiego czegoś nie widać. Mam wrażenie, że władze próbują przeczekać, aż o problemie ucichnie. Do tego, że wzrosła eksploatacja, że wzrosły koszty z powodu tłumików, jakoś nikomu nie chce się ustosunkować. Do sugestii odnośnie liczby kontuzji też jakoś nikt się nie odnosi. Jeśli więc wprowadzono tłumiki, a zewsząd słychać krytykę i widać, że nie jest to dobre rozwiązanie, to czemu nadal na siłę się tego trzyma? Głos żużlowców jest kompletnie ignorowany. Czyli co? O nas bez nas?
Historia niczego nie uczy
A pamiętacie finał DMŚ w 1996 roku, na którym najwięcej zyskała Polska? Jak to cała czołówka światowa się wycofała z powodu nowych regulacji odnośnie opon. Światowy speedway przez dwa lata miał niekompletne DMŚ, bo część reprezentacji do finałów nie przystępowała. A czemu? Bo ustalono przepis, który żużlowcom się nie spodobał i którzy zwyczajnie zbuntowali się. A pamiętacie jak wprowadzano deflektory? Ile było kontuzji? Ileż trzeba było poświęcić zdrowia zanim ktoś z góry w końcu zauważył, że jest jakiś problem. Deflektory obowiązują do dziś i jakoś się przyjęły. Częściowo, bo je ulepszono. Ale w dużej mierze dlatego, że światowe władze zwyczajnie przeczekały aż problem ucichnie i środowisko żużlowców po prostu się z tym pogodzi. Dyskusji z tymi, co ten zawód wykonują, nie było praktycznie żadnych. "Wy jesteście od jeżdżenia, my jesteśmy od decydowania" - można wywnioskować.
Przykre jest to, ze historia niczego nie uczy. Opony, deflektory, sztuczne tory, teraz tłumiki… Niekoniecznie jestem przeciwnikiem tych pomysłów, ale jestem przeciwnikiem ignorowania zdania żużlowców. A w każdym jednym z wymienionych przypadków miało to miejsce.
Polska jest wyjątkowa
O tym, ze w Polsce pracownika traktuje się fatalnie, nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać. Poza studentami i uczniami szkol, pozostali czytelnicy albo pracują, albo kiedyś tam pracowali. Mizerne płace, ogromny stres, brak zwykłego szacunku ze strony pracodawcy, cięcie wypłat bez powodu, opóźnienie wypłat, wyrzucanie z pracy za byle głupstwo czy grożenie wyrzuceniem z pracy - to normalka. Skąd wiem, mieszkając w Australii? Wystarczy porozmawiać ze znajomymi, rodziną... No i sam też kiedyś w Polsce pracowałem. I choć niekoniecznie każda z tych złych rzeczy mnie dotknęła, to spotkałem ileś tam osób, które coś takiego dotknęło. Oczywiście, że zdarzają się wyjątki. Nie wątpię w to. Niestety, Polska jako kraj w skali światowej jest w tej kwestii wyjątkiem. Meganegatywnym. Ale skoro o żużlu mowa, to popatrzmy, jak to w polskim żużlu wygląda. Ano podobnie jak to, co opisałem. Może z wyjątkiem mizernych zarobków, bo te są naprawdę niezłe, biorąc uwagę, jak mało popularnym sportem na świecie jest żużel. Przynajmniej na papierze.
Regulamin finansowy. Pamiętacie, jak zdecydowano o ograniczeniu zarobków żużlowców. Uznano tak po prostu, że to będzie dobre. Na nic zdały się protesty Krzysztofa Cegielskiego i jego stowarzyszenia żużlowców. Zostało to kompletnie zignorowane. Prezesi i tak zrobili po swojemu. Zobaczymy, jak będzie to wyglądało w sezonie 2013, kiedy te zarobki maja być ograniczone. Nie mówię, że nie ma problemu w kwestii wywindowanych zarobków. Ale jeśli kogoś stać, to dlaczego nie ma zapłacić więcej? Ależ to głupota. Jak można kogoś blokować tak, aby nie mógł zarobić więcej? Popatrzcie na Rzeszów i Martę Półtorak. Ponad dwumilionowy kontrakt dla Crumpa i co? Słyszeliście o jakichś problemach z płatnościami, płynnością finansową? Nie? No pewnie, że nie. Bo ich nie ma. A ile już lat jest stabilizacja w Gorzowie, Zielonej Gorze, Lesznie czy Toruniu? A jeżdżą tam przecież znakomici i na pewno drodzy zawodnicy. I jakoś płacić się da? To ja tego nie rozumiem. Nie ma to sensu.
O tłumikach też krzyczano. Krzyczał i Cegielski. Liga się buntowała. A ileż razy mówiono o niebezpiecznych torach? A o probie toru? O bezpieczeństwie? Oj było tego sporo. I co? I nic. Niby jakieś tam kary są, a tak naprawdę nikt z tym nic nie robi. Nie mówiąc już o probie toru - tematu działacze nawet nie podejmują.
A pamiętacie, jak Unia Tarnów chciała załatwić Kasprzaka i Ułamka rok temu, żeby wybronić się przed utratą licencji? A pamiętacie, który to żużlowiec ze Skandynawii krzyczał "You are a big big liar"? Albo która drużyna w tym roku jeździła w drugiej lidze mimo awansu do pierwszej i dlaczego? Przykładów można by mnożyć bez liku. Widzicie tu jakieś poszanowanie pracownika? Bo ja nie. Ale widzę, grożenie, wyrzucanie z pracy, stres. Ale może to kwestia tych dziewięciu lat w Australii. Może po prostu w głowie mi się poprzewracało i za dużo wymagam? Bo wierzcie mi - tu w kraju kangurów takie coś nie jest normalne.
Szanuj klienta… znaczy kibica
Żużlowiec to pracownik, kibic to klient. Obydwu powinno się szanować, bo są podstawa istnienia tego sportu. Nie mówię tu o fan klubach, bo ci są takimi fanatykami, że przyjdą zawsze i wszędzie. Ale mówię o tych zwykłych ludziach, którzy chcą po prostu obejrzeć zawody żużlowe, pooglądać w akcji swoją drużynę i spędzić miłe popołudnie samemu bądź z rodziną.
O tym, ze żużlowców się nie szanuje, już napisałem. Ale czy z kibicami jest lepiej? No nie bardzo. Popatrzcie, ile jest krytycznych głosów od kibiców odnośnie KSM. Przejmuje się ktoś? Ha! Nawet jednego komentarza od działaczy nie słyszałem. Może poza Martą Półtorak ostatnio gdzieś na SF.pl, ale to tak ogólnikiem. Tylko, że kibic postępuje inaczej niż żużlowiec. Jak się zmęczy tym bałaganem, to po prostu przestanie przychodzić na zawody. Nie wierzycie? A pamiętacie, jak niemal na każdym meczu ekstraklasy w latach 90-tych było po minimum 10 tysięcy widzów? A teraz? Nierzadko widzę informacje, że kibice w sile może z 5 tysięcy przychodzą na mecze. Można to zwalić na kryzys finansowy, a tak naprawdę - mimo narzekań- bilety nie są aż tak drogie, żeby choć na części meczów się pojawić. Kibic nie pojawia się, bo przestało to być atrakcyjne. A potem są płacze prezesów, że "kibice nie są nam wierni" czy "opuszczają drużynę w trudnych momentach". Czy aby na pewno? A może sami sobie taki los zgotowaliście drodzy prezesi?
Pamiętam jak swego czasu w Rzeszowie (jeszcze na długo długo przed Marmą) był notoryczny problem z wnoszeniem wody w plastikowych butelkach na stadion. Niby miało to mieć coś wspólnego z bezpieczeństwem na zawodach. Więc kibicom konfiskowało się butelki. I wiecie co? Po wejściu na stadion można było takie same napoje w tych samych butelkach kupić. Ale to już nie było niebezpieczne. Niezły numer, prawda? "Screw the customer" mawiają w takich przypadkach Aussies, komentując takie postępowanie. Przykład Rzeszowa przywołuje, bo donieśli mi moi donosiciele, że co niektórzy czytelnicy lubią, jak komentuję na temat swojego dawnego miasta i nawet marudzili po moich ostatnich tekstach, że czemu tego zaprzestałem. No dobrze, poprawie się. Będę częściej wspominał, a nawet krytykował. Ale uczciwie trzeba przyznać, że tego typu numery dzieją się przecież w całym kraju, nie tylko Rzeszowie. Przywołałem przykład znany mi przeszłości. Nawet nie wiem, czy postępuje się tak nadal, bo na stadionie w Rzeszowie nie byłem już 9 lat i nie sądzę, abym jeszcze kiedyś się na nim pojawił. I żeby było jasne - nie mam nic do Marty Półtorak czy jakiegokolwiek innego działacza czy sportowca Stali… i Marmy też.
Co na to żużlowcy?
Widzę, że są tacy ludzie w środowisku, co krytykuja Krzysztofa Cegielskiego - niewykluczone, ze jednego z najinteligentniejszych ludzi w tym sporcie (przynajmniej takie odnoszę wrażenie, słuchając jego komentarzy podczas transmisji sportowych). Mądry facet, mówię wam. Może nie zawsze ma rację, ale naprawdę warto gościa posłuchać. To taki lider, którego potrzebują żużlowcy. Który głośno powie o ich problemach, który sam był żużlowcem i wie doskonale, z czym ma do czynienia. Pamiętam, że kiedyś chciał nawet studiować prawo. Moim zdaniem, to on jest w stanie przyczynić się do pewnych zmian. Na początek w Polsce, potem w międzynarodowym żużlu. Ale zamiast do gościa się przyczepiać, warto by było mu pomoc. Znaleźć więcej takich jak on, którzy nie boją się głośno powiedzieć o tym, że jest problem. Bo prawda jest taka, że wielu żużlowców zrzędzi, ględzi, ale rzadko potrafią się twardo postawić biurokratom z centrali i powiedzieć "jak chcecie wprowadzać takie zasady, to sami sobie będziecie jeździć".
Dlatego apeluję do was żużlowcy i do was kibice. Krytykujcie, narzekajcie, buntujcie się, postawcie się. Dajcie głos! I nie pozwólcie jako klienci czy pracownicy, żeby robili z wami, co im się żywnie podoba. Bo jestem przekonany, że prędzej czy później wasz "feedback" nie będzie mógł być bez przerwy ignorowany, jak to się dzieje obecnie.
Dominik Janusz