W ubiegłym sezonie Kylmaekorpi wystąpił w 12 meczach PGE Marmy Rzeszów. Zdobył w nich 54 punkty i 7 bonusów, co dało mu średnią biegową równą 1,356. KSM Fina dla Ekstraligi wynosi 4,72, a dla I ligi 5,66.
Jak aktualnie wygląda twoja sytuacja zdrowotna?
Joonas Kylmaekorpi: Wszystko jest w porządku. Na początku grudnia udałem się do Polski, aby wyjąć tytanową blaszkę z obojczyka. Operacja przebiegła pomyślnie, ale po powrocie do domu - ze względu na różnicę ciśnień podczas lotu samolotem, nabawiłem się dużego krwiaka. Ci, których taki widok nie przeraża mogą zobaczyć na moim twitterze (twitter.com/kylmakorpi), że nie miałem do czynienia z błahostką. Po konsultacji i interwencji lekarza udało się problem rozwiązać i wszystko już jest OK. Spokojnie powróciłem do swojego cyklu treningowego.
Kiedy poznamy twój polski klub? W której lidze chcesz startować?
- Mam nadzieję, że sytuacja wyjaśni się wkrótce, ale przyznam szczerze, że dałem sobie trochę czasu na podjęcie decyzji. Rozważam kilka ofert, zarówno z Ekstraligi jak i I ligi. Nie chcę się śpieszyć, zależy mi na tym, aby wybrać klub, w którym będę miał zarówno dużą ilość startów, jak i stabilną sytuację ekonomiczną. Gdy tylko zdecyduję o polskim pracodawcy, niezwłocznie Was o tym poinformuję.
Zrezygnowałeś z jazdy w Elite League. Jak zamierzasz zapełnić te luki w terminarzu? Anglia to ok. 50 spotkań w roku.
- W sezonie 2013 będę startować ze szwedzką licencją, a taki krok umożliwił mi podpisanie kontraktu zarówno w szwedzkiej Allsvenskan League, jak i Elitserien. Na brak spotkań nie będę więc mógł narzekać, natomiast z pewnością łatwiejsza będzie logistyka. Nie będę już musiał wstawać w środku nocy na poranny samolot do Londynu, będę mógł funkcjonować w zdrowszym trybie.
Ostatnio wziąłeś ponownie udział w Gali FIM. Jak wrażenia z pobytu w Monako?
- To był fantastyczny weekend. Monako samo w sobie jest pięknym i wyjątkowym miejscem. Jak co roku, organizatorzy stanęli na wysokości zadania i sama gala wypadła perfekcyjnie. To świetne wydarzenie, które zgromadza w jednym miejscu najlepszych zawodników na świecie. Razem z moją dziewczyną bawiliśmy się doskonale i życzyłbym sobie, abyśmy mogli uczestniczyć w tym wydarzeniu również za rok.
Jesteś trzykrotnym Indywidualnym Mistrzem Świata na długim torze. Jak długo planujesz kontynuować karierę w long tracku i co chcesz jeszcze osiągnąć w tej dziedzinie sportu?
- Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Cały czas stawiam sobie za cel, aby ścigać się w gronie najlepszych żużlowców. Wtedy też musiałbym zrezygnować z jazdy na długim torze. Na razie rywalizacja w long tracku cały czas sprawia mi wiele przyjemności i daje ogromną satysfakcję. Nieważne jednak w której dyscyplinie startuję, cel jest zawsze jeden - zostać mistrzem świata.
W Internecie można znaleźć opinie, że startując jednocześnie w normalnym speedwayu i long tracku zatraca się pewne nawyki. Czy zgodzisz się z tym?
- W Internecie można znaleźć wiele opinii. Anonimowo każdy jest ekspertem. W większości kibice, którzy stawiają śmiałe tezy, nigdy nie widzieli zawodów na długim torze. Kiedyś na łamach waszego portalu, Marek Wojaczek, który sędziuje także long track Grand Prix, stwierdził, że zawodnicy w tej dyscyplinie muszą mieć lepszą kondycję niż żużlowcy. Jest to teza, z którą się zgodzę. Moim zdaniem starty na długim torze pozwalają rozwinąć umiejętności jazdy na motocyklu w ogóle. Wpływają na refleks i styl. Wracając do opinii Internautów, czy żużlowcy tracą pewne nawyki podczas przerwy zimowej i rozbratu z motocyklem?
Często startujesz w soboty w longtracku, a już w niedzielę w lidze polskiej. Taka przesiadka nie stanowi dla Ciebie problemu?
- Nie mam żadnego problemu. Często bywało tak, że z Grand Prix na długim torze musiałem lecieć prosto do Anglii i ścigać się na przykład w Eastbourne - jednym z najkrótszych torów w Elite League. Odszedłem z drużyny Orłów jako numer jeden, więc chyba musiałem sobie radzić nieźle, nawet pomimo wspomnianej przez Ciebie przesiadki.
Być może jedna z rund Grand Prix na długim torze odbędzie się w Rzeszowie, czyli na obiekcie który dobrze znasz.
- Sądzę, że byłoby to świetne wydarzenie. Nie tylko ze względu na rzeszowski tor, ale głównie dlatego, że kibice w Polsce mieliby w końcu okazję zobaczyć long track na własne oczy.
Jesteś Finem, a tam bardziej popularny od long tracku jest ice racing. Masz zamiar spróbować kiedyś w tym swoich sił, a może już masz za sobą takie treningi?
- Kiedyś spróbowałem jazdy w tej dyscyplinie, ale tylko dla zabawy. W lutym tego roku do mojego cyklu treningowego należały natomiast starty w fińskim ice road racing. Pod koniec grudnia udam się natomiast do Hiszpanii, gdzie będę jeździł na motocrossie i enduro. Niedaleko Girony są tory, na których trenować można całą zimę i goszczą tam najlepsi zawodnicy na świecie - na przykład Tadek Błażusiak. Dla mnie jest to świetne przygotowanie przed sezonem żużlowym.
Rozmowę przeprowadzono 10 grudnia.