Najpierw w biegu dziesiątym na wejściu w drugi łuk pod zawodnika ostrowskiej drużyny podjechał Kenni Larsen. - Wszyscy widzieli co się stało. Dobrze wyszliśmy ze startu z Adamem Skórnickim i chciałem abyśmy tak dojechali do mety. Trochę Larsena poniosła ambicja i zostałem przewrócony, a mój motocykl się pogiął - relacjonuje Mariusz Staszewski.
37-latek po raz drugi z torem zapoznał się w wyścigu numer 10, kiedy jadąc przez nikogo nieatakowany upadł na przedostatnim wirażu. - Przed tym biegiem przesiadłem się na drugi motocykl, który był można powiedzieć przeciętny na ostrowski tor. Zerwał się łańcuszek sprzęgłowy - mówi zawodnik Ostrovii.
Jako, że wcześniej z powodu defektu na murawę zjechał Marcin Bubel to Staszewski szybko się podniósł i przebiegł z motocyklem blisko 300 metrów zdobywając 1 punkt . - Mamy za sobą okres przygotowawczy i nie był to dla mnie żaden problem - mówi żużlowiec ekipy z południowej Wielkopolski.
Gospodarze pokonali Orła 46:43. W drugiej części spotkania łódzka drużyna zniwelowała większość strat - po ośmiu gonitwach było 30:18. - Trochę te zawody były pechowe dla nas przez upadki. Zespół z Łodzi też się lepiej w trakcie trwania zawodów dopasował do toru. Z nas jakby trochę powietrze zeszło. Najważniejsze, że utrzymaliśmy prowadzenie, zwyciężyliśmy i to jest najważniejsze. Nie spodziewaliśmy się łatwego meczu. Dobrze, że ten początek nam tak dobrze wypalił - kończy Staszewski.