Jarosław Galewski: Sezon już za nami. Co w tej chwili porabia Robert Miśkowiak?
Robert Miśkowiak: Powoli wchodzimy już w okres, kiedy zawodnicy zaczynają szykować się do kolejnego sezonu. Wiadomo, że w każdym przypadku musi być chwila na odpoczynek, ale powiem szczerze, że cały czas dbałem i dbam o aktywne spędzanie czasu. Nie można nie robić nic. Ja staram się jeździć na motocrossie, kiedy tylko pozwala na to pogoda. Zajmuję się również treningiem ogólnorozwojowym. Uważam, że aktywne spędzanie wolnego czasu jest bardzo ważne. Bardzo zależy mi na tym, żeby nie powstała dziura między zakończeniem sezonu a okresem przygotowawczym do kolejnego roku startów.
A kiedy ruszą te właściwe przygotowania do nowego sezonu?
- Wszystko w głowie zaczynam już sobie układać. Mniej więcej mam już przemyślenia, jak powinien wyglądać mój park maszyn w nadchodzących rozgrywkach. To na razie plan budowy wszystkich kwestii, ale on też jest bardzo istotny. Co do właściwych przygotowań fizycznych, to ruszą one lada moment.
W minionym sezonie zrealizowałeś swoje założenia. To był idealny rok?
- Do końca idealnie nie było. Zresztą zawsze jest tak, że człowiek może coś poprawić i gdzieś popełnił błąd. Trudno tego uniknąć. Błędów nie popełnia tylko taka osoba, która nic nie robi. Sezon był jednak w moim wykonaniu dobry. W zdecydowanej większości zrealizowałem to, co sobie założyłem i o czym mówiłem przed jego początkiem. Indywidualnie w lidze było naprawdę dobrze. Myślę, że zadowoleni są także prezes i działacze klubu z Lublina. Podpisali ze mną kontrakt w ostatniej chwili i sądzę, że nie żałują tego posunięcia. Ze swojej pracy wywiązałem się w stu procentach. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc wielu osób. Z tego miejsca dziękuję swoim sponsorom. Chciałbym przekazać gorące podziękowania doktorowi Misiakowi, Karolowi Hadasiowi z Centrum Kosmetyki Samochodowej oraz Pawłowi Tomkowiczowi z PRS.
Nie czujesz trochę, że po takim sezonie w pierwszej lidze zrobiłeś wszystko, co było do zrobienia i czas na nowe wyzwania?
- Na pewno zrobiłem sporo. Tak czy inaczej, wydaje mi się, że to nie ja powinienem oceniać, czy to wszystko, co należało zrobić. Jeździłem dużo i generalnie jestem zadowolony z tego, jak wszystko się potoczyło. Nie można jednak spoczywać na laurach, cały czas trzeba iść do przodu. Zamierzam nadal ciężko pracować, żeby osiągać jeszcze lepsze wyniki.
Twoim celem jest jazda w Ekstralidze. Blisko było już przed tym sezonem, ale ostatecznie wybrałeś pierwszą ligę. Jak będzie tym razem?
- Cały czas bardzo myślę o Ekstralidze. Nic w tej kwestii się nie zmieniło. Teraz jednak trudno mówić o konkretach, bo drużyny nadal nie znają regulaminu. To na pewno komplikuje wszystkim proces budowy zespołu. Więcej wyjaśni się, kiedy będą znane reguły gry. Wtedy karuzela transferowa rozpocznie się na dobre.
A czujesz się w stu procentach na siłach, żeby walczyć z najlepszymi?
- Tak, czuję się na siłach i uważam, że jestem gotowy na jazdę w Ekstralidze. Z tymi najlepszymi zawodnikami spotykałem się wiele razy, choćby przy okazji różnych turniejów. Ta rywalizacja wychodziła mi całkiem nieźle. Tak jak powiedziałem, nie jestem człowiekiem, który zamierza spocząć na laurach. Cały czas chcę iść do przodu.
Pojawiają się też takie opinie, że jesteś idealnym zawodnikiem na pierwszą ligę, ale na wyższym poziomie sobie nie poradzisz. Jak one na ciebie działają?
- Nie czytam komentarzy, które pojawiają się na forach internetowych. Powiem szczerze, że przyjąłem zasadę, że nie należy się nad tym zastanawiać i cały czas należy robić swoje. To zawsze przynosi najlepsze efekty. Każdy z nas ma swoją rolę do odegrania. Tak samo te osoby, które piszą różne komentarze na forach. Nie wiem, jak im to wychodzi, ale ja każdym razem próbuje wykonać swoją pracę jak najlepiej.
Otwarcie o chęci jazdy w Ekstralidze mówi twój kolega klubowy Dawid Stachyra. Takie ambicje zawodników spotykają się czasami z krytyką niektórych kibiców. Rozumiesz takie podejście?
- Pojawia się wiele opinii różnych kibiców. Ja zawsze z wielkim szacunkiem odnosiłem się do tych prawdziwych fanów. Oni zawsze dopingują i potrafią podnieść człowieka na duchu. Są też tacy, którzy piszą co im ślina na język przyniesie. Oczywiście, mają do tego prawo. Każdy ma jednak również prawo do ambicji i tego, żeby iść coraz dalej. Jeden chce lepiej jechać, a drugi pracować na lepszych warunkach. Kibice mogą pisać, ale zawodnik nie wszystkie komentarze powinien brać do siebie. Według mnie zawodnikowi, który ma ambicję, należy przyklasnąć. Na tym polega przecież istota sportu. Takich ludzi należy wspierać i zachęcać do walki. Za każdym razem i tak wszystko zweryfikuje rzeczywistość. Wielu jednak stawało przed trudnym wyborem, co zrobić, aby być jeszcze lepszym. Ja ambitne podejście do tematu zawsze podziwiałem.
W minionym okresie transferowym, do czego zresztą sam się przyznałeś, popełniłeś kilka błędów. Mogłeś jechać w Ekstralidze, ale czekałeś zbyt długo. Teraz jesteś mądrzejszy o to, co wydarzyło się poprzedniej zimy?
- W tych wszystkich negocjacjach i rozmowach człowiek nigdy nie ma chyba stuprocentowej pewności, że robi dobrze. Wprawdzie podpisałem kontrakt późno, bo na początku tego roku, ale nie należy tego rozpatrywać tylko i wyłącznie w kategoriach błędu. Decyzję należy podjąć, kiedy jest się do niej przekonanym. Oczywiście, w tym roku nie chciałbym wszystkiego zostawiać na ostatnią chwilę. Wierzę, że wszystkie tematy poukładam i sfinalizuję znacznie wcześniej, żeby ze spokojem móc przygotować się do kolejnego sezonu.
Oferty już napływają?
- Tak, są zapytania i oferty. Różne opcje w tej chwili rozważam. Więcej wyjaśni się, kiedy wszyscy poznamy regulamin, który będzie obowiązywać. Na tym etapie pojawiły się już poważne zapytania z klubów ekstraligowych. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Pragnę jednak podkreślić, że jestem po rozmowie z prezesem klubu z Lublina. Będziemy rozmawiać nadal, ponieważ bardzo tego chcę. Tak naprawdę to ten klub jako pierwszy od długiego czasu dał mi zarobić normalne pieniądze za wykonywanie swojej pracy. Byłoby bardzo nie w porządku, gdybym podpisał kontrakt z kimś innym i nie rozmawiał na temat swojej przyszłości z obecnym pracodawcą. Tak się nie robi i tak na pewno nie postąpię. W Lublinie zarobiłem pierwsze pieniądze od dawna i jestem za to bardzo wdzięczny. Na pewno będziemy dyskutować wspólnie, co dalej.