Łukasz Bojarski ma ze sobą niezły sezon. Ze średnią 1,195 był najlepszym (nie licząc "gości") juniorem II ligi. Rozgrywki zakończył jednak pechowo. W półfinałowym meczu swojego zespołu w Rawiczu zanotował upadek i trafił do szpitala z wybitym barkiem. Na tor powrócił po 7-tygodniowej przerwie. - Upadek nastąpił wyłącznie z mojej winy. Popełniłem błąd w pierwszym łuku - tłumaczy młodzieżowiec Kolejarza. - Ból był ogromny, większy niż przy pęknięciu. Po kontuzji nie ma już śladu, a wrześniowym treningiem we Wrocławiu zakończyłem tegoroczne starty.
20-latek notował wahania formy. Błysnął w ligowym spotkaniu w Pile, kiedy łącznie z bonusem zdobył 12 punktów. Jednak już w kolejnym meczu, przeciwko Wandzie Kraków, nie wywalczył choćby oczka. - Do pojedynku w Pile wszystko układało się bardzo dobrze - podkreśla Bojarski. - Co prawda miewałem wpadki, ale więcej było pozytywnych momentów. Później dopadły mnie poważne kłopoty sprzętowe. Można mi wierzyć lub nie, lecz sporo nad tym myślałem i rzeczywiście przyczyną gorszych wyników okazały się przede wszystkim problemy z silnikami. Te z kolei przełożyły się na psychikę, bo słabe występy nieco mnie dołowały.
- Z minionego sezonu jestem zadowolony - kontynuuje wychowanek Włókniarza. - Sądzę, że w porównaniu do poprzedniego poczyniłem naprawdę spory postęp i jeśli nadal będę się tak rozwijał, to można być optymistą. Podstawą jest jednak wsparcie klubu w kwestii sprzętu. Bez regularnych przeglądów silników i ogólnych inwestycji nie ma mowy o dobrym wyniku. Nie zmienia to faktu, że mnie również zdarzało się zawodzić. Motywuje to jeszcze mocniej do pracy. Ten rok był ogromnym poligonem doświadczalnym. Wiele pomogła mi współpraca z tunerami, którym za pomoc serdecznie dziękuję.
Tajemnicą poliszynela jest, że Kolejarz Opole boryka się z problemami finansowymi i posiada wobec zawodników długi. - Są zaległości i podejrzewam, że dotyczy to wszystkich drugoligowych klubów - mówi Bojarski. - Trwa to moim zdaniem zbyt długo. Jestem osobą mało konfliktową, nie lubię się kłócić, co podkreśliłem przy podpisywaniu pierwszego kontraktu w Kolejarzu. Nigdy nie upominałem się o pieniądze, ponieważ zależy mi na jeździe, nie na zarobkach. Jednak żużel jest sportem strasznie kosztownym. Będąc na kontrakcie zawodowym utrzymywałem się praktycznie sam, otrzymując wsparcie ze strony rodziców, którzy wbrew przeciwnościom zawsze mi pomagają. Wszystkie zarobione pieniądze włożyłem w zaplecze sprzętowe. Wierzę, że te inwestycje, w połączeniu z ciężką pracą, kiedyś się zwrócą. Pod koniec sezonu zaczęło się robić bardzo ciężko. Mam pewne zobowiązania wobec porządnych ludzi i nie chciałbym ich zawieźć zbyt długim zwlekaniem ze spłatą długów. Trzeba czekać. Mam nadzieję, że do końca listopada zaległości zostaną uregulowane.
Drużyna z Opola w tym sezonie głównie rozczarowywała i nie osiągnęła celu, jakim był awans do pierwszej ligi. Zdaniem Łukasza Bojarskiego, przyczyn niepowodzenia należy upatrywać nie tylko w finansach. - Przede wszystkim zbyt pochopnie podejmowano decyzje. Zgrania zespołu nie da się przyspieszyć, pewne problemy na rozwiązanie wymagają czasu. W Kolejarzu po pierwszej porażce grożono nam karami, a co moim zdaniem najgorsze - za bardzo rotowano składem seniorskim. Nie wpływało to pozytywnie na drużynę. Zwłaszcza że był czas na przygotowania, ponieważ najważniejsze mecze czekały nas w fazie play-off. Pozycja po rundzie zasadniczej miała znikome znaczenie.
- Nieporozumieniem było również zwolnienie Andrzeja Maroszka - dodaje junior opolskiego klubu. - Uważam, że nie ponosił on winy za słabsze wyniki. Znaleziono w nim kozła ofiarnego. Zmiana opiekuna nic nie wniosła, a to, że zaczęliśmy się spisywać lepiej, wynikało z faktu, że większość zawodników uporała się z problemami. O trenerze Maroszku nie mogę powiedzieć złego słowa. Wielu mu zawdzięczam, gdyż sporo mnie nauczył i stawiał na mnie nawet w trudnych momentach. Ma nosa, potrafi wyczuć różne sytuacje i jego obecność w parku maszyn zawsze mnie motywowała. Dogadywałem się z nim świetnie.
Dla Bojarskiego przyszły sezon będzie ostatnim w gronie młodzieżowców. Nie wiadomo jeszcze, w której drużynie go spędzi. Kluby z wyższych lig wyrażają bowiem nim zainteresowanie. - Żadnych wiążących rozmów jeszcze nie prowadziłem - zaznacza 20-letni żużlowiec. - W tej chwili trudno wypowiadać się na temat kontraktu, skoro nie znamy regulaminu. Miejmy nadzieję, że wreszcie zostanie on ustalony - taki, jaki powinien być, czyli bez dziwnych ograniczeń. Pozostania w Kolejarzu wykluczyć nie mogę. Bądź co bądź jest to klub, który dał mi szansę i w którym spędziłem bardzo fajne lata. Jednak zamierzam się rozwijać. Następny rok będzie ostatnią okazją na zaistnienie wśród młodzieżowców. Chciałbym to wykorzystać i spróbować swoich sił w wyższej klasie, być może w ekstralidze. Sądzę, że starty tam pozwoliłby mi doskonalić swoje umiejętności. Mógłbym liczyć na większą pomoc ze strony klubu oraz częstsze występy - nie tylko w lidze, ale również w rozgrywkach juniorskich. Zobaczymy jednak, co przyniesie czas. Na tę chwilę nie będzie kłamstwem, jeżeli powiem, że sam nic nie wiem (śmiech).