- To był bardzo pasjonujący pojedynek. Tak naprawdę gdzieś po cichu myślałem, że to wszystko rozstrzygnie się w ostatnim wyścigu. Niemniej jednak należy pamiętać, że bez Andreasa Jonssona drużyna Falubazu była słabsza, a my musieliśmy to wykorzystać. Najważniejsze, że dwa punkty jadą do Torunia. Myślę, że przede wszystkim kibice powinni się cieszyć, że to był fajny pojedynek. Jestem przekonany, że równie ciekawie będzie w Toruniu i również rozstrzygnie się on w ostatnim wyścigu - powiedział Mirosław Kowalik.
Podczas niedzielnego meczu dochodziło do wielu upadków. Szczególne problemy zawodnicy mieli w pokonywaniu pierwszego łuku. - Mamy świadomość tego, że w Zielonej Górze całą noc padało. Podobnie było w Toruniu. Gdy przyjechaliśmy to tor był w opłakanym stanie. Uważam jednak, że wielkie słowa uznania dla ludzi, którzy ten tor przygotowali w takim stanie jaki on był, bo moim zdaniem był świetny. Były dwa miejsca, które trochę sprawiały problemów i były niebezpieczne, ale to, że dochodziło do upadków, to była głównie wina zawodników - dodał.
Toruńscy kibice wciąż nie mogą przyzwyczaić się do obecności w drużynie Unibaksu Tomasza Golloba. - Nie wiem jak to skomentować. Mi to się bardzo nie podoba. Tomek jeździ dla naszej drużyny, jest z nami i takie traktowanie jest trochę nie fair - skomentował Kowalik.
Do niecodziennej sytuacji doszło w 12. wyścigu, kiedy to po defekcie motocykla z toru nie zjechał Chris Holder. Sędzia ukarał Australijczyka żółtą kartką. - On chyba nie do końca jest świadomy jaki mamy regulamin w Polsce, skoro myślał, że po potrąceniu, gdy został mu strącony łańcuch, wydawało mu się, że wyścig mógłby zostać powtórzony w czteroosobowym składzie. Takiej możliwości nie było i za to dostał żółtą kartkę - zakończył Mirosław Kowalik.