Maciej Kmiecik: Rozstrzygnęły się już losy twojej przynależności klubowej. Długo zastanawiałeś się, który klub wybrać?
Kacper Gomólski: Bardzo długo, bo oferta tarnowska nie była jedyną, którą rozpatrywałem. Jadąc jednak do Tarnowa na ostateczne rozmowy, wiedziałem mniej więcej jak wygląda oferta tego klubu. W czwartek na miejscu uzgodniliśmy tylko drobne szczegóły. Także w Gnieźnie byłem już po rozmowach i wiedziałem, czego mogę oczekiwać po beniaminku ekstraligi. Obie oferty były zbliżone, stąd też może tak długo się wahałem. Postanowiłem jednak podpisać kontrakt w Tarnowie.
Co cię przekonało? Nie kusiła cię perspektywa powrotu do macierzystego klubu, który awansował do ekstraligi?
- Kusiła i to bardzo. Szczerze mówiąc, jeżdżenie dla swojego miasta w najwyższej klasie rozgrywkowej to spory zaszczyt i ciekawa perspektywa. Cóż, wybrałem Tarnów. A dlaczego? Być może dlatego, że mam coś do udowodnienia tarnowskim kibicom. Ten sezon miałem bardzo kiepski. Nie jechałem na miarę oczekiwań, więc jest się z czego poprawiać. Można powiedzieć, że wyszedł mi jeden mecz w Gorzowie.
Posmakowałeś zupełnie innego żużla w ekstralidze. Trudno jest się przestawić do startów w najlepszej lidze świata?
- Na pewno nie jest to łatwa sprawa. Każdy mecz odbywa się praktycznie przy pełnym stadionie. Ścigać się trzeba z najlepszymi żużlowcami świata. Największą nauczką są jednak tory, a konkretnie ich przygotowanie. W zawodach młodzieżowych, jeżdżąc nawet na tych samych obiektach, nawierzchnia zazwyczaj jest twarda i równa. Przyjeżdżając na ligę zastaje się całkiem inny tor. Nie ukrywam, że często byłem zaskoczony przyczepnością toru na mecze ligowe i z tym był największy problem, żeby odpowiednio się dopasować. Mam nadzieję, że z tego sezonu wyciągnąłem wnioski, które zaprocentują w przyszłym roku.
Gniezno bardzo zabiegało o to, by jego wychowanek wrócił do macierzystego klubu?
- Tak. Zarząd klubu bardzo chciał, żebym ponownie założył plastron Startu. Gniezno bardzo mnie kusiło. Nie ukrywam, że chciałem wrócić do rodzinnego miasta, ale ostatecznie wybrałem Tarnów. Mam nadzieję, że zarząd i kibice gnieźnieńskiego klubu mi to wybaczą i nie będą mieli mi za złe. Zdaję sobie sprawę, że pewnie zdania wśród fanów i działaczy na temat mojej decyzji będą podzielone. Tak jednak wybrałem i mam nadzieję, że się nie pomyliłem.
Z tarnowskim klubem zdobyłeś Drużynowe Mistrzostwo Polski, ale obrona tytułu będzie szalenie ciężka, szczególnie biorąc pod uwagę zbrojenia innych klubów...
- Oczywiście. Bardzo ciężko będzie powtórzyć sukces z tego sezonu, tym bardziej, że inne kluby naprawdę wzmacniają się, a u nas ze względu na KSM trzeba przebudować zespół. Najpierw jednak trzeba skupić się na awansie do play-off, a później pomyśli i się o obronie tytułu.
Jak ocenisz skład Azotów Tauron Tarnów? Wydaje się, że stracicie lidera i będziecie mieli bardzo wyrównaną ekipę. Zgodzisz się z tą tezą?
- Skład jest ciekawy. Faktycznie, będziemy mieli pięciu równych seniorów, a być może faktycznie zabraknie lidera, jakim był Greg Hancock. Myślę jednak, że zarówno trener jak i zarząd oraz kibice wierzą, że piątka seniorów będzie jechać na równym i wysokim poziomie. My jako juniorzy też będziemy się starać. W przyszłym roku będę teoretycznie tym pierwszym, podstawowym juniorem. Wierzę, że sprostam temu wyzwaniu i będę zdobywał więcej punktów niż w tym roku. Chciałbym osiągać wyniki takie jak w Gorzowie, tyle tylko, że w trzech biegach.
Rozpocząłeś już przygotowania do tego sezonu?
- Tak. Treningi wznowiłem w poniedziałek. W czwartek miałem tylko dzień przerwy, bo musiałem pojechać do Tarnowa. W piątek natomiast jestem w Ostrowie, gdzie biorę udział w turnieju charytatywnym. Chcemy pomóc chorej dziewczynce. Cieszę się, że mogę wesprzeć tę szlachetną akcję. Nie tylko ja przyjechałem, bo przecież jest także Łukasz Sówka, są koledzy z Częstochowy, Wrocławia i Leszna.
Środowisko żużlowe udowadnia, że potrafi pomagać bez względu na przynależność klubową...
- Więcej szczęścia zawsze mi dawało okazywanie pomocy i niż samemu jej otrzymywanie i jeśli tylko mogę w jakiś sposób pomóc, staram się to robić. Naprawdę fajnie, że środowisko żużlowe potrafi się zjednoczyć i pomagać.
Łączysz przyjemne z pożytecznym, bo przecież w piłkę lubisz grać?
- Oczywiście. Uwielbiam grać w piłkę. Fajnie się pobawiliśmy, wszystko w granicach rozsądku i według zasad fair play.