Rafał Mandes: Jest pan członkiem Parlamentarnego Zespołu ds. Sportów Motorowych. Czym się tam zajmujecie?
Leszek Blanik: Przede wszystkim naszą rolą jest wspieranie, a nawet bardziej lobbowanie na rzecz żużla głównie w Poznaniu i Warszawie. W stolicy nie jest o to łatwo, ale staramy się. Poza tym zaznaczam, że my jako zespół nie mamy siły sprawczej i siły rażenia jak np. komisje czy podkomisje sejmowe.
Będzie zatem jedna z eliminacji Grand Prix w Warszawie na Stadionie Narodowym?
- [color=#000000]Rozmawialiśmy na ten temat na Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki. Na spotkaniu obecny był m.in. prezes Polskiego Związku Motorowego, Andrzej Witkowski. W najbliższym czasie Grand Prix w Warszawie nie dojdzie niestety do skutku. Rozmowy w sprawie organizacji były bardzo trudne i wniosek jest taki, że nie ma na razie na taką imprezę funduszy. Ciężko przede wszystkim namówić władze Warszawy o poparcie finansowe.
[/color]W Sejmie nie brakuje posłów, którzy zakochani są w żużlu. Dużo rozmawiacie o speedwayu?
- Nie brakuje posłów, ale i posłanek. Wymieniamy poglądy na temat wszystkich imprez - tych najważniejszych jak i tych mniejszych. Ostatnio gorąco było głównie w sprawie tego feralnego biegu i kolizji Chrisa Holdera z Nickim Pedersenem w trakcie Grand Prix w Toruniu.
Chcecie zarazić resztę posłów i posłanek miłością do żużla?
- Pewnie. Jest nawet pomysł, by zorganizować w sejmie swego rodzaju wystawę sprzętu żużlowego. Chcemy sprowadzić nawet motocykl i pokazać wszystkim z bliska z czego się składa, itd. Planujemy, by taka wystawa odbyła się w dniu inauguracji przyszłorocznego sezonu Ekstraligi.
Zanim przyszłoroczny sezon skupmy się na tym niedawno zakończonym. Unia zasłużyła na mistrzowski tytuł?
- Byli cały czas na szczycie, zostali mistrzami, więc w pełni zasłużyli na złoto. Ale za zasługi w sporcie nikt niczego nie daje - albo jesteś najlepszy i wygrywasz, albo do najlepszych trochę ci brakuję i jesteś drugi lub trzeci. Unia była najlepsza i nikt chyba nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Nie da się jednak ukryć, że duży budżet wydatnie pomógł im w odniesieniu zwycięstwa. Mnie osobiście bliżej jest do drużyn, które nie dysponują aż tak kosmicznymi budżetami, ale za to stawiają na wychowanków.
Jak dużą cegiełkę do złota tarnowian dołożył trener Marek Cieślak? Jedni go wychwalają pod niebiosa, inni nie mają złudzeń, że w żużlu trenerzy za wiele do powiedzenia nie mają.
[color=#000000]- W żużlu trenerzy są w szkółkach, na poziomie Ekstraligi ja nazywałbym ich selekcjonerami czy menedżerami. Wybierają najlepszych i mobilizują ich do walki. Na tym polega ich rola. Z drugiej strony w historii speedwaya wiele było dream teamów, które ostatecznie nie sięgnęły po złoto. Marek Cieślak to najlepszy trener w historii polskiego żużla i jego wkład w mistrzostwo Unii moim zdaniem jest naprawdę duży. On widzi i dostrzega to, czego nie widzą i nie dostrzegają inni. W swojej karierze wywalczył mnóstwo pucharów, przypadkiem przecież tego nie dokonał. Szacunek dla niego.
[/color]Pomówmy teraz o feralnym regulaminie Ekstraligi. Panu także spędza on sen z powiek?
- Nie ma drugiej dyscypliny sportu na świecie, w której co roku regulamin byłby niemal przebudowywany do zera. To sprawia, że frekwencja na stadionach żużlowych spada z roku na rok. Nie dość, że w ten sposób nie da się zyskać nowych fanów, to jeszcze wygania się z trybun tych, którzy chodzą na mecze od lat, bo i oni gubią się w tych wszystkich przepisach. To jest przykre.
A jak to zmienić?
- Jak coś nagle się nie załamie, jak nie wycofają się sponsorzy, czego rzecz jasna tej dyscyplinie nie życzę, to o zmiany może być ciężko. Mówiąc w skrócie bez wstrząsu się nie obejdzie.
To może milszy temat. Kto był według pana bohaterem zakończonego sezonu - i w Ekstralidze i w Grand Prix?
- W Ekstralidze bez dwóch zdań Nicki Pedersen. Wystarczy popatrzeć w statystyki i komentarz jest zbędny. Co do Grand Prix to doceniam złoto Chrisa Holdera, ale mi zaimponował przede wszystkim Antonio Lindbaeck. Szwed potrafił się odbudować i pozbierać, w wielu biegach on nie jeździł, a wręcz fruwał po torze. Nie mogę się już doczekać kolejnego sezonu i jego występów.
Docenia pan złoto dla Holdera, ale...
- Jeździł najrówniej i wywalczył mistrzowsku tytuł, ale w feralnym biegu w Toruniu, o którym już wspominałem na wstępie, powinien być wykluczony. Zadecydowała niestety zła opinia Pedersena. Sęk w tym, że w sporcie mistrzami zostają również ci, którzy są czarnymi owcami, tymi złymi charakterami. Nicki w swojej karierze wielokrotnie przekraczał granicę dobrego smaku na torze, ale w tej konkretnej sytuacji został oszukany. Duży niesmak, który może się odbić na rywalizacji w przyszłorocznym cyklu Grand Prix. Zwłaszcza w jeździe Pedersena, który może wrócić do swojego mrocznego oblicza (śmiech).
Za rok cykl Grand Prix troszkę nam się odmłodzi.
- Najbardziej cieszy mnie dzika karta dla Darcy'ego Warda. Widziałem go kilka razy w akcji i nie mam złudzeń, że to będzie kolejny australijski mistrza świata. Jeśli tylko ograniczy imprezowanie. Kolejny strzał w dziesiątkę to przepustka dla Jarka Hampela. Bez niego cykl Grand Prix byłby dużo uboższy. Reasumując za rok rywalizacja będzie bardziej wyrównana i nie będzie już tak odstających zawodników od reszty, jak np. Chris Harris w tym sezonie.
Było o najlepszych, czas na najgorszych. Kto pana zawiódł najbardziej?
[color=#000000]- Gdańsk jest bliski memu sercu i martwi mnie głównie postawa Piotra Świderskiego. Przed sezonem mówił, że z jego zdrowiem jest już wszystko ok, a tymczasem często go brakowało. Mam żal, że nie potrafił realnie ocenić możliwości swojego organizmu. Moim zdaniem on jest jednym z głównych winowajców spadku Wybrzeża. Druga osoba to Damian Baliński, który w Częstochowie z premedytacją wjechał w Rafała Szombierskiego. To było żenujące.
[/color]