Mój koncert życzeń był zupełnie inny - rozmowa z Piotrem Baronem, menedżerem Betard Sparty

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Menedżer Betard Sparty Wrocław w rozmowie ze SportoweFakty.pl przyznał, że miał wpływ na budowę składu zespołu z Dolnego Śląska, choć jego "koncert życzeń" był zupełnie inny.

Michał Korościel: Jak pan się czuje kiedy wszyscy dookoła mówią, że jest pan kapitanem okrętu, który zaraz pójdzie na dno? Nie ma chyba eksperta, który mówi, że Wrocław się w tym sezonie utrzyma w Enea Ekstralidze… Piotr Baron: Czuję się dokładnie tak jak rok temu i jak dwa lata temu, bo wtedy też wszyscy nam wróżyli spadek, więc ja się już do tego przyzwyczaiłem. Tylko, że w tym roku spadają aż 3 drużyny, a pan dysponuje chyba jeszcze słabszym składem niż rok i dwa lata temu. - Gdybym miał się tym przejmować, to chyba lepiej byłoby, żebyśmy w ogóle nie wyjeżdżali na tor. Żużel jest tak nieprzewidywalny, że te wszystkie opinie ekspertów można włożyć między bajki, spróbujemy udowodnić tym internetowym fachowcom, że nie mieli racji. Nie ma pan wrażenia, że wam ciągle wiatr w oczy wieje? Z frekwencją na stadionie macie problem, ze sponsorami problem, ze składem problem, a ostatnio jeszcze problemy z kontuzją Tomasza Jędrzejaka. - Z Tomkiem jest już wszystko w porządku, po kontuzji nie ma śladu, a ze składem, no cóż, mamy jaki mamy, moglibyśmy mieć lepszy, ale nie ma dzisiaj na to środków. Uważam, że to jest ekipa walecznych chłopaków, którzy tanio skóry nie sprzedadzą. A miał pan wpływ na budowanie składu, czy szefostwo klubu przedstawiło panu nazwiska żużlowców i nie miał pan za wiele do powiedzenia? - Wpływ miałem na to co się stało, natomiast mój koncert życzeń był zupełnie inny, ale jest jak jest. A ma pan czasami pretensje do Sebastiana Ułamka, czy Fredrika Lindgrena, że odeszli od was mimo wcześniejszych zapewnień, że wszystko im się we Wrocławiu podoba? - Ja nie mam do nikogo pretensji, każdy może pracować tam gdzie chce. Gdyby panu ktoś zaproponował większe pieniądze to też pewnie zmieniłby pan firmę i nie ma w tym nic dziwnego. Z Ułamkiem i Lindgrenem rozstaliśmy się w dobrej atmosferze, ja mam nadal z nimi dobry kontakt i to jest dla mnie ważne. Zgodzi się pan z opinią, że w tym roku Wrocław będzie miał jedną ze słabszych par juniorskich? - Słabszą to mieliśmy w tamtym roku, czy będziemy mieli w tym, to się dopiero okaże. W tym sezonie ci zawodnicy zupełnie inaczej wyglądają na motocyklach, zupełnie inaczej zostali przygotowani i wierzę w to, że wcale nie będzie to najsłabsza formacja młodzieżowa w Ekstralidze. Proszę pamiętać, że mamy jeszcze szesnastoletniego Mike’a Trzensioka, który cały czas się rozwija, a to pozwala mi patrzeć na naszą ekipę juniorów z umiarkowanym optymizmem. Oczywiście są w Ekstralidze drużyny z lepszymi juniorami niż nasi, ale są też takie, które mają gorszych. Pytam o juniorów, bo pamiętam, że kiedyś wrocławskich młodzieżowców bała się cała Polska. Pan w parze z Piotrem Protasiewiczem wygrywaliście prawie każdy bieg 5:1. Gdzie te czasy panie trenerze, co się stało, że dzisiaj jest znacznie gorzej? - Rzeczywiście było fajnie, ale spojrzałbym na to trochę ogólniej, bo dzisiaj problem jest nie tylko u nas, ale w całej Polsce. Po prostu przez ostatnich kilkanaście lat nie było szkolenia. A teraz już jest? - Delikatnie zaczynamy z tym ruszać, mamy paru chłopaków we Wrocławiu, których zarażamy miłością do żużla, ale nie jest łatwo. Dzisiaj młodemu chłopakowi świat oferuje wiele pokus, przy których speedway nie jest wcale taki atrakcyjny. Żużel wymaga poświęceń, wyrzeczeń, a na to dzisiaj młodzi ludzie raczej nie mają ochoty. Czyli żużel nie wytrzymuje konkurencji w walce z innymi sposobami na życie? - Dokładnie, dzisiaj młody chłopak może iść do kina, Aquaparku, galerii handlowej, a kiedyś w Rawiczu, Lesznie, Gorzowie, czy gdziekolwiek indziej jedyną rozrywką dla piętnastoletnich młodzieńców była jazda na motorze, teraz w tych rozrywkach mogą przebierać i stąd takie pustki w żużlowych szkółkach. Zwłaszcza, że na początku trzeba popracować w warsztacie, a nie od razu jeździć na jednym kole, a to się młodym nie podoba. Konkurencja innych rozrywek to największy problem. - Nie, jeszcze większym są rodzice, którzy przychodzą z tymi młodymi chłopakami do szkółek. Ci ludzie nie dają właściwie nic od siebie, a od razu chcą gwiazdorskich pieniędzy dla swoich synów. Tatuś przewraca synkowi w głowie, krzywdzi go w ten sposób, a kiedy nie dostaje tych wielkich pieniędzy, o których marzył, najczęściej się od żużla odwraca i jego syn też. To może rację mają w Zielonej Górze. Niedawno wpadli tam na pomysł, żeby rodzice za treningi swoich dzieci płacili. - Pomysł jest fajny, bo klub żużlowy to nie jest instytucja charytatywna, która będzie udostępniała tor, motocykle i mechaników po to, żeby jakiś chłopiec sobie trochę pojeździł. Rozumiem, że kiedy klub dostrzeże w chłopaku talent, to wtedy go doinwestuje. I bardzo dobrze. Nie może być tak, że przez klub przewinie się 100 chłopaków, a później zostanie jeden, a reszcie się odechce, albo nie będą się nadawać. Kto wtedy klubowi odda pieniądze za to, że tych 99 chłopców przyszło się pobawić. A jak już chłopak, który ma 17 lat "załapie się" do ekstraligowego składu to na jakie pieniądze on może liczyć? Jest w stanie zarabiać 4 albo 5 tysięcy złotych miesięcznie? - Jak ma kontrakt amatorski i tak średnio punktuje to może się zbliżyć do tych pieniędzy, natomiast na kontrakcie zawodowym trzeba już naprawdę dobrze jechać. Junior, który ma kontrakt zawodowy i zdobywa 50 punktów w sezonie nie ma szans, żeby się z żużla utrzymać. Jak zdobędzie 100 punktów w sezonie to może już z tego przyzwoicie żyć, a jak zdobywa 200 punktów w sezonie - jak Maciej Janowski - to już ma naprawdę dobre pieniądze. Zmienię temat na koniec. Przypomina pan sobie, żeby kiedykolwiek pogoda miał tak duży wpływ na ligę żużlową jak w tym roku? - Pamiętam, że kiedyś w Częstochowie jechaliśmy mecz w śniegu, ale rzeczywiście nie przypominam sobie, żeby z powodu pogody odwoływane były dwie kolejki ligowe, a przecież niewykluczone, że trzeba będzie przełożyć też trzecią, bo nawet jak się wypogodzi to trzeba będzie jeszcze potrenować. Nie wyobrażam sobie startowania od razu, bez sparingów, to mogłoby się zakończyć kontuzja, a tego nikomu nie życzymy.

Michał Korościel - Dziennikarz RADIA ZET i SportoweFakty.pl Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie nowy fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: