Jerzy Kanclerz, odwołany w ubiegły poniedziałek menedżer zespołu składywęgla.pl Polonia, a zarazem dyrektor sportowy i członek zarządu bydgoskiego klubu przedstawił swoją wersję zwolnienia z pracy. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej wytoczył ciężkie działa. Personalnie obwinił kilka osób o złe kierowanie klubem. Przy okazji dostało się nawet Rafałowi Bruskiemu, prezydentowi Bydgoszczy, który - zdaniem Kanclerza - nie dotrzymał wyborczych obietnic i ma słabe rozeznanie w kwestii finansów spółki.
Najbardziej dostało się jednak Jarosławowi Deresińskiemu, prezesowi polonistów. Kanclerz zarzucił mu m.in. brak wyższego wykształcenia, nieznajomość języka angielskiego (te warunki musiał spełnić kandydat na prezesa Polonii w ogłoszonym konkursie), fatalne ułożenie planu wpływów i wydatków w spółce, zatrudnianie swoich znajomych, wydawanie publicznych pieniędzy na prywatne cele. Najpoważniejszy zarzut dotyczył jednak tajemniczego włamania do siedziby klubu, w którym miał współuczestniczyć prezes Deresiński.
Szef Polonii póki co zachowuje spokój, ale... - Nie ma po prostu czego komentować i - przynajmniej na razie - nie zamierzam się odnosić do zarzutów Jerzego Kanclerza. Bo do czego tutaj można się odnieść? Ale wobec sprawy mojego rzekomego współudziału we włamaniu do siedziby klubu nie mogę jednak przejść obojętnie. Z tego, co wiem na konferencji były dwie telewizje. Poproszę o zapis spotkania i po analizie nagrań zdecyduję, czy złożę wniosek do prokuratury o wszczęcie postępowania w sprawie tych oskarżeń - powiedział Jarosław Deresiński portalowi SportoweFakty.pl.
strony i jestem pod wrażeniem, że akurat tym razem
mówimy jednym głosem. Szkoda tylko, że takie historie
dzielą nas - fanów.
P.S.: Propon Czytaj całość