Sporo kontrowersji wzbudził ostatni wyścig pierwszego meczu finałowego Enea Ekstraligi. Przed decydującym biegiem Stal Gorzów wygrywała 42:41 z Azotami Tauron Tarnów. W 15. wyścigu od startu pewnie prowadził Krzysztof Kasprzak, zaś o drugie miejsce zaciekle walczyli Leon Madsen i Niels Kristian Iversen. Na jednym z łuków zawodnik gospodarzy ostro zaatakował swojego rodaka i przekroczył dwoma kołami białą linię oddzielającą tor od boiska.
Sędzia Wojciech Grodzki nie dopatrzył się jednak złamania regulaminu przez "Puka" i zatwierdził wynik wyścigu na 5:1 dla gospodarzy. Stal wygrała więc pierwsze finałowe starcie 47:42. Czy arbiter popełnił błąd? - Tuż po wyścigu kilka razy obejrzałem powtórkę spornego zdarzenia. Towarzyszyli mi członkowie powołanego jury oraz kierownik zespołu z Tarnowa. Nikt z nas nie miał całkowitej pewności, że kolega Iversen dwoma kołami przekroczył linię oddzielającą tor od boiska. Żaden z zapisów z kamer TVP Sport nie potwierdzał bowiem na 100 procent, że Duńczyk złamał regulamin. Dlatego, po wnikliwej analizie dostępnego materiału wynik wyścigu został utrzymany w mocy. Nie było podstaw, by wykluczyć Iversena - powiedział Wojciech Grodzki w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl
Arbiter przyznał, że z powodu obowiązków służbowych w środę nie miał czasu przeglądać materiałów, które obrazują kontrowersyjne zdarzenie.
- Głupi pomysł - odpowiada archanioł Gabriel - Przecież wiesz, że wszyscy najlepsi piłkarze są w niebie...
Lucyfer:
- A wies Czytaj całość